Czy
potrzebna Polsce droga zabawka w postaci samolotu F-35?
Takie pytanie postawiłem sobie po
zapoznaniu się z krytycznymi uwagami ekspertów lotniczych i kierując się własnym
doświadczeniem w przemyśle lotniczym, podczas 30 letniej pracy w WSK PZL Mielec.
Od 1955 roku z podległymi mechanikami wykonywałem próby przed lotem na seryjnie
produkowanych samolotach począwszy od Lim, Iskrę, Bies, AN-2, Dromader i
Belphegor.
Mogę na tej podstawie powiedzieć, że z
usterkami przestawionymi przez ekspertów, samolot F-35 nie wyszedłby w Mielcu z
prób prototypu i nie mógłby być produkowany seryjnie. Z opinii ekspertów
lotniczych wynika, że samolot ten posiada ponad 100 wad konstrukcyjnych
powodujących, że samolot nie spełnia warunków bezpieczeństwa. Jedną z wad jest
lot pod kątem natarcia przekraczającym 20 stopni, po którym samolot może wpaść
w nieprzewidywalne ruchy wokół własnej osi. W lotach eskadry w USA wprowadzono
większe odstępy między samolotami, aby nie doszło do katastrofy. Wada utrudnia
manewry w walce i locie krytycznym, co jest podstawą bezpieczeństwa i
efektywności w walce. Jest to opinia pilotów amerykańskich i brytyjskich.
Następna wada dotyczy lotu naddźwiękowego na dużej wysokości po włączeniu
dopalacza. Gdy trwa zbyt długo może dojść do przegrzania powłoki i utraty
właściwości tzw. stealth oraz uszkodzenie anten systemu łączności. Gdy w
Japonii rozbił się F-35 i zginął pilot, stwierdzono że mogło dojść do skoków
ciśnienia w kabinie, a także instalacji tlenowej, co spowodowało utratę przytomności
pilota.
Samolot F-35 |
Mogę śmiało powiedzieć, że za moich
czasów w PZL Mielec, samolot z takimi wadami nie wyszedłby z prób prototypu i
nie zostałby dopuszczony do produkcji seryjnej.
Następną sprawą jest koszt liczony w
miliardach, nie tylko za kupno F-35, ale także zmianę infrastruktury lotnisk
wojskowych, bez której samoloty 5-tej generacji staną się bezużyteczne. Dojdą
także koszty eksploatacyjne, uzależniające Polskę od przemysłu amerykańskiego. Po
co w ogóle potrzebna jest nam w Polsce taka droga zabawka? Przecież nawet w
wyniku konfliktu zbrojnego nie będzie się używać do walk myśliwców i bombowców.
Minęła era walk powietrznych toczonych z myśliwcami ochraniającymi bombowce, bo
i te na nowoczesnym polu walki nie będą potrzebne. Do tego celu używa się broń
rakietową. Myśliwce w przyszłej wojnie spełnią taką rolę jak konnica polska szarżująca
na niemieckie czołgi w II Wojnie światowej. Czy w takim wypadku jest potrzebny
siłom powietrznym samolot myśliwski?
Oczywiście jest potrzebny, bo tak jak
każdy żołnierz ma broń osobistą, tak wojska lotnicze muszą mieć samoloty do
różnych celów w tym myśliwce. Są potrzebne do szkolenia, lecz nie robi się tego
od razu na najwyższej klasy bojowym sprzęcie, lecz zdobywa stopniowo poziom
wyszkolenia na innym sprzęcie.
Przychodzi
mi tu na myśl, nasz rodzimej konstrukcji samolot Iryda, który przez głupotę
dowódców lotniczych i kolejnych rządów doprowadził do zaniechania jego
produkcji. Zniszczono przemysł lotniczy w Polsce, a w nim liczącego się na
rynku światowym producenta PZL Mielec. Wybitny udział mieli w tym Amerykanie,
którzy za cel przyjęli ulokowanie własnego przemysłu lotniczego w jednym z
krajów bloku wschodniego, a najlepiej nadawała się do tego Polska. Pragnę
przypomnieć owe fakty, bo są symptomatyczne.
Polski samolot Iryda, na którego wydano ogromne pieniądze, a następnie zaniechano produkcji i złomowano 17 sztuk |
Prace nad udoskonalaniem Irydy trwały
wiele lat i wprowadzono wszelkie zalecenia Dowództwa Wojsk Lotniczych. Wydano
na jej modyfikację ogromną ilość pieniędzy, jednak biznes amerykański tak
potrafił z kokietować wojskowych dowódców i rządzących, że skorzystali z katastrofy
Irydy, aby ją zniszczyć. Kiedy mieliśmy dogadaną licencję z Antonowem na
produkcję AN-28 i mogliśmy Skytruck i Bryzę produkować, to amerykański bojkot,
uwięzienie i proces autorów porozumienia uniemożliwiły ich produkcję.
Ostatecznie nie wywiązanie się z offsetu po zakupie F-16 dobiły kompletnie PZL
Mielec. Był to już stan, kiedy za bezcen
sprzedano Amerykanom zbankrutowane zakłady, gdzie ulokowali swój koncern
Sikorsky, a obecnie Lockheed Martin.
Powszechnie wiadomo, że przemysł
lotniczy to kura znosząca złote jaja. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że 1kg
wyprodukowanego samochodu kosztuje 30$, a samolotu 3000$, to jasno wynika
korzyść z przemysłu lotniczego. Z samolotem sprzedajemy bowiem myśl techniczną
ulokowaną w głowach konstruktorów, pilotów i wszelkiej maści fachowców.
Przemysł lotniczy jako przodujący podciąga za sobą pozostałe gałęzie przemysłu
danego kraju. Pragnę nadmienić, że w kooperacji z finalnym zakładem w Mielcu
produkowało części około 800 zakładów w Polsce. Przytaczając cyfry mój zakład PZL
Mielec w latach prosperity przynosił 1% dochodu narodowego, a w handlu ze
Związkiem Radzieckim było to 2%. Mieliśmy w Mielcu wspaniałą kadrę konstruktorsko
inżynierską. Wieloletni pobyt w Mielcu 80 konstruktorów sowieckich Izmajłowa,
współpraca z Antonowem i najlepszymi w Kraju dał powyższy efekt.
Zabrakło po transformacji ustrojowej w
Polsce ludzi na miarę premiera Eugeniusza Kwiatkowskiego, prezydenta Ignacego
Mościckiego i dowódców lotniczych, którzy w latach międzywojennych dostrzegli
konieczność budowy własnego przemysłu obronnego. Ogromnym wysiłkiem całego
społeczeństwa zbudowano Centralny Okręg Przemysłowy (COP) i port morski w
Gdyni. Wiedzieli oni, że tylko przez inwestycje można budować przyszłość
Polski. Nie trzeba wielkiej mądrości, aby dostrzec korzyści ze sprzedaży
sprzętu lotniczego. Mądry wyprodukuje, sprzeda i ma tak samolot jak i
pieniądze. W odwrotnym wypadku trzeba obniżyć poziom życia obywateli.
Skąd weźmiemy w Polsce fundusze na tak
drogi sprzęt, jak samolot F-35 skoro pozbyliśmy się tak złotodajnych gałęzi jak
przemysł lotniczy? Odpowiedź jest prosta. Z pogłębiania biedy Polaków.
Obecnie ulokowany w Mielcu Lockheed
Martin, producent tak samolotu F-35 jak i śmigłowca Black Hawk ma się
wspaniale. Sprzedaje produkty przejęte wraz z PZL-em, a był to M-18 Dromader, a
po dziś dzień samoloty Bryza i Skytruck. Wysoko wywindowana cena na Dromadera
zniechęciła kupujących i zaniechano produkcji, natomiast Bryzę i Skytruck
Amerykanie sprzedają Polsce, ale za 2-krotnie wyższą cenę niż sprzedawała je
Polska.
Gdyby politycy i dowódcy wojsk
lotniczych kierowali się po transformacji ustrojowej interesem Kraju i nie byli
zauroczeni nowym Wielkim Bratem, to mielibyśmy wspaniały i bezpieczny dla pilotów
samolot Iryda. Miał nowoczesną awionikę i broń wystarczającą na potęgę
militarną Polski. Zastąpiłby sprzęt radziecki i TS-11 Ikrę. Był to samolot na
który czekano w Indiach. Jakością i ceną miał przewagę nad porównywalnymi
konstrukcjami i byli by na niego nabywcy. Dla innych nabywców produkowano by
samolot M-18 Dromader, Bryzę i Skytrucka. Za wynegocjowany od Amerykanów offset
byłyby pieniądze za 100 Dromaderów i 100
Skytrucków co pozwoliłoby dofinansować PZL w Mielcu, po zaniechaniu
produkcji dla Rosjan. Wychodzilibyśmy z kryzysu na prostą, gdyby nie następny
Wielki Brat robiący w Polsce interesy.
Jeśli chcemy zapoznać się z tematem
Irydy i tym dlaczego doszło do bankructwa PZL Mielec, to linki poniżej doprowadzą
do tematów, które napisałem 4 lata temu. http://cowiemechanikolotnictwie.blogspot.com/2016/01/fakty-i-kontrowersje-o-samolocie-iryda.html
Co do przyszłości, to przewidzieć można
że kryzys gospodarczy będzie się pogłębiał i za 4 lata kiedy będziemy od
Amerykanów przejmować F-35, to Polskę może nie być stać na eksploatację samolotów
generujących ciągłe ogromne koszty. Może się więc zdarzyć, że najlepszym
rozwiązaniem będzie wyprowadzić je wprost na złom, tak jak przed laty zrobiono
to z 17 Irydami w Mielcu.
Teofil
Lenartowicz
Wrocław, dnia 4
lutego 2020 roku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz