piątek, 27 stycznia 2017

Brązowe skarpetki



Brązowe skarpetki

            Kilka dni temu żona obrugała mnie, dlaczego zrezygnowałem z chodzenia w nowych bezuciskowych skarpetkach, a założyłem stare zniszczone. Argumenty były tak przygniatające, że nic się nie odezwałem, ale sięgnąłem do pamięci i doszedłem do wniosku, że miało to swój cel. Następnego dnia powiedziałem, że chodząc w nowych skarpetkach zauważyłem, że pomimo nazwy bezuciskowych powodowały one ucisk widoczny na nogach, co powodowało gorsze krążenie krwi i było mi zimno w nogi. Natomiast kiedy założyłem owe zniszczone wełniane, to ucisku nie miałem i lepiej się poczułem. Na brązową skarpetkę w miarę spadku temperatur zakładałem następną luźną, a jak trzeba było to jeszcze po latach jakąś maskującą.

niedziela, 15 stycznia 2017

Spotkanie opłatkowe w Klubie Lotników "Loteczka"



Opłatkowe spotkanie w „Loteczce”


            Dużo by można pisać o opłatkowym spotkaniu w klubie lotników „Loteczka” we Wrocławiu, odbytego we wspaniałej atmosferze Bożonarodzeniowego Święta. Odbyło się ono jak zwykle w siedzibie Klubu „Orle Gniazdo” w dniu 10-tego stycznia 2017.

            Nie da się  wprost opisać tej pięknej wspaniałej atmosfery, jaka przebijała z owego spotkania. Choćby dlatego, że nie zostało ono wyreżyserowane, lecz tak jak każde odbyło się spontanicznie i wyłącznie z inicjatywy przybyłych na spotkanie. Może jedynie odśpiewanie hymnu lotników i zagajenie było wcześniej zaplanowane wraz z przyjęciem na członka pana Adama Sznajderskiego. Pozostałe wydarzenia były już całkowicie w gestii członków Loteczki.
Przyjęty członek Adam Sznajderski
 
            Po powyższym przystąpiono do składania sobie życzeń, trwające niemal do końca spotkania. Znaleźli się natychmiast grajkowie z instrumentami muzycznymi. Wymienić tu trzeba naszego Józia Młocka, który aż z Leszna przybył z klawiszowym instrumentem, Stasia Błasiaka z Jeżowa Sudeckiego pod Jelenią Górą ze skrzypcami, czy Józefa Kostki ze Świdnicy z harmonią.




Śpiewy kolęd pod akompaniament stworzonej orkiestry odbywały się cały czas. Płynęła zewsząd przyjaźń i stworzone wręcz braterstwo.



























   


            Było w tym coś więcej niż serdeczność. Zaistniałe zżycie się z sobą w wyniku comiesięcznych spotkań zaowocowało mocą więzów społecznych wśród Braci Lotniczej z których każdy pochodzi niemal z odległej części Dolnego Śląska i dalej. Bo przecież na nasze spotkania przybywają członkowie nie tylko z Wrocławia, lecz także z Jeleniej Góry, Lubinia, Leszna i diabli wiedzą skąd jeszcze. Są to wśród Braci Lotniczej znane w skali kraju nazwiska. Nie będę ich wymieniał, bo nie chciałbym nikogo pominąć. Wymienię tylko naszego kochanego Ojca Dominika Orczykowskiego, który bardzo często pomimo swojego wieku odwiedza nas z Krakowa wzbogacając tym samym nasze spotkania. Wspomnieć też muszę naszą kochaną Bolesławę Jońca zwaną Bolesią, która zaraża wszystkich swoim humorem i serdecznością.

            Niechaj zazdroszczą nam wszystkie ośrodki lotnicze takiego klubu i takiej wspaniałej atmosfery. Mamy się czym poszczycić, bo my w Loteczce mamy drzwi otwarte dla wszystkich. Odbywamy spotkania raz w miesiącu zawsze w drugi wtorek miesiąca i każdy może posłuchać naszych tematów, czy spotkać się ze znajomymi. Nie posiadamy ułomności jakie posiadają inne ośrodki lotnicze, gdzie spotykają się jedynie elity z okazji rocznic, lub wzajemnie ustalonych okazji. Posłużę się w tym wypadku przykładem Mielca, gdzie lotnictwem pachnie w każdym domu, ale tam w Klubie Miłośników Lotnictwa zapraszani są jedynie wybrani. Moi dawni koledzy, którzy tworzyli własnymi rękami lotniczą historię Mielca mogą o rocznicach, lub uroczystościach pomarzyć. Dowiadują się o odbytych spotkaniach jedynie sporadycznie. Nie rozumiem tego, bo przecież nie decyduje tu obawa, że na otwarte spotkanie przyjdzie zbyt wielu. Żal serce ściska, kiedy uświadomię sobie, że w tym roku minie 50 lat, kiedy Mielczanie wylecieli samolotami AN-2 w pierwszą agrolotniczą wyprawę do Sudanu, a rocznica owa nie będzie wzbogacona wspomnieniami moich kolegów tworzących tamte wydarzenia.

Pierwsza ekipa Polaków, przeważnie Mielczan w Sudanie w październiku 1967 roku w widłach Nilów k/Hartumu w bazie Kilo 88. Stoją górny rząd: Tadeusz Gąsior, Sudańczyk Abbas, Tadeusz Podlecki, M. Kołotko, Mirosław ?, Bronisław Lubliński, Kazimierz Duszkiewicz, Wiktor Białek, Władysław Cena. Środkowy rząd: Z. Żok, Paweł Dzida, Jerzy Pietrzak, Andrzej Pamuła, Franciszek Zalewski, Józef Misiaczek, Władysław Adamczyk, Zbigniew Słonowski Stanisław Ortyl, Kowalski, Tadeusz Stępczyk. Siedzą: Franciszek Drozdowski, Leopold Trojan, Mieczysław Gronek, Stanisław Szetela, Lachcik i Aureliusz Foremny. (ze zbiorów Jerzego Pietrzaka)
To oni w większości zapoczątkowali podbój nie tylko afrykańskiego agrolotnictwa, ale wiele innych gałęzi lotnictwa niemal na całym świecie. Historia mieleckiego lotnictwa nie była tworzona jedynie w gabinetach dyrektorów, konstruktorów i innych służb, lecz szczególnie przez moich kolegów na mieleckim lotnisku. Odbywało się to w Aeroklubie Braci Działowskich, w Zakładzie Usług Agrolotniczych i w Serwisie, gdzie moi koledzy piloci i mechanicy wykonywali odpowiedzialne zadania niemal pod każdą szerokością geograficzną świata.

            Jaka wielka szkoda, że moi koledzy nie mają w swoim zasięgu takiego klubu jak „Loteczka” aby mogli przyjść, posłuchać, powspominać o dawnej pracy, przygodach i wszystkim co się dawniej działo.   

            Czyż nie jestem w czepku urodzony, że w moim klubie „Loteczka” panują inne obyczaje? Bywam na spotkaniach, biorę czynny udział w życiu Klubu, żyję klubowymi sprawami, słucham co inni mają do powiedzenia, a nawet często pozostali słuchają co ja wiem o lotniczych sprawach. A najważniejsze, że klub „Loteczka” przysporzył mi wiele przyjaciół.

Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 15 stycznia 2017