poniedziałek, 23 stycznia 2012

Odpowiedź na temat w "Korso"

Kicz, czy perełka?

    W artykule gazety „Korso”, „Co z wisienką na tort? Z 16 sierpnia 2011 przeczytałem opinię przeciwną uświetnianiu miasta produkowanymi kiedyś w Mielcu samolotami. Opinia, jak opinia, każdy może mieć swoją, ale myślę, że tak bzdurnych opinii nie powinno się brać w ogóle pod uwagę. Przyrównującym samolot w Radomyślu do zdezelowanej tandety, pragnę przypomnieć szeroki artykuł Korso z przed kilku tygodni, w którym opisano spotkanie weteranów lotnictwa w tym konstruktorów zabytkowego, unikatowego, pierwszego w pełni metalowego samolotu M-2, uratowanego od zguby za staraniem pana Andrzeja Ziobronia i Władz Miasta. Odnowiony na radomyskim rynku samolot, wzbudza zainteresowanie sięgające wśród pasjonatów daleko poza Mielec. Miną lata, a ten samolot będą z zainteresowaniem oglądać przyjeżdżający z odległych stron miłośnicy lotnictwa. Czy to trzeba przypominać? Myślę że tak, aby się nie stało podobnie jak w latach 60-tych, kiedy zniszczono w Mielcu całą dokumentację samolotu PZL-P 37 Łoś produkowanego przed II Wojną Światową w Mielcu. Prawdopodobnie wyznawcy opinii o „zdezelowanej tandecie” wywodzą się z tych samych kręgów myślowych, co niszczący dokumentację samolotu PZL-P 37 Łoś.
Jeśli idzie o pomnik na mieleckim rynku, to proponuję  młyn wiatrak. Dlaczego? Bo jak napisał za czasów zaborów ówczesny w Galicji historyk dr Franciszek Klein w dawnych wiekach na mieleckich równinach stało mnóstwo wiatraków. Oto jego wypowiedź w Notatniku Krakowskim na str. 124 cytuję: Na parę lat przed I wojną urządziłem kilka wy¬cieczek w różne strony Polski dla studiów nad archi-tekturą kościołów murowanych i drewnianych. Między innymi objechałem także ziemię mielecką. Zwiedziłem wówczas wszystkie dwory szlacheckie, zamki magnac¬kie, kościoły i kościółki, kapliczki przydrożne i boż¬nice. Było wtedy zamierzone wydanie dużej „Mono¬grafii Ziemi Mieleckiej", w której osobny rozdział miał być poświecony sztuce i właśnie opracowanie tego działu mnie powierzono. Niestety, do wydania dzieła nie przyszło wskutek wybuchu I wojny światowej, a po wojnie brakło funduszów na tego rodzaju przedsięwzięcia.
Z prawdziwą przyjemnością powracam nieraz myślą w tamte strony, gdzie na rozległych, jak stół rów¬nych nizinach rozłożyły się żyzne pola i łąki, gęsto usiane wiatrakami, od których poniekąd wziął nazwę Mielec. Wśród wielu dworów i dworków, pałaców i zamków, które rozsiadły się na równinie mieleckiej, szczególne moje zainteresowanie wzbudził zamek w Przecławiu. Koniec cytatu.   Kiedyś urządzenie do mielenia zboża było prymitywnym urządzeniem zwanym mielcem, a nie jak nazywa się obecnie młynem. Zboże przywożona do takiego mielca w celu przemiału na mąkę. Czy dawna osada nie przyjęła nazwy Mielec od prymitywnego urządzenia zwanego mielcem i służącego do przemiału zboża? Uważam to za najbardziej prawdopodobną wersję. Mało prawdopodobną wydaje się wersja, że nazwa miasta Mielec pochodzi od nazwiska Mieleckich. Raczej Mieleccy pochodzą od nazwy miasta Mielec. Zapisy historyczne nie sięgają tak daleko, aby to stwierdzić. Prawdą jest, że Mielec słynął dawniej z młynarstwa i było tu mnóstwo młynów. W jednym z takich młynów mielili zboże w Mielcu na Borku moi przodkowie ponad 150 lat temu. Jest on zaznaczony na wojskowej XIX wiecznej mapie. Ten historycznie udowodniony młyn stoi do dzisiejszego dnia na posesji pana Marka Pyrzyńskiego przy ulicy Sienkiewicza 79A w Mielcu. Jego złota rączka ojciec Kazimierz Pyrzyński wykonał własnoręcznie model tego młyna wysokości około 1,5 metra. Można to oglądać jako ciekawostkę.
A może młyn wiatrak na pomniku byłby najlepszym rozwiązaniem na mieleckim rynku?  
Teofil Lenartowicz.

wtorek, 10 stycznia 2012

Spotkanie opłatkowe w Klubie "Lotecza" w "Orlim Gnieździe" 10.1.2012

Comiesięczne spotkanie w klubie "Loteczka" odbyło się pod znakiem opłatka, a więc z okazji minionych świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku 2012. Do ciekawostek w tym spotkaniu należy udział Ojca Dominika Orczykowskiego, który aby się z nami spotkać przybył do nas aż z Krakowa. Przemówił do nas miłymi słowami, życząc uczestnikom spotkania dużo zdrowia, a jak to ujął, przedłużenia resursu naszych silników  (czytaj serc) o następne kilka tysięcy godzin. Licznie zebrani członkowie złożyli sobie nawzajem życzenia dzieląc się opłatkiem. Było to kilka wspaniałych godzin spędzonych w miłej atmosferze.
Teofil Lenartowicz





niedziela, 8 stycznia 2012

Spotkanie weteranów lotnictwa w Radomyślu Wielkim


Spotkanie weteranów lotnictwa w Radomyślu Wielkim.

            Latem 30 lipca 2011 roku, z okazji odrestaurowanego na rynku samolotu M-2 odbyło się ciekawe spotkanie weteranów lotnictwa ówczesnej WSK PZL Mielec. Pragnę wyrazić, nie tylko w swoim imieniu, lecz wielu innych, ogromną wdzięczność burmistrzowi Radomyśla Wielkiego i Stowarzyszeniu „Nasze Miast Radomyśl Wielki” za organizację tego spotkania. Szczególne dzięki należą się Prezesowi Stowarzyszenia Andrzejowi Ziobroniowi za jego trud w organizacji spotkania.
Trudno wyrazić słowami, jak wielkie sprawia wrażenie fakt, kiedy u schyłku życia uczestniczy się w spotkaniu z ludźmi, z którymi często nie tylko w kraju, lecz i za granicą  dzieliło się trudy ciężkiej, męskiej, z narażeniem życia pracy. Jestem pod wrażeniem tego spotkania. To wspaniale, że można się po ponad 30 latach spotkać z osobami z którymi się pracowało kilkadziesiąt lat. To spotkanie to jakby inny grunt. W tamtych czasach w ferworze walki o jakość i ilość produkowanych samolotów często skakano sobie do oczu. Krzyżowało się wiele interesów. Obecnie nic nas nie dzieli, natomiast łączą spędzone razem lata, młodość i wspólny trud. Miło było zobaczyć konstruktora zabytkowego samolotu pana Stanisława Jachyrę i posłuchać jego słów o problemach powstawania samolotu. Dla wielu z nas weteranów ówczesnej braci lotniczej, to spotkanie miało ogromne znaczenie. Aby to zrozumieć należało zobaczyć wpadających sobie w ramiona uczestników zjazdu.
Nasuwa się pytanie pod rozwagę Władz Mielca i istniejących tam organizacji, dlaczego takie spotkania nie mogą się odbyć w Mielcu? Dlaczego nie znajdujemy na to okazji? Póki co jedynie najgorliwsi weterani lotniczy spotykają się w  mieleckim aeroklubie, ale to zbyt mało. Może ze strony Władz Miasta należało by stworzyć odpowiedni klimat? A może pomóc mieleckiemu aeroklubowi, jak to dzieje się w innych miastach? A może wziąć przykład z Radomyśla Wielkiego?
Teofil Lenartowicz.