sobota, 29 grudnia 2012

Jaki ten świat jest maleńki



Jaki ten świat robi się maleńki
A niektóre wydarzenia jak gdyby wykonując krąg wracając do punktu wyjścia. Tak stało się ostatnio z Heniem Lenartowiczem, moim kuzynem z Tarnowskich Gór. Rodzina Lenartowiczów jak wiadomo pochodzi z Mielca, gdzie na Borku w XIX wieku żył dobrze prosperujący młynarz Antoni Lenartowicz ze swoją liczną rodziną. Do obecnych czasów zachował się tam na posesji Marka Pyrzyńskiego młyn wiatrak holenderski pamiętający tamte czasy. Heniu Lenartowicz urodzony na Śląsku nigdy nie był w swych rodzinnych stronach. Kiedy opowiadałem mu o rodzinnych dziejach słuchał grzecznościowo nie będąc zainteresowany tak odległymi opowieściami sięgającymi końca XVIII wieku. Było tak jednak do czasu, kiedy pojechał do Katowickiego Spodka i tam pokazał swoje arcydzieła. Muszą w tym momencie naświetlić kim jest Heniu Lenartowicz poza rodzinnymi związkami ze mną. Heniu jest artystą malarzem fotografikiem, a największym jego dziełem i pasją jest zbieranie, kolekcjonowanie i obrabianie minerałów szlachetnych i półszlachetnych kamieni. Zbiera kolekcjonuje i obrabia je od najmłodszych lat. W ten sposób zebrał ogromną kolekcję, której część pokazał w Katowickim Spodku. Jeden z członków jury, tamtejszej wystawy, tak był zachwycony jego eksponatami, że wdał się z Heniem w długą rozmowę. W trakcie wymiany zdań wyszło, że Heniu ma rodzinę Lenartowiczów w Mielcu,  a juror wystawy w Katowickim Spodku to mieszkający w Mielcu emerytowany płk lotnictwa Mikołaj Podbłaszczyk. Wspomniany pułkownik znany jest społeczności mieleckiej jako kolekcjoner pięknej kolekcji minerałów, którą często wystawia na wystawach. Wiedziałem o tym i ja, bo kilkakrotnie miałem okazję podziwiać w Mielcu jego kolekcję. Płk Mikołaj dużo opowiadał Heniowi o swojej kolekcji, ale również o pracy w lotnictwie, gdzie był przedstawicielem 21 PW w byłej WSK Mielec. W tym momencie zbiegły się nie tylko Henia zainteresowania kolekcjonerskie z Mielcem, ale również rodzinne, albowiem jego mieleckie rodzinne korzenie są widoczne w wydanej ostatnio na Śląsku genealogii i są wspólne ze mną. Heniu zachęcony rozmową z płk Mikołajem Podbłaszczykiem ma ochotę wystawić swą kolekcję w Mielcu. Namawiam go do tego i obiecuję pomoc w załatwieniu wszelkich formalności z tym związanych.

Tak więc jeszcze raz okazuje się że życie zatacza krąg dochodząc do punktu wyjścia tworząc po drodze niewiarygodne sytuacje. Podobną niewiarygodną sytuację stworzyła Książka Płatowca unikatowego prototypu samolotu TS-11 Iskra. Trafiła ona do mnie w tak dziwny sposób, że trudno go sobie wyobrazić. Od zbieracza makulatury kupił ją za 5 zł znany we Wrocławiu genealog Grzegorz Mendyka. Znał moje zainteresowania lotnicze i kupił ją z myślą o mnie nie zdając sobie sprawy jakiego Białego Kruka mi wręcza. Moje związki z produkowanymi w Mielcu samolotami TS‑11 Iskra są widoczne na kartkach moich Wspomnień. Pracowałem na tych samolotach jako mechanik w Mielcu, a także w Indiach i na licznych delegacjach związanych z gwarancją. Książka posiada niewiarygodnie cenne informację o pierwszym latającym prototypie samolotu TS-11 Iskra. Istnieje w tej Książce wszystko co działo się na tym samolocie przez cały okres lotów, a następnie konserwacji. Nie ma tylko wpisu co się z tym samolotem stało. Czy dostał się na złomowisko i w ten sposób dokonał żywota? A może podobnie jak jego Książka istnieje gdzieś jako eksponat? Jak wystarczy życia to może uda mi się odpowiedzieć na powyższe pytania.

Teofil Lenartowicz

Wrocław, dnia 29.12.2012


niedziela, 16 grudnia 2012

Biały Kruk

Biały Kruk
        Wchodząc na salę Śląskiego Towarzystwa Genealogicznego we Wrocławiu nie zdawałem sobie sprawy jakie niespodzianki mnie spotkają. Wprawdzie zdawałem sobie sprawę, że idąc wraz z żoną Lidią na spotkanie ŚTG spotka mnie jedna niespodzianka, ale nie spodziewałem się że będzie aż 2 niespodzianki i to jeszcze jakie.
            Pragnę w tym miejscu wspomnieć, że na dzień 14 grudnia 2012 roku wyznaczona została gala z okazji 20-lecia ŚTG i z tej okazji opublikowanie pierwszego numeru „Zeszytów Śląskiego Towarzystwa Genealogicznego we Wrocławiu”. Spodziewałem się niespodzianki w postaci wręczenia mi numeru redakcyjnego, który właśnie ukazał się drukiem, ale za Boga nie spodziewałem się drugiej niespodzianki. W numerze 1 ukazała się genealogia Lenartowiczów pochodzących z Mielca w moim opracowaniu i stąd spodziewałem się wręczenia mi książki. Publikacja wydana na 193 stronach autorstwa prezesa ŚTG Grzegorza Mendyki jest początkiem publikacji genealogii mieszkańców Śląska i nie tylko, do której nasze Koło zachęca wszystkich z szerszych kręgów.
            Po wręczeniu mi autorskiej książki druga niespodzianka spadła na mnie, kiedy Grzegorz Mendyka sięgnął na półkę i wręczył mi „Książkę Płatowca”. Grzegorz znał moje zainteresowania lotnicze i stąd niespodzianka. Było to miłe zaskoczenie dla mnie, ale jeszcze nie spodziewałem się jakie. Książka płatowca w granatowej oprawie jak wszystkie znane mi dotychczas jest koloru granatowego i jest książką samolotu TS-11 Iskra. Początkowo po okładce nie mogłem się doczytać numeru samolotu jakiego dotyczyła, bo numeracja była zupełnie inna niż znana mi z pracy. Na okładce przeczytałem „Książka Płatowca część pierwsza samolotu TS-11 Iskra Nr 119PR02 z silnikiem typu HO-10”. Muszę przyznać, że niewiele mi to jeszcze mówiło, ale kiedy sięgnąłem do jej wnętrza i zacząłem czytać moje zdumienie było coraz większe.
            Książka okazała się nie jakimś tam egzemplarzem któregoś z seryjnych samolotów produkowanych w Mielcu, lecz samolotu prototypu wykonanego w WSK Okęcie i którego próby naziemne dokonywał Instytut Lotnictwa w Warszawie, a w locie próby wykonywali piloci doświadczalni o znakomitych nazwiskach Andrzej Abłamowicz, Ludwik Natkaniec i Menet. Samolot TS-11 Iskra o numerze 119PR02 z silnikiem HO-10 był pierwszym prototypem z tym silnikiem, a Książka otrzymana w prezencie dotyczy właśnie tego pierwszego samolotu. Wpisy dokonywane w Książce to cała historia z nim związana, do której prawdopodobnie zechciałby zajrzeć każdy zajmujący się historią lotnictwa historyk. Książkę otrzymałem w dużej kopercie z napisem Zbigniew Hawrylenko, 9 pułk Lotn. w Zegrzu, JW 5069 d-ca Bielewicz. W Książce roi się od nazwisk i wszystkiego co było na tym samolocie robione. Z wpisów wynika, że loty doświadczalne wykonywane były w latach 1960-1963. Po 4-letniej przerwie w 1967 roku było kilka lotów prawdopodobnie w jakiejś Jednostce Wojskowej. Od 1968 istnieją wpisy o konserwacji, a w 1981 roku jest ostatni zapis. Brak wpisu o fizycznym złomowaniu.
            Ciekawość mnie ogarnia, co stało się z tym samolotem i jaki los podzielił. Mam nadzieję, że członkowie Klubu „Loteczka” wywodzący się z różnych środowisk pomogą w odnalezieniu dalszych śladów losu tego cennego dla historyków i miłośników lotnictwa samolotu.
Teofil Lenartowicz
Wrocław, 16.12.2012
                              


piątek, 16 listopada 2012

Rozważania o wykładzie pilota mgr J. Jędrzejewskiego



Rozważania o wykładzie seminaryjnym mgr Jerzego Jędrzejewskiego, pilota doświadczalnego wygłoszonym 13.11.2012 

w Dolnośląskiej Akademii Lotniczej 

we Wrocławiu.


            Wykład odbył się na pokładzie DP Wróblin, statku Muzeum Odry FOMT. Mgr inż. Jerzy Jędrzejewski opowiedział o swojej drodze do lotnictwa doświadczalnego. Studia na wydziale lotniczym Politechniki Warszawskiej ukończył w 1956 roku, a pracę zawodową rozpoczął w biurze konstrukcyjnym Tadeusza Sołtyka przy konstruowaniu samolotu TS‑Iskra, oraz TS-16 „Grot”. W latach sześćdziesiątych zorganizował Oddział Prób w Locie w PZL Warszawa-Okęcie, którym kierował do 1991. Ma za sobą 51 lat czynnego latania w tym, ponad 40 jako pilot doświadczalny. Latał na 58 typach samolotów jednosilnikowych i wielosilnikowych. Od 1993 pracuje w polskim nadzorze lotniczym. Jego barwna opowieść, niejednokrotnie okraszona anegdotą, znajdowała doskonałą ilustrację w materiałach fotograficznych, których w kolekcji Jerzego Jędrzejowskiego nie brakuje, niejednokrotnie unikatowych, dla historyka lotnictwa bezcennych.
            Opowiedział o historii zawodu pilotów doświadczalnych braciach Wright, Gabiela Voisin i Louis Bleriota. W tamtych czasach budowniczy samolotu był jednocześnie konstruktorem i pilotem oblatującym własną konstrukcję.  Ponieważ nie wspomniał o konstruktorach Braciach Działowskich rodem z Mielca, przypomniałem o nich w dyskusji. Ci dwaj amatorzy budowali własne konstrukcje samolotów DKD, oblatywali je, a następnie w 1928 roku zdobyli na konkursie awionetek w Warszawie, na trzech samolotach I, III i V-te miejsce. Jędrzejewski opowiedział historię powstawania zawodu pilotów doświadczalnych tak w kraju jak i za granicą. Miał trudności, gdyż zmuszony został do skrócenia materiału z 80 stron do 42, co nie wyczerpywało w dostateczny sposób materiału. Wspominał pilotów lat międzywojennych, także tych pracujących na gruncie Rosji sowieckiej, jak Stanisława Lewoniewskiego – Sokoła Stalina, w czasie zaś II wojny światowej inżynierów prób w locie aktywnych na terenie Wielkiej Brytanii czy Kanady. Sporo uwagi poświęcił pilotom doświadczalnym po II wojnie światowej wykształconych w Polsce, jednak w większości poświęcając uwagę pilotom środowisk Warszawy. Moim zdaniem w materiale wygłoszonym zbyt wiele było o historii powstawania zawodu pilotów doświadczalnych na świecie, oraz przepisach z tym związanych, natomiast zbyt mało o krajowych doświadczeniach tego rodzaju pilotów. Wykładowi można również zarzucić, że mało było o mieleckiej działalności pilotów doświadczalnych, których było najwięcej. W Mielcu ilość lotów doświadczalnych była nieporównywalnie wyższa niż w innych ośrodkach krajowych. Oblatywano miesięcznie    średnio około 40 samolotów seryjnych kilku typów nie licząc prototypów, samolotów będących w próbach innych niż obloty i przebazowania do odbiorców. Każdy samolot jeśli był dobry w locie musiał mieć co najmniej 2 loty tzw. cywilny i wojskowy. Takich jednak od pierwszego razu dobrych samolotów było mało. Średnia liczba lotów na samolot wynosiła 4, a tych będących w próbach specjalnych i prototypów było więcej. Podsumowując w pewnych miesiącach było na wydziale 57 Start w Mielcu około 200 lotów doświadczalnych. Pragnę tu wyjaśnić, że  pilotów wojskowych oblatujących seryjne samoloty nazywano oblatywaczami, natomiast pierwsze loty wykonywali cywilni piloci doświadczalni. Oblatywacz wojskowy siadał ze sterami samolotu sprawnego po locie tzw. cywilnym.  Podkreślić należy, że na taką ilość lotów wypadki były ilością mikroskopijną. Pracowałem na wydziale 57 Start w WSK Mielec w latach 1955 do 1980 odpowiadając za sprawy tzw. ERNO i stąd moja znajomość zagadnień.
            Wykład wzbudził spore zainteresowanie w śród słuchaczy DAL i członków klubu „Loteczka”. Poprzedzony opublikowaniem na stronie DAL zainteresowani mogli przejrzeć wcześniej i zapoznać się z treścią. Także i ja zapoznany z materiałem chciałem być na wykładzie seminaryjnym. Miałem z tym nieco trudności, albowiem kilkanaście dni temu uległem wypadkowi utrudniającemu mi chodzenie. Nic jednak nie mogło mnie powstrzymać. Zwlokłem się z łóżka i żona zawiozła mnie na wykład.
            Jakby na marginesie Jędrzejewski opowiedział kilka szczegółów o samolocie PZL 37 Łoś. A mianowicie w 1939 roku podczas działań wojennych Sowieci przejęli 2 polskie samoloty Łoś, a ponieważ mieli trudności z przebazowaniem ich do Moskwy, więc poprosili o pomoc wzięte do niewoli polskie załogi. Trudność polegała na tym, iż nowością było dla nich chowanie podwozia samolotu PZL 37 Łoś. W efekcie polecieli do Moskwy na wypuszczonym podwoziu, co spowodowało uzupełnianie zwiększonego zużycia paliwa w czasie lotu. Mgr Jędrzejewski podważył obiegową opinię o samolocie PZL 37 Łoś, że przewyższał on osiągami samoloty światowe. Sądzę, że z perspektywy czasu trudno się jednoznacznie do takiego zagadnienia odnieść. Jednakże wiadomo jest, że kilka nowatorskich rozwiązań zastosowanych w tym samolocie zostało stosowanych w innych światowych konstrukcjach.
            Zapytałem pana Jerzego o kronikę pilotów doświadczalnych tworzoną przez mieleckiego pilota doświadczalnego inż. Tadeusza Gołębiewskiego mieszkającego obecnie w Warszawie. Dotyczy ona wielu mieleckich pilotów doświadczalnych i będzie skarbnicą wielu ciekawych historycznych informacji. Otrzymałem odpowiedź, że jest już poskanowana i wkrótce będzie wydana członkom klubu pilotów doświadczalnych obiecując, że także ja dostanę.






            Zapytałem także co mu wiadomo o wypadku samolotu TS-11 Iskra w Indiach w latach 70-tych. Ponieważ był to ciekawy i do dzisiaj nie wyjaśniony wypadek postaram się go przedstawić. Indyjski pilot wojskowy o nazwisku Wodson, lecąc na samolocie TS-11 Iskra wprowadził go podczas akrobacji w korkociąg, a ponieważ nie udało mu się wyprowadzić samolotu z korkociągu opuścił samolot katapultując się. Samolot uległ zniszczeniu, natomiast pilot wylądował na spadochronie szczęśliwie. Działały wówczas komisje badające wypadek, w których brali udział mieleccy piloci doświadczalni. Pilot Wodson tak charakterystycznie relacjonował wypadek, że aż było zastanawiające. Otóż on wprowadził samolot w korkociąg dokładnie w ten sposób jak nakazuje Instrukcja Eksploatacji samolotu TS-11 Iskra, a następnie dokładnie tak jak nakazuje Instrukcja starał się samolot wyprowadzić z korkociągu, a ponieważ mu się to nie udało, musiał się katapultować. Byłem wówczas na placówce serwisowej samolotu TS-11 Iskra w mieście Hyderabad w Indiach, kiedy działała ostatnia z komisji badającej wypadek. Jeden z mieleckich pilotów doświadczalnych latając na wyznaczonym innym samolocie TS-11 Iskra uznał winę samolotu, że niewłaściwie zostały ustawione lotki, natomiast inny pilot doświadczany także z Mielca uznał, że wszystko jest w porządku i pozostałe samoloty są w pełni sprawne. Nie będę wymieniał nazwisk pilotów, gdyż nie ma to większego znaczenia. W ostatniej komisji badającej wypadek brał udział pilot doświadczalny z Instytutu Lotnictwa w Warszawie o nazwisku Ludwik Natkaniec, prof. Lamparski, Jerzy Winiarski obaj z Instytutu Lotnictwa, pilot z Mielca uznający winę samolotu, przedstawiciel biura konstrukcyjnego z Mielca i kontroli technicznej, z sekcji prób w locie Włodzimierz Wójtowicz z aparaturą pomiarową, w komisji brał także udział attache wojskowy ambasady polskiej w Delhi. Ludwik Natkaniec wykonał kilka lotów na wyznaczonej Iskrze sam. Następnie wykonał kilka lotów w pilotem indyjskim. Aparatura pomiarowa mierzyła podczas lotów wychylenie lotek, a mój kolega Józef Borkała mechanik po płatowcu zmieniał do lotów ustawienia lotek zgodnie z zaleceniem komisji. Usterka nie potwierdziła się, samoloty zgodnie z Instrukcją Eksploatacji wyprowadzały się prawidłowo. Na tym działalność komisji zakończono. Pozostało zagadką dlaczego pilot Wodson się katapultował niszcząc samolot. Zapytałem o to mgr Jerzego Jędrzejewskiego podczas wykładu seminaryjnego sądząc, że coś więcej wie na ten temat. Odpowiedział, że słyszał, iż błąd był w tłumaczeniu instrukcji z języka polskiego na angielski, gdzie wpisano inną tolerancję w ustawieniu lotek. Nie zadowoliła mnie ta odpowiedź, gdyż wiadomo, że polscy mechanicy wykonywali montaż skrzydeł do samolotu na podstawie polskiej instrukcji. Poza tym lotki były ustawiane jeszcze w Mielcu i podczas demontażu skrzydeł zdejmowanych do transportu nie były demontowane, aby je ponownie ustawiać. Wersja, którą po cichu mówiło się w Indiach była taka, że strona Indyjska chciała sprawdzić skuteczność katapultowania się z samolotu TS-11 Iskra, a aby to sprawdzić należało zniszczyć samolot. To dlatego pilot indyjski Wodson tak dokładnie relacjonował wyuczoną z instrukcji eksploatacji formułę wyprowadzania samolotu z korkociągu.
            Mgr Jerzy Jędrzejewski, miły i bardzo sympatyczny człowiek, zakończył wykład seminaryjny otrzymując brawa od słuchaczy. Był to ciekawy i interesujący wykład i aby więcej takich było w Dolnośląskiej Akademii Lotniczej we Wrocławiu.
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 16.11.2012

niedziela, 14 października 2012

Spotkanie w klubie "Loteczka" we Wrocławiu 9 października 2012

Październikowe spotkanie w klubie "Loteczka" w "Orlim Gnieździe" odbyło się w ciekawej atmosferze. Było sporo uczestników, pomimo że nie przybył zapowiadany kilkakrotnie wcześniej prelegent ppłk St. Jastrzębski. Należy też wspomnieć, że było to ostatnie spotkanie klubowiczów "Loteczki" przed walnym wyborczym zebraniem.
W tej sprawie, po otwarciu zebrania zabrał głos prezes Jan Marugi zawiadamiając o listopadowym walnym zebraniu wyborczym, prosząc jednocześnie o liczną frekwencję zapewniającą konieczne wyborcze kworum. Na wniosek prezesa ustalono przegłosowując, że spotkania w miesiącach grudniu, styczniu i lutym odbywać się będą godzinę wcześniej tj. o 16-tej ze względu na wcześniejszy zmrok.
Vice prezes Edward Sobczak sprowokował naszą koleżankę Bolesławę Jońca do opowiedzenia o swoim życiowym skoku ze spadochronem na swoje 80-letnie urodziny. W latach swojej młodości była szybowniczką, a od wielu lat jest członkinią naszego klubu "Loteczka". Mieszka w Jeleniej Górze, ale odległość nie przeszkadza jej przyjeżdżać do Wrocławia na nasze comiesięczne spotkania. Podobnie zresztą jak ojciec Dominik Orczykowski, który pomimo swoich 84 lat przybywa z Krakowa na spotkania w "Loteczce". Spadochronowy skok naszej popularnej Boli Jońca został uwieczniony na filmie, który uczestnicy spotkania mogli obejrzeć jedynie na laptopie, gdyż wyświetlenie na dużym ekranie było nie możliwe ze względu na niesprawność wyświetlacza.
Następnie vice prezes Sobczak poprosił mnie, abym opowiedział o swoim pobycie na uroczystym odsłonięciu modelu 1:1 samolotu PZL 37 Łoś w Mielcu. Opowiedziałem i pokazałem w laptopie zdjęcia z tej uroczystości. Było duże zainteresowanie powyższym tematem. Odpowiedziałem na kilka pytań. Tekst i zdjęcia z uroczystości w Mielcu przedstawiłem w poprzednim poście tego blogu.
Teofil Lenartowicz









Wrocław, 14.10.2012

sobota, 6 października 2012

Uroczystość odsłonięcia modelu samolotu PZL 37 Łoś w Mielcu dnia 29.9.2012


Uroczystość odsłonięcia modelu samolotu PZL 37 Łoś
w Mielcu 29.9.2012

        Pragnę wyrazić wdzięczność organizatorom spotkania w swoim imieniu i imieniu innych za zaproszenie na uroczystość odsłonięcia modelu-repliki zabytkowego samolotu PZL 37 Łoś produkowanego w tym zakładzie i tej hali w której powstał model. Nie chcę się zagłębiać w konstrukcyjne zalety tego samolotu, gdyż są one powszechnie znane, pragnę jedynie podkreślić, że dorównywał, a w kilku przypadkach przewyższał zaletami konstrukcyjne cechy samolotów przodujących krajów europejskich.
            Model samolotu PZL 37 Łoś wykonany został przez pracowników PZL w Mielcu w skali 1:1. Nie jest to więc replika samolotu, gdyż nie będzie latać. Model nie powstał w oparciu o dokumentację techniczną samolotu, gdyż ta została zniszczona bezpowrotnie w 60 latach PRL-wskiej głupoty. Należy podkreślić, że nie zachował się nigdzie żaden z egzemplarzy powyższego samolotu. Tym większa zasługa dla wykonawców modelu, gdyż musieli sami  zdobywać wymiary na podstawie zdjęć i nie licznych elementów wydobytych ze szczątków zniszczonych samolotów w czasie działań wojennych.
            Uroczystość odsłonięcia modelu poprowadzona została przez przedstawiciela Muzeum Lotnictwa w Krakowie, a następnie o historii samolotu opowiedział historyk Muzeum Lotnictwa w Warszawie. Warto nadmienić, że w uroczystości udział wzięła zaproszona rodzina strzelca pokładowego, który zginął na samolocie PZL 37 Łoś w czasie działań wojennych 1939 roku.
            Łza się w oku zakręciła, kiedy po wystąpieniach zaczęła się rozsuwać brama hali 2, a z niej wykołowywać sylwetka modelu PZL 37 łoś. Była to niezwykła lotniczo historyczna uczta duchowa, nie dająca się opisać. Zaczęły pstrykać migawki aparatów fotograficznych. Wraz z modelem podążali pracownicy, twórcy modelu.
            W uroczystości udział wzięła kompania honorowa wojsk lotniczych i orkiestra umilająca uroczystość marszem lotników i innymi utworami z okresu przedwojennego. Był autor programu „Było nie minęło” lubelskiej TV Adam Sikorski prezentujący w namiotach wydobyte przez jego ekipę fragmenty samolotu Łoś. Przybyło wiele znakomitości lotniczych w tym konstruktor samolotu M-15 Kazimierz Gocyła, piloci doświadczalni mgr Ryszard Witkowski pilot Instytutu Lotnictwa i prezes Rady Seniorów Lotnictwa. Przybyli piloci doświadczalni byłej WSK Mielec Tadeusz Pakuła, Jerzy Pietrzak i wielu innych, tak pilotów jak i mechaników seniorów byłej WSK w Mielcu. Były Władze Miasta, posłanka Krystyna Skowrońska i władze obecnego PZL Mielec.
            Hołd modelowi oddał śmigłowiec S-70i Black Hawk wykonując nad modelem ukłon, a następnie przelot zabytkowego samolotu TS-8 Bies, legenda polskiego lotnictwa.
            Była to znakomita uroczystość zakończona rozmowami uczestników przy herbatce. Gorące uznanie należą się pomysłodawcom i twórcom powyższego przedsięwzięcia, za które w imieniu swoim i wielu innych seniorów lotnictwa serdecznie dziękuję.
Teofil Lenartowicz.
Wrocław, dnia 5.10.2012