sobota, 24 marca 2018

Polemika w sprawie "Olka" Rusina


Polemika w sprawie Olka Rusina
Pragnę podziękować felietoniście panu Andrzejowi Talarkowi, że przynajmniej on odniósł się w należyty sposób do tematu Żołnierza Wyklętego „Olka” Rusina, opierając się na stronie „Mielecka Opozycja” Marka Podolskiego. Wszystko co jest na owej stronie, rzetelnie zostało zapisane przez człowieka o wysokiej wartości, którego znam i cenię. Marek Podolski, wszedłem z nim w kontakt, bo w genealogii okazało się, że mamy wspólne korzenie. Jego uczynność jest tak wielka, że do obecnych czasów przysyła mi rodzinne informacje. 
Poniżej pragnę odnieść się do stwierdzenia pana Talarka zarzucającemu „Olkowi” że  żył jak umiał w tym PRL-u, jak widać idąc na różne kompromisy z socjalistyczną rzeczywistością” Nie zgadam się z tym stwierdzeniem uważając powyższe słowa za krzywdzące postać „Olka” Może sobie ktoś pomyśleć, że idealizuję jego postać i stąd się to bierze. Natomiast ja  będący świadkiem wydarzeń odpieram zarzut. Jest błędem uważać, że „Olek” szedł na kompromis wstępując do Milicji Obywatelskiej (MO) Znałem w Przecławiu starszych moich kolegów będących w MO, którzy tam służyli, a działo się tak, bo był taki nakaz  rządu londyńskiego, aby opanowywać władze terenowe w tym MO nie dopuszczając w ten sposób komunistów. „Olek” i wielu z tych ludzi nie splamiło się współpracą. Pamiętam w Przecławiu, kiedy na rabunek w 1945 roku przyszli krasnoarmiejcy z Tuszymy, to moi starsi koledzy będący w AK, a później w MO rozbroili ich i przepędzili. W szczegółach mam w Wspomnieniach zapisany nocny sowiecki atak na posterunek MO w Przecławiu i nazwiska cudem uratowanych prowadzonych na śmierć. Kiedy wkraczała Armia Czerwona wielu wydawało się, że idzie wybawienie. „Olek” dostał glejt od sowieckiego dowódcy za uratowanie kilku czerwonoarmistów walczących w jego oddziale, podobnie jak za baterię zdobytych niemieckich dział. Wiadomo jaki cel miało idące za frontem NKWD. Terror, mordowanie, wywózka na Syberię, grabieże i niszczenie opozycji było ich celem. Wielu ratując własne życie zdradziło swych przyjaciół, obejmując stanowiska kontrolowane przez komunistów. „Olek” nie wziął udziału w grabieży do której chciano go użyć w MO i stąd naraził się i został przeznaczony do likwidacji, a powodów było więcej. Zwiał do lasu i natychmiast przygarnął do siebie podobnie zagrożonych jak on. Warto pochylić się nad losem ludzi, którzy walcząc z komuną mieli w perspektywie tylko śmierć. Apatia, pijaństwo, beznadziejność życia, zacieśniająca się przed nimi pętla szubienicy. Jeśli „Olek” nie zginął podobnie jak Wojciech Lis, to tylko dzięki temu, że tępił w oddziale panujące pijaństwo, a jego przebiegłość, czujność i odwaga były fantastyczne. Kiedy spotykałem się z nim wymienialiśmy wzajemne informacje uzupełniając je o wiele  szczegółów.
Kiedy po rozwiązaniu AK przeszedł pod dowództwo WiN, nie poszedł z Hieronimem Dekutowskim ps. Zapora, aby przebijać się przez granicę i wydostać z oddziałem z kraju opanowanego przez komunistów. Wiedział, że to beznadziejne. Wspaniała kobieta Ewa Kurek wykonała ogromną pracę spisując relacje Zaporczyków w kilku tomach książek. Są to wstrząsające opowieści, a ona oskarżona przez rodzinę Siła-Nowickiego oskarżona procesie o ochronę dóbr osobistych została zniszczona finansowo. Natomiast jej książkę o Zaporczykach w 2004 roku ocenzurowane. Widziałem ją ostatnio w telewizji Trwam, a obecnie dowiaduję się, że zmarła 8 marca 2018. Roman Sojka - wnuk donoszącego do UB dziadka, na łamach gazety Korso podobnie straszył mnie, że zrobi ze mną to samo co zrobiono z Ewą Kurek. Mam wycinek z tej gazety.
Ocenzurowana książka Ewy Kurek pt. Zaporczycy
„Olek” kiedy dotrwał do 1956 roku i nie musiał się ukrywać, żył pod piętnem bandyty, pozbawiony praw, z wpisem do akt przez bezpiekę, że nie wolno mu wyjechać za granicę przed 1994 rokiem. Jakie to były kompromisy z socjalistyczną władzą? Doprowadzano społeczeństwo do takiego szczucia na niego, że w Przecławiu pluto na nauczycielkę, bo zaprosiła go na rocznicę Akcji Burza. Kiedy odznaczano go do stopnia pułkownika w 2007 roku, ludzie podburzani przez wrogów „Olka” wpadli do urzędu gminy robiąc awanturę, że go odznaczają. Jego syn Roman to wszystko wie, że nawet po śmierci „Olka” szkalowano go i nikt nie stanął w jego obronie. To nie prawda, że „żył jak umiał w tym PRL-u. On żył na marginesie społeczeństwa, które pozwoliło mu tylko na wegetację pod piętnem bandyty.
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 24 marca 2018                   

poniedziałek, 19 marca 2018

Dokumenty w sprawie Żołnierza Wyklętego "Olka" Rusina


Dokumenty dotyczące Żołnierza Wyklętego „Olka” Rusina
Czas zakończyć temat „Olka” przedstawiając kilka dokumentów w powyższej sprawie. Kiedy po śmierci „Olka” publikowałem w mieleckim tygodniku Korso tematy o nim, ujawniłem trzech konfidentów bezpieki, donoszących na niego. Jeden z nich Aleksander Kisiel ps. Kuna przeżył „Olka” prowadząc w Przecławiu koło ZBOWiD. Protestował w Korso i wnosił pretensje do mnie, że  jest niewinny. Drugim był nieżyjący leśniczy Roman Sójka, a jego wnuk także Roman Sójka przysłał opublikowany w Korso temat grożący mi sądem. Trzeci Alojzy Popiel - komunista z Przecławia wprowadzający „Olka” w zasadzki bezpieki pomimo, że „Olek” uratował mu życie. „Olek” nie rozpoznał go, gdy Hieronim Dekutowski ps. Zapora chciał wykonać na nim karę śmierci. Brzydził się rozlewu bratniej krwi i nie wskazał komunisty ludziom Zapory. Poniżej kopie dokumentów IPN ujawniające konfidentów.
Notatka IPN wydana na wniosek syna Romana Rusina dotycząca konfidenta UB Aleksandra Kisiela

Notatka IPN dotycząca konfidenta UB Romana Sójki


Interweniowałem w mieleckich środowiskach kombatanckich w tym do prezesa ŚZŻAK w Mielcu – bezskutecznie. Prosiłem go, by publicznie wystąpił w obronie czci „Olka”, ale on napisał list tylko do mnie. Cytuję poniżej:
Szanowny Panie.
            Dziękuję serdecznie za otrzymany list Pana, który dopiero dziś trafił do moich rąk, leżąc spokojnie w skrzynce pocztowej.
            Niech mnie usprawiedliwi fakt, że byłem poza Mielcem na leczeniu bolejącego kręgosłupa. Jestem od 12 lat samotnym wdowcem liczącym 91 lat. Jestem byłym Lwowianinem, a do Mielca trafiłem w 1944 roku po ucieczce, będąc tropiony przez zbirów spod znaku UPA, jako Akowiec. Kilku moich przyjaciół Akowców zamordowali w bestialski sposób.
            W Mielcu zostałem b. serdecznie przyjęty i wcielony do miejscowych oddziałów AK, gdzie między innymi poznałem śp. Aleksandra  Rusina, którego polubiłem może i dlatego, że często wspominał mi Lwów, w którym w czasie Rz.P. odbywał służbę wojskową. Ponadto doceniałem jego odwagę. Z czasem byłem zdziwiony, gdy coraz częściej naliczałem jego wrogów. Jego wrogiem nieprzejednanym był  E. Fuksa, wcześniej prezes Koła AK Mielec. Obydwaj potwornie się oczerniali. W tej walce byłem po stronie śp. Rusina. Dałem tego nie mało dowodów choćby nawet i ten, kiedy nikt z członków Koła AK nie zgodził się być świadkiem w Sądzie w Rzeszowie w postępowaniu odszkodowawczym o poniesione straty poprzez Rusina. Sąd moje zeznanie uznał i jego roszczenia uznał (t.j. Rusina) za co przysięgał być wdzięcznym do końca życia.
            Nad grobem żegnałem Go (Rusina) ze łzą w oczu słowami „pułkowniku Aleksandrze”! Ta trumna zamknęła ostatni rozdział  Księgi Twojego żywota, ale nigdy nie wygaśnie pamięć o Tobie. Byłeś z biednej rodziny, ale bogatej duchem. Twoje imię i czyny promieniowały na całą Rzeszowszczyznę.
            Szanowny Panie. Postawił mnie Pan w obliczu „zarzutu” że nie bronię śp. Rusina. Pan nie wie ile ja miałem pogróżek, właśnie dlatego, że Go broniłem. Proszę pamiętać, że w czasie okupacji mnie w Mielcu nie było. Byłem na ziemi lwowskiej, więc nie znałem śp. Rusina i Jego wyczynów, o które był pomawiany. Dziwił mnie fakt, że najbliższy kolega śp. Rusina – Leon Tacik też szkalował swojego kolegę. Tacik był też członkiem AK i siedział w więzieniu „Wronki”. Najwięcej wrogów Rusina pochodziło z m. Przecław. Niestety! Zawiść i nienawiść, to grzechy powszechne większości Polaków.
            Bóg tylko jeden policzyć może, ile gromów spustoszeń i nieszczęść wszelakich doznał nasz Kraj spod znaku Orła Białego. Na przestrzeni ostatnich 2 wieków żaden naród Europy nie był doświadczany kataklizmami równymi Polakom. Naród, który ongiś był symbolem potęgi kultury i Chrześcijańskiej Cywilizacji, jakiej nie zmyły bezbożne i barbarzyńskie zalewy. Właśnie nasi „Sąsiedzi” dostrzegli  nasze wady narodowe i umiejętnie je „podsycali”, bo wierzyli, że właśnie te wady w dużej mierze będą jednym z powodów upadku naszej Państwowości.
            Zmieniam temat, bowiem pragnę podkreślić z akcentem, że jest Pan Polakiem godnym najwyższego szacunku, za Pana  pamięć o zmarłych Żołnierzach AK, jak np. A. Rusina. Jest to pamięć wzruszająca. Dlatego z całego serca życzę Szanownemu Panu spełnienie Posłania. By Nowonarodzone Boże Dziecię Swoją Rączką błogosławiło Pana i Pana Najbliższych i niech Pana wspiera Swoją Boską Mocą przez wszystkie dalsze lata, dni i godziny ziemskiego bytowania, czesnym zdrowiem i obfitością Łask Bożych.
Tadeusz Orłowski
Niestety nie o to mi chodziło, lecz by publicznie zajął stanowisko w obronie czci "Olka"

Interweniowałem telefonicznie i w korespondencji mailowej z Zarządem Głównym ŚZŻAK w Warszawie, prosząc o z oblikowanie swych niższych instancji o zajęcie się sprawą bezczeszczenia czci „Olka” - bezskutecznie. Usłyszałem jedynie podziw dla siebie, że się tym zajmuję. Poradzono abym zainteresował sprawą kapitułę orderu Virtuti Militari. Wysłałem do kapituły pismo i otrzymałem bezskuteczną odpowiedź.
Pismo kanclerza kapituły stwierdzające, że nikt na szczycie władzy nie zobowiąże niższe terenowe instancje do zajęcia się sprawą bezczeszczenia czci "Olka" Rusina. Niestety na sądy przeciwko szkalującym rodzina nie miała pieniędzy, a wszystkich wokół to nie interesowało.
   

Po upływie 10 lat od śmierci „Olka” warto podsumować ten okres i odpowiedzieć na pytanie, jak uległ zmianie stosunek społeczeństwa do Żołnierzy Wyklętych małżeństwa Aleksandra Rusina i Marii z domu Kuśnierz. Otrzymuję sporo komentarzy z poza Mielca z podziwem dla ich walki wyzwoleńczej. Czytający zdziwieni są wielkością czynów, na tak ważnej arenie walk II Wojny Światowej, kiedy celem Armii Czerwonej było jak najszybsze zdobycie przyczółka baranowskiego na Wiśle i przejęcie w kierunku południowym resztek Puszczy Sandomierskiej z lotniskiem i zakładem lotniczym w Mielcu, poligonami i wyrzutniami rakiet V w Bliźnie, obozem koncentracyjnym itd. W tak zmilitaryzowanym centrum działał ruch oporu Dębicy, Mielca i Kolbuszowej. Wyrywano Niemcom tajemnice rakiet V, a wśród nich „Olek” grał jedne z pierwszych skrzypiec. Wielu z tych ludzi oporu zginęło. Komentatorom trudno zrozumieć, dlaczego tak istotne fakty historyczne nie są znane szerszemu ogółowi, a społeczeństwo nie czci swych bohaterów.

Z Mielca dostałem jeden komentarz, że nie wiadomo dlaczego się czepiam.  

Ziemia Mielecka jest pełna pięknych wyzwoleńczych ludzkich walk, a „Olek” z żoną Marią są tego przykładem. Miasto Mielec jako jedyne z polskich miast poszczycić się może wspaniałą 100-letnią lotniczą historią Braci Działowskich, ale o tym rzadko się wspomina. Wszystko to za swego życia zapisał w księgach  historyk Mirosław Maciąga.

Kiedy przyjdzie czas, że te księgi wyciągnięte zostaną z dna kufrów historii i poniesione zostaną świat? Czy zniknie na rynku w Przecławiu anonimowy zapis, a pojawią się nazwiska żołnierzy „Olka” z nim na czele i napis rozgłaszający ich chwałę? A w Mielcu czcić i rozgłaszać się będzie przede wszystkim własnych bohaterów? Czy należy mieć nadzieję, że społeczeństwo zdejmie z bark rodziny obowiązek obrony czci Żołnierzy Wyklętych „Olka” i Marii Rusinów? Bo do tej pory tylko syn z synową i wnuki stawały w ich obronie. Czy można mieć nadzieję, że przywrócimy pamięć o zamordowanych zdobywających tajemnicę rakiet V i zamordowanych przez bezpiekę w Bliźnie? Bo do tej pory tylko „Olek” pamiętał i oznaczał miejsce kaźni. Może jakiś rajd do miejsc walki i kaźni? Bo do tej pory to tylko Gabrysia Paszko uczennica w Przecławiu ze swymi koleżankami pamiętały o miejscu zamordowanego w lesie przez UB Józefa Wałka. "Olek" postawił tam swemu przyjacielowi krzyż z łusek artyleryjskich. Czy taka beznadziejność musi trwać nadal?
Teofil Lenartowicz
Wrocław dnia 19 marca 2018


poniedziałek, 5 marca 2018

Moje kontakty z Żołnierzem Wyklętym Aleksandrem Rusinem



Moje kontakty z Żołnierzem Wyklętym Rusinem ps. "Olek"
Tytułowy temat jest kontynuacją poprzedniego tematu z 1 marca dotyczący Żołnierza Wyklętego. Cytowałem w nim temat Ewy Kurek, w którym opisała wyzwoleńczą działalność „Olka” przed transformacją ustrojową 1989, natomiast poniżej zajmę się tym co działo się później i trwa do obecnej chwili.

W kilku słowach przedtem pragnę przedstawić dlaczego od wielu lat interesuję się jego osobą, a historia ta trwa od moich młodzieńczych lat za okupacji niemieckiej na Ziemi Mieleckiej.

Kiedy w tych ciężkich czasach nie było co jeść, bo okupant zabierał nam nawet resztki mleka i gdy partyzanci „Olka” rozbili w Przecławiu mleczarnie niszcząc wirującego bąka, to jak byłem głodny mogłem się napić mleka. Działo się wówczas tak wiele niegodziwości, że świadomość iż są ludzie którzy walczą i opierają się okupantowi, była pewną nadzieją. Ta nadzieja przechylała się to w jedną, to w drugą stronę. Rosła gdy plotka doniosła, że obrabowano niemieckiego kolonistę, zlikwidowano granatowego policjanta, bo zastrzelił człowieka z ruchu oporu. Przez chwilę była radość że odwrócą się losy wojny gdy Niemcy uderzyli na Związek Radziecki. Zmalała gdy ucichł huk dział idących dalej na wschód niemieckich armii. Przygnębiało gdy ojca więziono na Gestapo, gdy na niebie widziałem rakiety V-1 i V-2 lecące na północ. Podobnie na widok mordowanych Żydów i jeńców rosyjskich. W tych okropnościach jedyną pociechą była świadomość istnienia partyzantów. Nie wiedziałem jakie było zaplecze polityczne partyzantów i kto nimi dowodził. Mówiło się o nich banda Olka, bo tak nazwali ich Niemcy. Osobistą tragedię przeżyłem, gdy zginął mój ojciec. Stało się to, gdy partyzanci Olka zabili niemieckiego wartownika pilnującego mostu w Przecławiu. To w jego odwecie zginął mój ojciec. Nie czułem żalu do partyzantów ani ich dowódcy, raczej wzrastała wściekłość do Niemców.

Skończyła się wojna, a dopiero wówczas i także skrycie, dowiadywałem się szczegółów o Olku. Dalej działał ze swoim oddziałem w konspiracji. Pierwszy raz zobaczyłem go w 1945 roku, kiedy przyszedł zamanifestować swą obecność w Przecławiu. Siedział przy piwie w gospodzie przy ladzie w pięknym mundurze przedwojennego oficera z orzełkiem w koronie. Milicjanci z miejscowego posterunku MO nie odważyli się przyjść i przeszkodzić mu w biesiadzie. Jego walkę  przedstawiłem cytatem Ewy Kurek w poprzednim temacie. Wspomnę tylko, że w walce związał się z Hieronimem Dekutowskim ps. Zapora będąc z oddziałem prawie rok pod jego dowództwem. Wówczas Zapora ze swoimi ludźmi czynił próbę z Lubelszczyzny przez Podkarpacie przebić się na zachód. Nie udało mu się namówić Olka do pójścia razem z nim, gdyż ten nie wierzył w udaną próbę. Zapora dotarł aż pod Jasło, ale dalej w kierunku na Czechosłowację już się nie przebił i wrócił na Lubelszczyznę.

Minęły dziesiątki lat kiedy na początku XXI wieku zostałem w Przecławiu zaproszony przez Towarzystwo Miłośników Ziemi Przecławia na rocznicę „Akcji Burza” Spotkałem tam Olka, bo był jej uczestnikiem w 1944 roku, kiedy oddziały AK przebijały się z pomocą Warszawskiemu Powstaniu.
Aleksander Rusin ps. "Olek" i "Rusal" w roku 2004 na rocznicy "Akcji Burza" w Przecławiu
Jak Wyżej

Dr Jacek Krzysztofik i "Olek"
Olek tak jak wiele innych oddziałów nie przebił się i wrócił w lasy rodzinnej Puszczy Sandomierskiej. Ponieważ zajęty byłem wówczas dokumentowaniem historii rodzinnej podjąłem kontakt z Olkiem odwiedzając go w rodzinnej wiosce Dobrynin przyległej lasom, gdzie mieszkał z synem i jego rodziną. Aby przełamać pierwsze lody pojechałem tam ze swoim kolegą Janem Gręboszem, którego on dobrze znał.
Olek i Jan Grębosz

"Olek" w rozmowie z Janem Gręboszem

"Olek" z Janem Gręboszem przed domem "Olka" około 2005 roku
Początkowo był nieufny czemu się nie dziwię, ale po następnych wizytach, kiedy przekonał się o moich zamiarach, to zapraszał mnie na następne spotkania i w ten sposób dowiadywałem się o jego życiu. Okazał się wspaniałym rozmówcą chętnym do opowiedzenia swych przeżyć. Przebijał z jego wypowiedzi patriotyzm, a witając zadawał mi pytanie. Czy to już jest ta Polska za którą walczył? Znał ogromną ilość tajemnic rakiet V-1 i V-2.
Teofil Lenartowicz z "Olkiem" przy pozostałościach po rakiecie V w Bliźnie

Moja żona Lidia z "Olkiem" w Bliźnie

Jak wyżej

Lidka wychodzi z bunkra z którego Niemcy na poligonie w Bliźnie odpalali rakiety V1

"Olek" w Bliźnie

"Olek" z Lidką przy pozostałościach hal w których montowano rakiety V

Jak wyżej

"Olek" z autorem tekstu w Bliźnie

Autor tekstu z "Olkiem" na drodze do Bliźny

"Olek" z Lidką w miejscu gdzie bezpieka zamordowała w lesie dowódcę oddziału AK Józefa Wałka z którym "Olek" wspólnie zdobyli na kilka dni wyrzutnię rakiet w Bliźnie nie dopuszczając do jej wysadzenia przez minerów.

"Olek" w miejscu gdzie oznakował krzyżem zamordowanie przez bezpiekę jego przyjaciela z walki Józefa Wałka

Tabliczka informacyjna na krzyżu
Jego wioska znajdowała się zaledwie kilka kilometrów od wyrzutni rakiet w Bliźnie, a on przedzierał się przez zasieki i wraz z innymi wykradał Niemcom tajemnicę rakiet. Powiedział mi jednego razu, że dotąd nie ujawnił miejsca niewypału rakiety V-2, pytał czy powinien to obecnie zrobić. Powiedziałem, aby postąpił według własnego uznania i nie nalegałem aby mi ujawnił miejsce rakiety. Wiele lat po jego śmierci ujawnił to jego syn Roman, skąd wydobyto dobrze zachowaną ogromną część V-2. Moje spotkania z Olkiem trwały każdorazowo kiedy przyjeżdżałem z Wrocławia w rodzinne strony.
"Olek" w zadumie przed swoim domem w Dobryninie

Często gestykulował podczas rozmowy

"Olek" przebrał siebie i Lidkę w mundur celem wykonania kilku zdjęć

Umundurowani Lidka z "Olkiem" przed jego domem

Jak wyżej

"Olek" w swoim mieszkaniu w 2007 roku
 Dowiedziałem się szczegółów z tragicznego dnia, gdy zginął mój ojciec, ale także wiele innych z jego walki. Doszło do tego, że przy mojej pomocy chciał wyjaśnić pewne fakty do których miał wątpliwości. Rozważaliśmy wiele kwestii. Zrobiłem z nim kilka nagrań na dyktafon, a także opisałem kilka relacji przeżyć swych kolegów z dawnych lat. Wszystko to spisałem w Wspomnieniach i mam wraz ze zdjęciami na około 800 stron maszynopisu A4. Musi jednak jeszcze wymrzeć sporo ludzi, aby można to upublicznić.
"Olek" w muzeum gen. Władysława Sikorskiego w Tuszowie Narodowym obok Mielca gdzie się generał urodził

Jak wyżej

"Olek" na ławce przed domem ze swoim synem Romanem

"Olek" z synem Romanem i jego żoną Renatą

Jak wyżej

Z prawej "Olek" ze swoim sąsiadem Haraczem


Roman Rusin ze swoją żoną Renatą


Z historii życia Olka przezierała ogromna tragedia i niewdzięczność społeczeństwa za jego 17 letnią walkę w konspiracji. Komuna wtłoczyła go na margines społeczny i otoczyła szczelnie mianem bandyty. Dalej donosiciele bezpieki piastowali funkcje społeczne i oskarżali go o czyny których nie popełnił. Wprawdzie zapraszano go na uroczystość państwowe, ale milczano o jego zasługach. Doszło do tego, że kiedy władze wojskowe mianowały go do stopnia pułkownika i na uroczystości w urzędzie gminy padły słowa uznania z ust urzędnika, to grupa mieszkańców wpadła i zrobiła mu awanturę. Władze wojskowe wystawiły wniosek mianowania go do stopnia generała, ale nie był jeszcze podpisany przez prezydenta. Później Olek zmarł.
"Olek" w 2008 roku kilka tygodni przed śmiercią z synem i jego żoną

Jak wyżej
Publikowałem w prasie lokalnej Mielca zasługi Olka wymieniając nazwiska  konfidentów pomagających bezpiece ująć Olka. Grożono mi i protestowano do prasy, a ta publikowała ich protesty. Nikt się nie odezwał w obronie czci Olka. Nie odezwała się żadna z organizacji kombatanckich. Wszyscy nabrali wody w usta. Jedynie rodzina Olka stawała w jego obronie. Jej protesty na publikacje oszczerczych ataków w redakcji tygodnika Korso nie odniosły skutku. Natomiast ja usłyszałem od naczelnej redaktor, że jestem adwokatem rodziny Rusinów zajmując się obroną Olka. Remontując rynek w Przecławiu miano na nim postawić obelisk z napisem czczącym wyzwolicieli Przecławia. Zaproszony na spotkanie zapytałem wójta, czy ma na myśli Armię Czerwoną? Chyba odtąd zostałem uznany wrogiem, bo więcej mnie nie zapraszano. Umieszczono na obelisku nic nie mówiący napis, a proponowałem napis ku czci całego oddziału Olka, aby każdy przybysz wiedział, że znajduje się na terenie skąd żołnierze AK pod dowództwem Olka Rusina wykradali tajemnice rakiet V przypłacając to nawet życiem. Na uroczystości otwarcia Parku Historycznego w Bliźnie, gdzie Niemcy testowali rakiety V wygłaszający uroczystą mowę podkreślał zasługi innych nie wspominając Olka, a w apelu poległych nie powołano schwytanych w Bliźnie na zbieraniu niewypałów i zamordowanych. "Olek"będąc członkiem ŚZŻAK musiał walczyć z współpracującymi z bezpieką donosicielami, mszczącymi się na nim za sprawione im lanie na goły tyłek. „Zapora” za współpracę z bezpieką karał śmiercią, ale „Olek” nie splamił rąk bratobójczą krwią. Uratował 2-krotnie od śmierci komunistę z Przecławia, który wciągał go w zasadzkę. W rewanżu jego córka do obecnych czasów rozsiewała oszczercze ataki przeciwko niemu, a mnie groziła używając niecenzuralnych słów. Niezrozumiałe jest dla mnie nawet obecne działanie, kiedy nie znajduję wśród czczonych Żołnierzy Wyklętych nazwiska „Olka” i obserwuję jakby unikano wymieniać Żołnierzy AK. Jestem przekonany, że gdyby na innym terenie miano takiego bohatera jak „Olek” to historię o nim znano by w całej Polsce, bo zapełniła by pełnoekranowy film mrożącymi krew w żyłach scenami. Jego ucieczka z niewoli sowieckiej na wykradzionym motocyklu przez sowiecką strefę i niemiecką do swojej wioski i wszystko co przeżył do śmierci, byłoby ciekawsze od filmu z Bondem w tle, a w dodatku prawdziwe.  
Obecnie na sztandarach uroczystości w Mielcu nie widzę nazwiska Olka Rusina, i innych walczących w AK i WiN,  a sztandary niosą inne organizacje niż walczące o wolną Polskę. Widząc w podpisie „Prawdę i Pamięć” nasuwa mi się pytanie. Czyżbyśmy przesuwali się w kierunku totalitarnym w którym „Prawda i Pamięć” czciła w lesie Hitlera i hitlerowców, z którymi Olek walczył?
W następnym temacie przedstawię dokumenty, w sprawie działań na rzecz uznania przez społeczeństwo Mielca chwały należnej „Olkowi” i jego żonie Marii, która podobnie jak on zasługuje na chwałę wyższą od bohaterów noszonych w Mielcu na sztandarach w dniu Żołnierzy Wyklętych.

Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 5 marca 2018