Znaczenie lotnictwa w odzyskaniu Niepodległości Polski
1918
Człowiek od zarania
swego istnienia spoglądał w górę zazdroszcząc ptakom umiejętności latania.
Tęsknota owa przewija się już w mitycznych opowieściach o Ikarze i jego ojcu
Dedalu. Potrzeba było ogromu lat, aby z iściło się marzenie ludzkości do
latania. Dopiero wiek XIX przyniósł człowiekowi nadzieję spojrzenia na świat z
lotu ptaka. Ofiarność ludzka nie zna granic poświęceń i ofiar ludzkich
poległych w walce o powietrzne przestworza. Dlatego trudno dzisiaj przyznać
pierwszeństwo człowiekowi, czy narodowi któremu się to udało. Dzisiaj możemy
mówić jedynie o najbardziej znanych przykładach, bez przyznawania im palmy
pierwszeństwa.
Wiek XIX zastał
Polskę pod zaborami, co nie świadczy, że Polacy nie brali udziału w smaganiu o
zdobywanie powietrznych przestworzy. Dotyczy to nie tylko śmiałków porywających
się do lotu, lecz naukowców Polaków, którzy pod zaborami torowali naukowo
podniebną drogę. Dzisiaj można powiedzieć, że pierwszymi statkami powietrznymi były
balony napełnione lżejszym od powietrza gazem. Dopiero loty braci Wrightów i
Bleriot szaleńczym przelotem nad kanałem La Manche w 1909 roku rozbudził ludzką
wyobraźnię.
W Polsce jeszcze
pod zaborami na terenie Kongresówki i Kresów Wschodnich myśl lotnicza przybrała
realne kształty. Rozentuzjazmowana na odczytach młodzież reagowała żywo na
sprawy lotnicze. Natomiast w I Wojnie Światowej Polacy pod wszystkimi zaborami
stawali w czołówce lotniczych poczynań. Znany jest wypadek z 1910 roku, kiedy z
armii carskiej wytypowano na szkolenie lotnicze do Francji 4 oficerów, w tym
dwu Polaków. Zdobyli oni pierwsze dyplomy pilotów. Polacy zażądali, aby
Aeroklub Francji zaznaczył ich polską narodowość. Zrobiono to dopiero po
odmowie przyjęcia dyplomów i tylko ci dwaj mieli zaznaczoną w dyplomach
przynależność polską.
Śledząc historię
powstawania Legionów, widać wyraźnie dążenie komendanta Piłsudskiego do tworzenia
nowoczesnej broni jakim było lotnictwo. W pruskich i rosyjskich armiach
zaborców powstawały zalążki polskiego lotnictwa w 1916 roku, natomiast w
austriackiej w 1917 roku. Tworzono polskie eskadry lotnicze, niezahamowane
nawet uwięzieniem komendanta Piłsudskiego w twierdzy Magdeburskiej 22 lipca
1917 roku.
Przeglądając księgę
pt. „Ku czci poległych lotników” wydaną w 1933 roku, doczytać się możemy
niezliczonej ilości opisów wydarzeń lotniczych polskich oficerów, podoficerów,
pilotów i dowódców lotniczych. Dołączając do tego ogromny patriotyzm połączony
z entuzjazmem powstawania Niepodległości Polski, rosły polskie eskadry lotnicze
we wszystkich zaborczych armiach.
11 listopada 1918
roku, kiedy ogłoszono Niepodległość Polski, a zaborcze armie rozpadały się,
wymienieni wyżej wygrali walkę o zabezpieczenie lotniczego mienia. Nie
pozwolono uciec zaborcom na sprzęcie lotniczym, ani go rozkraść. Zabezpieczono
lotniska i magazyny paliw. Niemal jednocześnie polskie eskadry lotnicze były
gotowe do służby dla Niepodległej Polski. Był sprzęt lotniczy, piloci i dowódcy
lotniczy, a dowodził nimi głęboki patriotyzm.
W wojnie z
bolszewikami w 1920 roku mieliśmy ponad 30 eskadr lotniczych przeważnie wywiadowczych,
które donosząc o ruchach nieprzyjacielskich i siejąc popłoch rzucaniem bomb
przyczyniły się zdecydowanie do zwycięstwa.
Do podkreślenia
należą sukcesy polskich lotników w latach międzywojennych. Przelot płk Ludomiła
Rayjskiego w 1920 nad Alpami i do Afryki. Bolesława Orlińskiego w 1926 roku na
trasie Warszawa -Tokio-Warszawa, a następnie w Berlinie zwycięstwo Żwirki i
Wigury w Challenge w 1932 roku rozsławiły imię polskiego lotnictwa na
świecie.
Lotnictwo urzekało
młodzież także w najniższych warstwach społecznych. Podam przykład
kilkunastoletniego chłopca, który na widok latającego obiektu podążył za nim i znalazł się w Wiedniu. Działo się to podczas I Wojny Światowej, a biednym chłopcem
zainteresowała się litościwa rodzina oddając go do szkoły mechaników
lotniczych. Chłopiec na wieść o Niepodległej Polsce wrócił w rodzinne strony. Oznajmił
umierającemu ojcu radosną wiadomość i natychmiast wstąpił do batalionu
lotniczego w Krakowie. Dzięki ogromnej życiowej
pasji lotniczej jaka wstąpiła w owego chłopca pociągnął za sobą swego
brata i obaj stali się pilotami, konstruktorami szybowca i wielu lotniczych
awionetek. Już w 1925 roku rozpisywała się o nich prasa lotnicza, stawiając ich
w rzędzie znanych lotniczych konstruktorów. Na swych konstrukcjach DKD bili
rekordy, bijąc nawet konstrukcję RWD na którym Żwirko i Wigura wygrali w
Berlinie Challenge w 1932 roku.
Nie był to koniec
ich sukcesów, albowiem swą działalnością lotniczą także we własnych galicyjskim
miasteczku w Mielcu, zarazili Mielczan lotniczą pasją. Miasto szczycąc się
nimi, zbudowało własne lotnisko. Młodzież budowała latawce, odbywały się pokazy
lotnicze. Bracia o nazwisku Działowscy lotami nad Krakowem rozsławiali Mielec,
a ten pomagał im finansowo w lotniczych poczynaniach. Doszło do tego, że Bracia
Działowscy o imieniu Stanisław i Mieczysław, wraz z rodzinnym miastem Mielec
stali się znani w krajowych kręgach lotniczych. Kiedy decydowano w latach
międzywojennych, o usytuowaniu przemysłu lotniczego wybór padł na Mielec.
Znajdował się on niemal w środku tworzonego Centralnego Okręgu Przemysłowego
tzw. COP. Dzięki mądrym koncepcjom władz, a wymienić tu należy ówczesnego
premiera rządu Eugeniusza Kwiatkowskiego, jak i prezydenta Ignacego Mościckiego,
a także ofiarności polskiego społeczeństwa zbudowano wkrótce nie tylko port
morski w Gdyni, COP, a w Mielcu niemal na piaskach powstało nowoczesne miasto,
lotnisko i fabryka samolotów pod nazwą PZL2. Po dwu latach od zaczęcia budowy
wyprodukowano tam nowoczesny samolot PZL 37 Łoś polskiej konstrukcji.
Wojna przerwała ową
passę, a totalitarny system komuny zniszczył naszą historię. Żyjemy od niemal
30 lat w wolnej Polsce, ale na każdym kroku walczyć musimy o prawdę
historyczną. Jak mówi przysłowie. „Cudze chwalimy, swego nie znamy” Historię
naginamy do różnych potrzeb.
Trudno dzisiaj
powiedzieć, jak to z nami Polakami jest, że w lotnictwie pomimo jego zniszczeń
jesteśmy w czołówce. Polskie skrzydła rozsławiały i dalej rozsławiają naszą ojczyznę.
W ostatniej wojnie nasi lotnicy przechylili na korzyść Anglii walkę z Luftwaffe.
Przodujemy w sporcie lotniczym, gdzie szybownik Sebastian Kawa od wielu lat
niepokonany zdobywa mistrzostwa świata.
W przemyśle
lotniczym produkowaliśmy udane lotnicze konstrukcje. Nasze samoloty biły
rekordy sprawności i w ilości wyprodukowanego sprzętu. Znajdowaliśmy się pod
każdą szerokością geograficzną. Mamy wspaniałych pilotów, konstruktorów,
naukowców i młodzież. Potrafimy wykonywać najtrudniejsze zadania, a jednak
świat ucieka nam do przodu.
Przemysł lotniczy
to kura znosząca złote jaja. Wiedzieli o tym międzywojenni przywódcy tworząc
COP. Tylko głupi mając pieniądze, kupi gotowy wyrób. Mądry zainwestuje w
nowoczesne technologie, wyprodukuje go i sprzeda. Sprzedawanie produktu, jakim
jest samolot, to najlepszy interes świata. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że 1 kg
samochodu kosztuje 15 $, natomiast 1 kg
samolotu kosztuje 3000 $, to wynika prosta kalkulacja, co się bardziej opłaca
produkować i jak bardzo opłaca się inwestować w przemysł lotniczy.
Po transformacji
ustrojowej 1989 roku zapomniano o tym. W dowództwach wojsk lotniczych doszły do
głosu partykularne interesy. Pazerność pomieszana z głupotą wzięły górę nad
rozsądkiem. Skorzystali z tego inni i wykorzystując przestępczość gospodarczą
wykupili nasz przemysł lotniczy. Zapłacili psie pieniądze za zakłady lotnicze,
natomiast za darmo otrzymali myśl techniczną zawartą w umysłach konstruktorów i
fachowców posiadających ogromną wiedzę. Obecny prezes koncernu Locked Martin,
właściciela PZL w Mielcu wyraził się jednoznacznie w następujący sposób:
Zakłady PZL Mielec są wiodącym zakładem w
rodzinie zakładów rozsianych na świecie. Stąd płyną pomysły i wynalazki
wcielane następnie pozostałych zakładach. Dodatkowo mamy premię w postaci
niskich kosztów wytwarzania.
Nic ująć nic dodać.
Zrobiono w Polsce dobry interes. A stało się to dzięki głupocie i pazerności
polskich dowódców lotniczych, których gdyby Piłsudski żył, wyrzuciłby na zbity
pysk.
Powyższy temat wygłosiłem w Centrum Aktywności Lokalnej we Wrocławiu, po którym wśród grona znajomych odbyła się interesująca dyskusja. Poniżej kilka zdjęć.
|
Kazimierz Sokołowski - wspaniały zcłowiek |
|
Stanisław Maksymowicz - pilot i wychowawca młodzieży na AWF i Kazimierz Sokołowski |
|
Stanisław Maksymowicz potrafi w interesujący sposób opowiadać swoje lotnicze przeżycia |
|
Teresa Pękalska - bardzo miła pani |
|
Lidia Lenartowicz |
|
Bardzo żywa dyskutantka |
|
Na spotkaniu |
|
Jak wyżej |
|
Jak wyżej |
|
Zaczytana dwójka uczestników |
|
Krzysztof Zalewski - przewodniczący zarządu Rady Osiedlowe i Stanisław Maksymowicz |
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 19.09.2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz