środa, 1 listopada 2017

V Zjazd Agrolotników w Mielcu



V Światowy Zjazd Agrolotników w Mielcu.
50-lecie rozpoczęcia usług  agrolotniczych w Sudanie 1967-2017
Trudno dobrać właściwe słowa, żeby wyrazić wdzięczność za organizację Zjazdu, na który czekała ogromna rzesza Agrolotników z ich sympatykami włącznie. Pragnę być wyrazicielem woli wszystkich z którymi kontaktowałem się słysząc słowa wdzięczności z serdecznością włącznie skierowane pod ich adresem. Najwięcej w pozytywnych opiniach przewija się nazwisko Lesława Karsta, którego V Zjazd jest kolejnym dziełem po poprzednich. Duży wkład w organizację Zjazdu włożyli Kazimierz Szaniawski, Jerzy Krupa, Włodzimierz Adamski i Józef Roguz. Nie jestem na tyle władną osobą, aby opiniować Zjazd, mogę jedynie od siebie powiedzieć, że był dla mnie duchową ucztą wspomnień przeżywanych 50 lat temu, wcześniej i później, za co składam tą drogą serdeczne podziękowanie wymienionym osobom oraz wszystkim innym przyczyniającym się do organizacji Zjazdu.

Pragnę podkreślić, że V Zjazd wraz z obszerną na ponad 400 stron publikacją książki pt. „Afrykańskie Podboje Agrolotników” z podtytułem „Zaczęło się w Mielcu” stał się podsumowaniem ogromnego trudu z cierpieniem włącznie, który został włożony przez tysiące Agrolotników biorących udział w trudzie zapoczątkowanym w 1967 roku w Mielcu i dziesiątki lat później. Był to ciężki okres próby charakterów, pilotów i mechaników, który poznałem jako mechanik w trzech wyprawach w Egipcie, Sudanie i Algierii w latach 1973-1974. Składam w tym miejscu podziękowanie szanownemu Lesławowi Karst za wydanie w/w książki podsumowującej cały okres agrolotnictwa, w tym moich wspomnień. Wprawdzie nie byłem w grupie pierwszych agrolotników biorących udział w afrykańskiej wyprawie w 1967 roku do Egiptu i Sudanu, ale znam biorących w wyprawie ludzi i pamiętam szczegóły przygotowań do wyprawy. Dlatego proszę mi wybaczyć, jeśli niektóre spostrzeżenia wyniesione ze Zjazdu nie będą zgodne z powszechną opinią. Uważam bowiem, że najwyższe państwowe odznaczenia prezydenckie, a nie najniższe wyróżnienia powinni otrzymać ci, którzy pierwsi przecierali pionierski afrykański szlak agrolotnictwa. Pierwszym z nich  był nieodżałowany pilot i kierownik Wydziału Start inż. Zbigniew Słonowski, który niedługo po powrocie z sudańskiej wyprawy zginął śmiercią lotnika. Należy się szczególny hołd temu potężnemu chłopisku zwanym powszechnie Słoniem. Otrzymał on polecenie władz zwierzchnich na organizację wyprawy i wspaniale się z niego wywiązał. Pamięć o tym człowieku, tak żywa w umysłach tamtych czasów powinna być wyraźniej podkreślona. Pragnę zwrócić uwagę, że w pamięci ludzi tamtych czasów, nie istnieją nazwiska ludzi otrzymujących na Zjeździe prezydenckie laury, lecz nazwiska tych, którzy jako pierwsi przecierali afrykański szlak poprzez Egipt i Sudan. Pozwolę sobie wymienić nazwiska wywołanych do najniższych wyróżnień. Są to piloci Jerzy Pietrzak, Franciszek Zalewski, Franciszek Drozdowski, Władysław Adamczyk i mechanicy Stanisław Ortyl, Mirosław Mikołajczyk i Kazimierz Duszkiewicz. Niech będzie wieczna chwała Zbyszkowi Słonowskiemu i wszystkim, którzy nie dożyli czasu V Zjazdu.
Tyle jeśli idzie o uwagi, natomiast wszystko co działo się później na Zjeździe, to historyczny przegląd własnego życia, które tam w Mielcu i na lotnisku pozostawiłem. Mogę bez przesady powiedzieć, że jestem dzisiaj jedynym człowiekiem, któremu od strony technicznej znane są urządzenia radiolokacyjne współpracujące z celownikiem samolotu Lim 5 oraz jego następcy Lim 5P. O tym co jako jedyny od montażu na Wydziale 56 poprzez próby na Wydziale 57 Start, próby lotów z owymi urządzeniami, reklamacje z wojska, Indonezją gdzie zostały sprzedane i po okres ich złomowania, a nawet do dzisiaj o ich posiadaniu i lataniu na nich przez pasjonatów wiem, nikt inny tego nie wie. Proszę się nie dziwić, że wspominam, o tym nie agrolotniczym wątku, jednak agrolotnictwo zajęło w moim życiu tylko niewielką cząstkę wspomnień, które podziwiany przeze mnie pan Lesław Karst uwidocznił w swojej książce z okazji V Zjazdu Agrolotników.
 Wracam jednak do wydarzeń na Zjeździe. W tym celu pozwolę sobie poniżej przedstawić zdjęcia z trwających dwa dni uroczystości. W Zjeździe wzięło udział około 400 osób, a liczba przyjezdnych zapełniła hotele Atena, Iskierka i Hotel Polski.
Od samego rana 21 października zjeżdżały się do hotelu Atena autokary z przybywającymi z całej Polski agrolotnikami i zaproszonymi gośćmi. Widoczna kolejka w recepcji hotelu Atena.

W kolejce wyłapany przeze mnie i uśmiechający się Jerzy Madler z Warszawy

Tego wysokiego pana spotykam nie tylko na Zjazdach Agrolotników, lecz także na Zjazdach Klubu Pilotów Doświadczalnych

Całością organizacji rządzą Lesław Karst i Jerzy Krupa.

Przybył z Warszawy znajomy z wielu lotniczych spotkań Kazimierz Pogorzelski

Od prawej Zygmunt Mazan - prezes Klubu Pilotów Doświadczalnych

Jest także moja żona Lidia Lenartowicz przybyła ze mną z Wrocławia.

Przybył też z Wrocławia Stanisław Stróżyk - skarbnik klubu lotników "Loteczka" Nie zbierak jednak od swych członków składek
Po wypoczynku i obiedzie uczestnicy Zjazdu udali się do sali widowiskowej SCK w Mielcu, gdzie dokonano otwarcia zjazdu wraz z centralną uroczystością.

Obecni na sali widowiskowej wypełnionej po brzegi uczestnikami Zjazdu

Jak wyżej

Prowadzący V Zjazd Agrolotników Maria Orłowska i Lesław Karst

Jak wyżej

Lesław Karst i Marszałek Województwa Podkarpackiego Władysław Ortyl

Wręczanie odznaczeń

Jak wyżej

Jak wyżej

Od Lewej Lesław Karst, Władysław Oryl i Kazimierz Szaniawski

Jerzy Pietrzak, Mirosław Mikołajczyk, Kazimierz Duszkiewicz, Stanisław Ortyl, Franciszek Zalewski i Franciszek Drozdowski oraz niewidoczny Władysław Adamczyk. Otrzymują wyróżnienia. Są pierwszymi żyjącymi przecierającymi afrykański szlak pilotami i mechanikami. Wiele lat temu wspólnie znosiliśmy trudy pracy mechaników i pilotów na wydziale 57 Start Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Mielcu 

Inni nagradzani

W środku Zygmunt Mazan, a od prawej wice prezydent Mielca Jan Myśliwiec
Jeden z dyskutantów
Jednym z wątków przedstawionych w dyskusji była obecność na Zjeździe kobiety z Iranu, która będą kilkuletnim dzieckiem zapamiętała polskiego pilota agrolotnika o imieniu Wojtek. To wspomnienie było tak mocne, że będąc dorosłą osobą postanowiła przyjechać do Polski i odnaleźć owego pilota. Przedstawiono na ekranie film o tym wydarzeniu i trudach poszukiwań, bo młoda  kobieta znała tylko imię pilota. Poszukiwania zakończone zostały połowicznym sukcesem, bo pilot Wojtek już zmarł, lecz odnalazła jego syna, z którym przybyła na  Zjazd i opowiedziała o tej historii. 
Historia owa świadczy jak przyjaźnie traktowani byli tam polscy agrolotnicy, a z historii wiemy, że dotyczyło to szczególnie żołnierzy Andersa podczas II Wojny Światowej, gdyż Polacy nie odnosili się do Irańczyków z wyniosłością będąc kolonizatorami panującej  tam Anglii, lecz traktowali ich jak równych sobie. 

Syn pilota Wojtka i młoda kobieta z Iranu

Syn pilota Wojtka, pani z Iranu, Zbigniew Wicherski, dwoje dziewcząt z zespołu Rzeszowiacy, Lesław Karst i Maria Orłowska
W dyskusji przedstawiciel Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych wystąpił z żalem pod adresem agrolotniczych firm, że istnieją dzięki lasom dając im zatrudnienie, natomiast usługodawcy nie starają się pozyskiwać pilotów, których wyszkolono w ostatnich latach tylko kilku, przez co nie będzie możliwa ochrona lasów przed szkodnikami. Na to przedstawiciel dawnego Zakładu Usług Agrolotniczych wystąpił z zaprzeczeniem, twierdząc iż pilotów przychodzących z wojska i innych instytucji mamy mnóstwo, należy ich tylko doszkolić w agrolotnictwie. Natomiast co do zależności agrolotnictwa od Ministerstwa Ochrony  Środowiska, powiedział że jest odwrotnie, bo gdyby nie agrolotnictwo to nie było by lasów, a wraz z tym Ministerstwa Ochrony Środowiska. Polemikę zakończyła posłanka Krystyna Skowrońska stwierdzeniem, że Ministerstwo to jest w posiadaniu funduszy z kasy państwowej i tylko od ministra zależy, aby je wykorzystać w celu pozyskiwania i szkolenia pilotów, aby ich nie brakowało.  
Posłanka Krystyna Skowrońska i prowadząca Maria Orłowska
Na zakończenie głównej uroczystości Zjazdu wystąpił z programem artystycznym Zespół Pieśni i Tańca "Rzeszowiacy" im. Janusza Mejzy. Wartym podkreślenia jest powrót dawnej nazwy zespołu wraz z nadaniem imienia twórcy zespołu Janusza Mejzy. Wiadomo jak wiele dla kultury Mielca zrobił ten człowiek wspólnie z kierownikiem Domu Kultury Franciszkiem Duszlakiem. Wydaje mi się jego działalność na równi z tymi osiągnięciami, które w sporcie miał Edward Kazimierski. 
Pod koniec uroczystości podana została informacja o przybyciu na Zjazd kapelana lotników O. Dominika Orczykowskiego. Kiedy się z nim skontaktowałem powiedział, że przywiózł go z Krakowa jeden z zakonników i natychmiast wrócił do Krakowa. Z żoną Lidką wzięliśmy O. Dominika do hotelu Atena, gdzie organizatorzy zaopiekowali się Ojcem, a za kilkanaście minut miała się rozpocząć uroczysta kolacja.     
Zespół Pieśni i Tańca Rzeszowiacy przedstawił bogaty program pięknych pieśni i tańca nagradzany rzęsistymi oklaskami
Poniżej na zdjęciach przedstawię zdjęcia, które zrobiłem na uroczystej kolacji po godzinie 19-tej. Sądzę, że najlepiej one przedstawią atmosferę panującą wśród zgromadzonych uczestników Zjazdu. 
Od lewej dwaj mieleccy piloci Zbigniew Świderski i Franciszek Zalewski oraz Józef Smaczny

Siedzą od prawej O. Dominik Orczykowski i Jerzy Pietrzak z żoną Celiną

Uśmiechnięta jak zawsze przybyła z Warszawy Dagmara Dulemba Poluszyńska

Uroczysta kolacja odbywała się na kilku salach hotelu Atena

Zaletą była samoobsługa, bo można było do woli wybierać w smakołykach dostarczanych cały czas przez kelnerów

Przy konsumpcji i rozmowie Zbigniew Świderski, Franciszek Zalewski, Józef Smaczny i stojący robiąc zdjęcie Zbigniew Wicherski

Od lewej Celina i Jerzy Pietrzakowie, O. Dominik i ja piszący te słowa

Jaj wyżej


Pilot Andrzej Maszczyński - członek klubu lotników "Loteczka" z Wrocławia i Mirosław Mikołajczyk mechanik z Mielca

Siedzący uczestnicy Zjazdu na następnej sali

Patrzący w obiektyw, to znany pilot doświadczalny oblatujący śmigłowce w Świdniku Wiesław Mercik, z dużym doświadczeniem także agrolotnik i członek "Loteczki" zamieszkały obecnie we Wrocławiu

Witold Kęsoń w rozmowie zapewne o lotnictwie - były dyrektor ZUA Wrocław i członek zarządu "Loteczki" we Wrocławiu

Uczestnicy Zjazdu wykorzystywali uroczystą kolację do towarzyskich rozmów z dawno niewidzianymi przyjaciółmi z całej Polski

Jak wyżej

Siedzący wśród przyjaciół pilot doświadczalny płk Kazimierz Pogorzelski - znany jako prezes Warszawskiego Klubu Seniorów, członek klubu "Loteczka" i częsty bywalec w Loteczce.

Miło ponownie popatrzeć na uśmiech pięknej Dagmary Dulemba Poluszyńskiej, tym razem wśród swych warszawskich przyjaciół

Pani Dagmara z przyjaciółmi i przymilający się do nich Jerzy Madler

Jak wyżej

W tym ujęciu całkiem poważne, niemal groźne miny, czyżby siedzący na przeciwko płk Pogorzelski pogroził im palcem?

Płk Kazimierz Pogorzelski, którego miła twarz potwierdza jakim uczynnym i koleżeńskim jest człowiekiem, z równie miłą lecz nie znaną mi panią

Rozmowom i dyskusją przy stołach nie było końca

Jak wyżej

Jak wyżej

Ten Kapelan Ojciec Duchowny Dominik Orczykowski - kapucyn wnosi wszędzie swoją pogodą ducha tak wiele ciepła, radości i miłości, że wszędzie uczestnicy lotniczych spotkań tęsknią za jego obecnością

Od lewej Prezes Zarządu EADS Warszawa Okęcie Hiszpan Manuel Heredia Diaz , Alina Szrom - menedżer Działu Usług i Logistyki WUL Mielec i jeden z odznaczonych za ochronę przeciwpożarową

Miła twarz pani Celiny Pietrzak - żony Jerzego, pilota pierwszej wyprawy agrolotniczej do Sudanu i zasłużonego pilota doświadczalnego z Mielca
Józef Roguz - dyrektor i twórca byłego i historycznego obecnie Zakładu Usług Lotniczych w Mielcu

Leszek Mańkowski - prezes Krakowskiego Klubu Seniorów Lotnictwa  z ręką wyciągniętą do powitania siedzącego po przeciwnej stronie stołu O. Dominika Orczykowskiego

Leszek Mańkowski w dyskusji z siedzącym po przeciwnej stronie stołu O. Dominikiem

Leszek Mańkowski z żoną Krystyną, to bardzo mili i zakochani w historii lotnictwa ludzie
Chciałbym w tym miejscu wspomnieć, o historii lotnictwa w Mielcu. W rozmowie z Mańkowskim wynikło z jaką czcią Krakowscy Seniorzy Lotnictwa podchodzą do "Braci Działowskich" pochodzących z Mielca. Ich wizyta podczas V Zjazdu przy grobie zmarłego w Mielcu Miecia Działowskiego juniora wybitnie o tym świadczy. Nasuwa się refleksja i pytanie. Dlaczego tak nisko promowane są historyczne zasługi Działowskich w Mielcu, zamiast szczycić się ich lotniczymi dla Mielca i w skali Kraju zasługami? 

Krystyna Mańkowska z siedzącym po przeciwnej stronie stołu O. Dominikiem

Jak wiele wymowny gest jest w  uścisku Mańkowskiej z O. Dominikiem. Podziwia ów gest pilot Franciszek Zalewski

Moja żoneczka Lidia Lenartowicz, Leszek i Krystyna Mańkowska w przyjaznej rozmowie z Franciszkiem Zalewskim

Wydaje mi się, że moja żona Lidia Patorska - farmaceutka, ma wspólny język z pilotem  Zbigniewem Świerczyńskim i rozmawiają o farmacji

Miła twarz Aliny Szrom z WUL w Mielcu i Roberta Rowińskiego z Warszawy


Tutaj nawet ja Teofil Lenartowicz zmieściłem się w kadrze z Aliną Szrom


Lidia Lenartowicz, Zbigniew Świerczyński i zasłużony dla lotnictwa i Mielca Włodzimierz Adamski, a warto podkreślić że członek klubu lotników :Loteczka we Wrocławiu

Przyjazne twarze Włodzimierza Adamskiego i Wiesława Mercika - zasłużonego pilota doświadczalnego WSK Świdnik. Obydwaj są znanymi członkami klubu lotników "Loteczka" we Wrocławiu

Nie było końca przyjacielskim rozmowom pomiędzy siedzącymi Lidią Lenartowicz, Zbigniewem Świerczyńskim,Włodzimierzem Adamskim, Robertem Rowińskim i Wiesławem Mercikiem

Lidia Lenartowicz, Włodzimierz Adamski, Robert Rowiński, Wiesław Mercik i ja Teofil Lenartowicz

Wiesław Mercik podpierał swoje lotnicze  afrykańskie  i inne przygody gestami rąk. Mogę potwierdzić, że to co opowiadano w tym gronie  warte jest szerokiej publikacji

Dyskusję w tym gronie wysłuchała i włączyła się także urocza córka Włodzimierza Adamskiego siedząca z prawej
Tak zakończony został niezapomniany wieczór uroczystej kolacji, trwający dla mnie do północy. Była to wspaniała okazja spędzenia czasu wśród ludzi zakochanych w lotnictwie. Żal serce ściska, że nie spotkałem tu wielu przyjaciół, którzy odeszli do Aeroklubu Niebiańskiego. Podobny żal wyrażam z powodu nieobecności Tadeusza Pakuły, który nie mógł przybyć z powodu chorób dręczących jego i żonę.
Następny dzień w niedzielę 22 października rozpoczęty został o 7-mej 30-ci mszą świętą odprawioną przez O. Dominika w jednej z sal hotelu Atena.  
Obecni na mszy świętej Stefan Weker, Lidia Lenartowicz, Foltyn Janusz, O. Dominik i Zygmunt Mazan

Płk Kazimierz Pogorzelski i O. Dominik Orczykowski, obaj bardzo znani w kręgach lotniczych całego Kraju.

Ojciec Dominik odprawiając mszę świętą w kazaniu wypowiedział jak zwykle do Lotniczej Braci ciepłe i wzruszające słowa. Często zastanawiam się skąd bierze tak wiele zawsze innych trafnych i wzruszających słów. Często wydaje mi się, że Stwórca przemawia przez niego

Na mszę świętą przyszła tylko garstka osób. Stało się tak dlatego, bo O. Dominik spóźnił się i na głównym spotkaniu nie wiedziano było czy przybędzie. Stąd wziął się brak informacji.
Następne wydarzenia w 2-gim dniu V Zjazdu odbyły się w Specjalnej Strefie Ekonomicznej, gdzie mieszczą się PZL Sikorsky wchodzące obecnie do rodziny koncernu Lockheed Martin. Nie mam z tych wydarzeń zdjęć, bo po mszy świętej udaliśmy się na śniadanie, a następnie pojechaliśmy na lotnisko do siedziby Wydziału Usług Lotniczych. Nie mam tu zdjęcia wykonanego przy makiecie 1:1 samolotu PZL Łoś 37B i kilku innych zdjęć, ale można je obejrzeć na stronach internetowych Zbigniewa Wicherskiego - prezesa mieleckiego KML. Zrobił on bogatą dokumentację zdjęć i filmów, które dostępne są w Internecie.
Poniżej wykonałem zdjęcia w terenie zajmowanym przez WUL. Jest to obszerny teren lotniska na którym znajduje  się hangar ze stojankami samolotów i innymi przyległościami. Pragnę wspomnieć, że ów teren zagospodarzył wraz z budową hangaru były dyrektor ZUA Józef Roguz, któremu z tej okazji i 45-lecia powstania ZUA składano  podziękowania.     
Na stojance przed hangarem stoją Wojtasik, Lesław Karst, Duszkiewicz, Roman Lechociński, Stanisław Ortyl, Mirosław Mikołajczyk, Franciszek Kaszuba, Franciszek Drozdowski i ppłk Bogdan Likus wpisujący na swojej książce dedykację

Jak Wyżej


Widoczne na stojankach samoloty

Na tym ujęciu z kulą w ręce dołączyłem do swoich mieleckich kolegów także ja

Jak wyżej

Na tym ujęciu dołączyła stojąca na 2-giej pozycji moja żona Lidia Lenartowicz

Jak wyżej

Franiu Drozdowski - pilot doświadczalny i mój kolega z dawnej pracy na samolotach Lim 5P, Lidia Lenartowicz i mechanik Duszkiewicz

W całej okazałości moja żona Lidia w hangarze WUL

Nawet potrafi uśmiechać się do mojego kolegi Romana Lechocińskiego

Piloci doświadczalni Franiu Drozdowski i Franciszek Zalewski i mechanicy czyli ja i Mirosław Mikołajczyk

Jak wyżej

Na tym ujęciu moja żona wchodzi do samolotu AN-2, a przygląda się temu wyczynowi Mirosław Mikołajczyk

Moi koledzy z pracy na Wydziale 57 Start. Władysław Florek i Stanisław Ortyl
Moją żonę Lidię wszystko bardzo interesowało

W środku trójka moich kolegów usiadła do wypoczynku. Są to Roman Lechociński, Franciszek Kaszuba i Mirosław Mikołajczyk. Wszyscy mamy moc wspólnych wspomnień

Lidia Lenartowicz zastanawia się czyby nie skorzystać ze stojącego za nią bufetu.

Postanowiła jednak usiąść między moimi kolegami

Od lewej Józef Smaczny w środku to zasłużony dla Mielca i całości historii mieleckiego lotnictwa Kazimierz Szaniawski od którego otrzymuję dużo ciekawych informacji, trzeci to wspaniały także zasłużony pilot doświadczalny i uczestnik pierwszej afrykańskiej wyprawy Jerzy Pietrak

Na tym ujęciu dołączyłem jeszcze ja i nie wiem dlaczego wstydliwie chowam za sobą kulę, którą się podpieram

Zdjęcie przedstawia część uroczystości na której przemawia Józef Roguz po złożeniu mu podziękowań za wieloletnie jako dyrektor prowadzenie ZUA.  Obok stoją Grzegorz Walczak - obecny dyrektor WUL i Lesław Karst. 

Jak wyżej


Natomiast całość uroczystości podziwia przez swoje okulary kapelan lotników O. Dominik Orczykowski

Nawet prezes Klubu Pilotów Doświadczalnych Zygmunt Mazan podziwia uroczystość, a także uśmiechnięty w środku Jerzy Krupa z moją żoną

Jerzy Krupa włożył ogromny osobisty wkład w organizację Zjazdu, a teraz wręcza w podarunku mojej żonie aż 5 książek o Afrykańskich Podbojach Agrolotników

Prawdziwie miłe towarzystwo: Leszek Mańkowski, żałuję że nie wiem kim jest ta druga pani, O. Dominik i Dagmara Dulemba Poluszyńska

Uczestnicy uroczystości gromadzą się na placu, gdzie będzie wspólne zdjęcie wszystkich obecnych

Właśnie z tej drabiny robione jest zdjęcie, ale wątpię czy w takiej licznej grupie się odnajdę

Zasłuchany O. Dominik, a za nim zmarznięty Jerzy Krupa rozgrzewa się kawą


Po bokach małżeństwo Mańkowskich z KKSL, Dagmara Dulemba, nieznany pan, Jerzy Madler z Warszawy i nieznana pani. Może ktoś podpowie nazwiska to dopiszę.

Lesław Karst z O.Dominikiem przed poświęceniem pomnika ofiar agrolotników.

Lesław Karst omawia historię powstania pomnika

Długa Lista ofiar poległych podczas usług agrolotniczych świadczy jak niebezpieczna to była praca

Uczestnicy Zjazdu obecni podczas poświęcenia pomnika ofiar

Poniżej na płycie pomnika pamięci ofiar następujący napis: Pamięci Kolegów współtwórców naszej firmy, którzy odeszli przedwcześnie w służbie dla niej. W XXX-lecie ZUA. Koleżanki i koledzy. Mielec 2002.
Napis na płycie pomnika

O. Dominik poświęcając pomnik wygłosił jak zwykle piękne kazanie, trafiając jak zwykle prosto w serca zebranej Lotniczej Braci

Jak wyżej

Jak wyżej

Jak wyżej

Od prawej Zbigniew Wicherski - prezes Klubu Miłośników Lotnictwa w Mielcu, przy pomocy kamery i aparatu fotograficznego cały czas robi zdjęcia i filmy, dzięki którym pamięć o V Zjeździe będzie udokumentowana

Jerzy Madler przymilający się także do mojej żony Lidii, Zbigniew Świerczyński, Władysław Florek, Franciszek Zalewski, Jerzy Pietrzak i Lesław Karst. 

Prawie jak wyżej. Doszła tylko przyklękająca dziewczyna z Iranu, która w poszukiwaniu pilota Wojtka przyjechała w tym celu do Polski

Jak wyżej
Poniżej ostatnie kilka zdjęć zobowiązują mnie do opowiedzenia co w tym miejscu robiłem 60 lat temu, co tutaj było i dlaczego to miejsce nazwane zostało Tajwanem. 
Otóż 60 lat temu, kiedy Chiny pod adresem Tajwanu wysyłały setki, a nawet tysiące ostatecznych ostrzeżeń, a Tajwan był dla nich odległą wyspą, którą nie mogli przejąć, światowa sytuacja była tak gorąca, że spodziewano się wojny. To wówczas rozpoczynając prace w miejscu gdzie O. Dominik spogląda w niebo (zdjęcie poniżej) nazwałem to miejsce Tajwanem, bo było tak odległe od hangarów, jak Tajwan do zdobycia przez Chiny. Dlatego ta nazwa chwyciła i przetrwała do dzisiaj. 
Wyjaśnię dlaczego w tym miejscu  pracowałem, co tu się znajdowało i w jakim celu. Piszę to dla historii, bo jestem ostatnim, który w szczegółach może o tym opowiedzieć. Inni tego nie napiszą, ani nie powiedzą, bo już nie żyją. Ta płyta betonowa za O. Dominikiem została zbudowana w 1957 roku. Na płycie postawiono szopę do której od hangaru podciągnięto siłę 380 V. Z obu stron szopy, których obecnie już nie ma, były dwa stoiska, gdzie tylko przody kabin samolotów Lim 5P wchodziły a reszta wraz ze skrzydłami była na zewnątrz. Z przodu obu szop były duże okna z szybą nietłumiącą fal elektromagnetycznych. Na odległości 1200 metrów od szopy stał cel w postaci trójkąta aluminiowego, zwany z rosyjska ogołkiem, od którego odbijały się impulsy fal radarowych.  Samoloty Lim 5P miały urządzenia radarowe RP-5 wysyłające moc 50kw w impulsie. Mierzyło ono czas powrotu odbitego od celu impulsu i jego azymut. Dla prób, pomiarów, regulacji i usuwania defektów nie mogło być żadnych szkodliwych odbić fal i stąd istniała konieczność pracy w tak odległym miejscu. 
Jeszcze ponad rok wcześniej zorganizowane zostało szkolenie, które prowadził doradca sowiecki producenta o nazwisku Giryn. Na to szkolenie chodziło około 50 osób. Było to ludzie konieczni do obsługi owych urządzeń, a więc z różnych służb. Jak wiadomo w tamtych czasach nie było wielu fachowców z dziedziny radiotechniki czy pokrewnych. Miałem po technicznej Szkole Telekomunikacyjnej w Warszawie wymagającą 4-roletnią praktykę na urządzeniach wysokiej częstotliwości telefonii wielokrotnej. Kiedy przyszedłem pracować do WSK w Mielcu, po pracy na Wydziale 56 skierowany zostałem na Start, gdyż wchodziły do produkcji Limy 5 z radio dalmierzem SRD-1M. Był to taki pół radar mierzący odległość od celu przekazywaną do celownika. Poprawiało to balistykę pocisku. Wraz ze mną skierowani zostali na Start, Stanisław Kułakowski i Wincenty Niedużak. Wykonywaliśmy na wszystkich Limach 5 próby owych urządzeń z oddawaniem do oblotów włącznie. Przymierzaliśmy się w tym celu samolotem Lim 5 spod hangaru 2 do ogołka ustawionego na 800 metrach w kierunku pasa startowego. Prace wykonywaliśmy wyłącznie na świeżym powietrzu, a organy regulacyjne znajdowały się w miejscach wymagających gimnastycznych umiejętności.
Kiedy zaczęły schodzić Limy 5P z pełnym radarem RP-5 o kryptonimie Izumrud prace wykonywaliśmy w miejscu, jak wspomniałem powyżej, nazwanym Tajwanem. Napotkaliśmy wysokie trudności techniczne. Pomimo wcześniejszego rocznego szkolenia przez doradcę Giryna, udzielenia nam dostępu do wnętrz urządzeń w celu dodatkowej regulacji i wymiany uszkodzonych elementów praca szła z trudem. Nadeszła ciężka zima, a koniec roku zagrażał wykonaniem planu. Aby nadrobić czas dokooptowano do naszej trójki jeszcze  kilku z przeszkolonych osób. Pracowaliśmy po 12 godzin na 2 zmiany i niedziele, bo sobót wolnych nie było. Dokooptowani do nas ludzie niewiele  potrafili nam pomóc. Szef osprzętu Wydz. Start inż Króżel był energetykiem. Z naszej trójki Kułakowski nie miał średniego wykształcenia będąc jedynie elektrykiem, Niedużak miał średnie mechaniczne wykształcenie, doradca sowiecki Giryn wręczając nam plombownicę do całości tajemnic przestał nas odwiedzać. Kierownik Zbyszek Słonowski szalał, bo naciskała dyrekcja. Tylko ogromną siłą woli i tytanicznej pracy pokonaliśmy trudności regulacji urządzeń, walkę z kontrolą cywilną KT, wojskową 21 PW i lotami odbywanymi parami. Posypały się usterki po lotach, a kiedy samoloty odleciały do Jednostek Wojskowych musiałem dużo czasu poświęcać na reklamacje w wojsku. Przeszło przez Tajwan i moje ręce 6 serii samolotów Lim5P w ilości 129 sztuk i jako jedyny w  eksporcie samolot Lim został sprzedany do Indonezji w ilości początkowo 5 sztuk, a następnie 15 sztuk z którymi zaliczyłem w tym egzotycznym kraju czas od  1961 do 1962 roku, mając cały czas i podkreślam bez niczyjej pomocy, wytężoną pracę z radarem RP-5. 
Piszę o tym, bo jako jedyny wiem o tym wszystko. Niektóre  fakty może potwierdzić tylko obecny na Zjeździe Franciszek Drozdowski nie będący wówczas jeszcze pilotem. Wszyscy inni szczęśliwie żyją już sobie w Aeroklubie Niebiańskim. Piszę też dlatego, że może najdzie się ktoś i pomyśli, że w miejscu Tajwan, gdzie obecnie stoi Lim5, należy postawić samolot Lim5P, bo to jest wyłącznie dla niego zarezerwowane miejsce. Jest jeszcze jeden powód wspomnienia samolotu Lim5P, a mianowicie że w wielu publikacjach mieleckich włącznie z książką "Afrykańskie Podboje Agrolotników" zapomniano o tym samolocie. Widnieje modyfikowany tylko samolot Lim6, który niewiele  się różni od Lim5 i wyprodukowano go w niewielkiej ilości. Uważam za ogromny błąd, że ten najnowocześniejszy i zdecydowanie różniący się od innych Limów, samolot Lim5P (rosyjska nazwa Mig17PF) został zapomniany.                
Józef Roguz i spoglądający w niebo O.Dominik Orczykowski w miejscu zwanym Tajwanem, gdzie mechanicy Startu, pod koniec lat 50-tych u/w doprowadzali samoloty Lim5P w celu regulacji i prac nad urządzeniem radiolokacyjnym RP-5

Kazimierz Szaniawski, Józef Roguz, nieznana osoba i O.Dominik przy samolocie Lim5. Numer samolotu nadany został, aby wskazać ilość wyprodukowanych samolotów Lim, bo nie jest to samolot 14-tej serii i kolejny w serii 63-ci

Jak wyżej, tylko kolejny po O.Dominiku to Władysław Florek i Adamski Włodzimierz

Jak wyżej

Od prawej uśmiechnięte twarze O.Dominika, Józefa Roguza, Kazimierza Szaniawskiego i miłej pani, której nazwisko dopiszę po podaniu

Tak jak wyżej, sami wspaniali ludzie, tylko doszedł jeszcze Włodzimierz Adamski

W tym ujęciu do samolotu z lewej strony przyczepił się Teofil Lenartowicz

Teofil Lenartowicz i samolot Lim5
Serdecznie przepraszam jeśli w podpisach zdjęć i tekście popełniłem błędy w nazwiskach, nazwach, lub innych. Po otrzymaniu poprawek dokonam zmiany. 
Składam serdeczne podziękowanie organizatorom V Zjazdu, za fakt uczestnictwa, które było dla mnie ogromnym przeżyciem.
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 1 listopada 2017
  


1 komentarz: