sobota, 28 lutego 2015

1 marca dzień Żołnierza Wyklętego



1 marca dniem „Żołnierza Wyklętego”


            Przekonałem się że niejeden młody człowiek XXI wieku nie zdaje sobie sprawy, cóż to takiego, ten Żołnierz Wyklęty. Może nawet uczył się słysząc o tym w szkole, ale po cóż sobie zawracać tym głowę. Pragnę więc przypomnieć, że tak nazywa się wszystkich żołnierzy walczących z okupantem niemieckim i władzą sowiecką ustanowioną w Polsce w 1944 roku po wkroczeniu Sowietów do Polski. Dlaczego oni stali się wyklęci? Stało się po prostu dlatego, że Ci żołnierze uznani zostali przez system sowiecki za wrogów narodu i systemu komunistycznego, który na siłę wprowadzano w Polsce w latach powojennych.

            Było rzeczą znamienną i ubolewania godną, że żołnierzom Armii Krajowej nie pozostawiono wyboru po wkroczeniu Armii Czerwonej. Natychmiast ich wyciągano z domów, aresztowano wywożąc do siebie na wschód, lub po prostu likwidowano. Stosowanie podstępnych apeli do żołnierzy AK, aby wstępowali do tzw. Ludowego Wojska Polskiego miało na celu jedynie łatwiejszy sposób unicestwiania ich. Bywało tak, że cały oddział AK po wyjściu z lasu i oddaniu broni natychmiast był aresztowany i wywożony do sowieckich lagrów. Nic dziwnego, że poznawszy Sowietów, żołnierze ci w obronie życia przestali wychodzić z podziemia, lub stawali ponownie do walki z władzą starającą się ich zlikwidować. Aby ich znienawidzić w oczach społeczeństwa stosowano najprzeróżniejsze metody, a mianowicie że stali z bronią u nogi w stosunku do Niemców, skierowani jedynie do walki z władzą ludową. W mawiano że stosują grabieże niewinnej ludności, bo po prostu są bandytami.

            Było pożałowania godne, że ci najlepsi synowie polskiego narodu nie doczekali się upragnionej wolności po okupacji niemieckiej, lecz zostali zmuszeni do następnej wyniszczającej na śmierć i życie walki. Zmuszeni do walki po rozwiązaniu AK wstępowali w struktury WiN tocząc dalej walkę. Można śmiało powiedzieć, że szczęście mieli ci żołnierze AK, którzy zginęli z rąk Niemców, bo już nieszkodliwych można było uznać za bohaterów. Najgorzej było z tymi których przez długie lata nie udawało się zlikwidować. Tych na wszelkie sposoby starano się zohydzić społeczeństwu i to tych nazywamy dzisiaj żołnierzami  wyklętymi.



Opis do zdjęcia:

Żołnierze z odziałów Heronima Dekutowskiego,Aleksandra Rusina i Wojciecha Lisa w lasach Dodrynina nieopodal Blizny w 1946 roku.

Od lewej stoją Edward Kwiatkowski ps Sokół, Stanisław Rusek ps Tęcza, Edward Foryt ps Tarzan, Michał Szeremecki ps Miś, Karol Białek, NN, Hieronim Dekutowski ps Zapora, NN, Aleksander Rusin ps Olek i Rusal, Zdzisław Kozak ps. Zdzicho, Jan Szliłow ps. Relek, Jerzy Miarkowski ps. Zawada, NN, NN, ps. Leszczyna, Ryszard Krusche ps. Czarny Renek, Marian Klocek ps. George, Jan Blicharz ps Sosna, Władysław Boguta ps. Szef, Zdzisław Harasim ps. Kwiatek, Piotr Zwolak ps Junior, Władysław Jesioto, Piotr Dobosz:
Od lewej klęczą: Eugeniusz Ślepaczyński ps. Ślepek, Anna Moskal sanitariuszka, Czesław Cyran ps. Witoldek, Maria Kuśnierz ps. Mucha (od 1948 roku Rusin), Jerzy Stefański ps. Cedur, Jerzy Chudzicki ps. Malutki, Marian Muciek ps. Tulipan,
Od lewej siedzą i leżą: Jan Gawryś ps Sroka, NN, Kazimierz Kocoń ps Dębek, NN ps. Kazek, NN ps. Marian, NN, NN, Antoni Blicharz ps. Motor, Adam Świątek ps. Francuz, NN, NN, Marian Wójcik ps. Rota: Opis zdjęcia
 


Poniżej w wielkim skrócie pragnę przypomnieć sylwetkę majora Hieronima Dekutowskiego ps. Zapora, dowódcy 200 osobowego oddziału partyzanckiego AK działającego na Zamojszczyźnie, w Lubelskim, Kieleckim i północnej części Rzeszowszczyzny.

Urodził się w Tarnobrzegu w 1918 roku. Przebył kampanię wrześniową, po której przez Węgry, Szwajcarię i Francję znalazł się w Anglii, skąd po przeszkoleniu, jako cichociemny został w 1943 roku z rzucony z samolotu do Polski. Podporządkowany dowództwu Armii Krajowej, ten 25-letni drobnej sylwetki mężczyzna zorganizował wkrótce prężny oddział partyzancki. Zdobywając środki do walki z okupantem potrafił z oddziałem bardzo szybko przemieszczać się. Zdarzało się, że w ciągu jednej doby wykonali w trzech powiatach ataki na stacjonujących Niemców. Nigdy w jednej wiosce nie stacjonowali dłużej niż noc. Po wkroczeniu Armii Czerwonej na tereny Polski w 1944 roku, Zapora został zmuszony do walki z następnym okupantem. Kolejne amnestie były tylko elementem łatwiejszego likwidowania partyzantów. Stawał się nieuchwytny rozprawiając się z NKWD, UB i wysługującym się nowej władzy komunistom. Z rąk jego oddziału zginęło około 400 funkcjonariuszy NKWD, UB, MO i KBW. Naciskany coraz więcej widział beznadziejność walki. Chcąc ratować siebie i ludzi dotarł do Mikołajczyka w Warszawie, od którego w Londynie otrzymał kordzik oficerski. Pokazał go, a następnie prosił, aby szef Tymczasowego Rządu spowodował uratowanie jego oddziału od zguby, na co Mikołajczyk w bezradności swojej mógł rozłożyć tylko ręce. Próbował przebić się ze swoim oddziałem poprzez Czechosłowację do zachodniej Europy. Stąd wzięła się obecność jego oddziału na terenie lasów, gdzie działał Aleksander Rusin ps. Rusal, podporządkowany rozkazom Zapory. Zapora namawiał Rusala do pójścia razem z nim, ale ten widząc beznadziejność takiego kroku odmówił. Zaporze nie udało się przebić. Wrócił ze swoim oddziałem na dotychczasowe tereny. Naciskany coraz więcej przez UB i wojska KBW podjął decyzję wydostawania z Polski pojedynczych grup. W tym celu dotarł do ambasady amerykańskiej w Pradze. Nie zrozumiano tam jego intencji i nie udzielono pomocy. Wrócił z emigrantami ponownie do Polski i dalej walczył. Podporządkowany politycznie władzom Wolność i Niezawisłość prosił o zwolnienie go z przysięgi złożonej w Londynie, czego nie otrzymał. Nie było wyjścia. Otrzymał zapewnienie, że będą dostawać lewe paszporty na które wyjadą. Załatwiały to władze WiN, których szefem był Władysław Siła-Nowicki. Był wrzesień 1947 roku, kiedy pojedynczo przedostawali się do Nysy w województwie opolskim, aby w oznaczonym miejscu odbierać paszporty. Była to pułapka zastawiona przez UB do której wpadł Zapora, Siła-Nowicki i 7-ciu jego towarzyszy. Zdrady podobno dopuścił się poprzednik Władysława Siła-Nowickiego. Przewiezieni do Warszawy na Rakowiecką przechodzili od września 1947 do czerwca 1948 okrutne śledztwo. W niejawnej rozprawie w listopadzie 1948, dla zohydzenia, sądzono ich w mundurach wermachtu. Zapora i 6-ciu jego podkomendnych skazani zostali na karę śmierci. Wyrok wykonano w marcu 1949 roku. Zapora w chwili śmierci miał 31 lat, a wyglądał jak starzec, siwy, z połamanymi rękami, żebrami, nosem, wybitymi zębami i wyrwanymi paznokciami. Zawiązali go do worka, podwiesili pod sufitem i strzelali do niego wyładowując w ten sposób swoją nienawiść. Krew spływała na ziemię. Miejsce pochówku jego i towarzyszy nie były znane, aż do ubiegłego roku, kiedy odnaleziono na Powązkach w Warszawie wśród wielu innych szczątki jego ciała. Istnieje w Lublinie 2 pomniki majora Hieronima Dekutowskiego ps. Zapora, a w Tarnobrzegu, miejscu jego urodzenia istnieje tablica pamiątkowa. Historię jego walki i podkomendnych spisała pani Ewa Kurek w książce p.t. „Zaporczycy” i „Zaporczycy Relacje” napisane w 5-ciu tomach. Znajdują się tam także relacje Aleksandra Rusina, który w ostatnim okresie walki, był w ramach WiN podległym dowództwu Zapory.

Następnym żołnierzem wyklętym jest wspomniany powyżej płk Aleksander Rusin o 2 pseudonimach Rusal i Olek, któremu udało się przeżyć komunistyczną tyranię i dożyć do transformacji ustrojowej. Nie pomylę się głosząc, że płk w stanie spoczynku Aleksander Rusin zmarły 17 czerwca 2008 roku, był ostatnim żyjącym w Polsce dowódcą oddziału partyzanckiego walczącego z Niemcami od początku okupacji, aż do wyzwolenia, a następnie z sowieckim NKWD i Bezpieką. Jego czynna walka trwała od 1939  do 1947 roku, a więc 8 lat. Następne 9 lat ukrywał się, wychodząc z konspiracji na mocy amnestii w 1956 roku. Pozostałe 33 lata do 1989 roku też nie były dla „Olka” łatwe. Władza Ludowa PRL była pamiętliwa czyniąc z takich ludzi jak on, ostatnią kategorię w hierarchii społecznej.Poniżej kilka zdjęć z Aleksandrem Rusinem ps. Olek






Ponieważ dawał Niemcom spore cięgi, więc w rewanżu nazwali jego oddział „Bandą Olka”. Później władza PRL-wska tą nazwę podtrzymała zwalając na nich przestępstwa przez nią samą wykonywane. Natomiast dla ludności i chłopca takiego jak ja i pamiętającego tamte czasy, „Olek” był nadzieją. Cieszyliśmy się kiedy „Banda Olka” unieruchomiła mleczarnię w Przecławiu, bo mogłem się przez kilka dni napić mleka, kiedy głód doskwierał. Dla wyjaśnienia, musieliśmy go oddać do mleczarni, chociaż nasza krówka nam go nie dawała. Niemcy na ludność nakładali mordercze kontyngenty. Przykładowo, musieliśmy odpracować u sąsiada cielaka i oddać Niemcom, bo własnego nie mieliśmy.

Każdy wyczyn „Bandy Olka” dawał ludności nadzieję, że jeszcze są ludzie, którzy ujmują się za bezbronną ludnością, walczą, a więc nie jest jeszcze wszystko stracone. Cieszyliśmy się, kiedy pocztą pantoflową dowiedzieliśmy się, że taki to, a taki, znany z imienia i nazwiska dostał od „Bandy Olka” w tyłek i wypuszczono go w samych gaciach. Współpracował z Niemcami i stąd ta kara. Cieszyliśmy się, kiedy z „Bandy Olka” przyszli fryzjerzy do domu dziewczyny, która zadawała się z Niemcami. Ostrzygli córkę, Niemca rozbroili wypuścili w bieliźnie, a matce kazali zapłacić za strzyżenie córki. Oprócz większych akcji takich drobnych było mnóstwo, ale wszystkie one wlewały w serca bezbronnej ludności otuchę i radość. Taki był „Olek” i jego ludzie. Po akcji zlikwidowania przez ludzi „Olka” niemieckiego wartownika na moście w Przecławiu mogło dojść do ogromnej tragedii, bo Niemcy wpadli do Przecławia i strzelali do wszystkiego co się ruszało. Niemcy zgromadzili na rynku, pod figurą świętego Jana, z zamiarem rozstrzelania, kilkudziesięciu Przecławian. Tylko cud sprawił, że ich nie rozstrzelali. Zginął jedynie zastrzelony mój Ojciec. Działo się to w dniu Powstania Warszawskiego 1 sierpnia 1944 roku, w okresie „Akcji Burza”. Dokładnie opisałem to wydarzenie wraz z relacjami świadków, w tym  „Olka”, w swoich Wspomnieniach. Poniżej autor tekstu z "Olkiem" w Bliźnie.



Wraz ze śmiercią „Olka” skończyła się cała epoka. Rozpoczynamy okres pamięci o tamtych wydarzeniach. Należy zdać sobie sprawę, że tak wiarygodnych świadków jak był „Olek” już mieć nie będziemy. On opowiadał własne czyny, swoje i oddziału, którym dowodził. Ten drobny, skromny, o niebieskich oczach człowiek, nie wywyższał do niebotycznych rozmiarów swoich zasług, jak to widać u wielu wypinających pierś do orderów. Chętnie opowiadał, skromnie i rzeczowo, a ja miałem szczęście go słuchać.

Chciałbym dożyć momentu, aby zobaczyć  gdziekolwiek jego pomnik, a w muzeum jego imienia znaleźć informacje, dokumenty, zdjęcia i wspomnienia o całej historii regionu, w tym Blizny. To się opłaci, albowiem do utworzonego muzeum spłyną ginące pamiątki, tak bardzo potrzebne przyszłym pokoleniom. Właśnie na terenie Blizny, skąd Niemcy wystrzeliwali swoje słynne V-1 i V-2, działał „Olek” ze swoim oddziałem, wykradając im tajemnice „cudownej broni”. Odbił z rąk Niemców, wraz z innymi oddziałami, rejon wyrzutni nie dopuszczając do jej wysadzenia i utrzymał do nadejścia wojsk sowieckich. Za ten wyczyn otrzymał list pochwalny od samego Churchilla.

Osobnym rozdziałem opowieści jest Maria Kuśnierz łączniczka oddziału AK „Lisa”, która była łączniczką w jego oddziale, a po jego śmierci wstąpiła do oddziału „Olka”. Była sanitariuszką w oddziale „Olka”, a w 1948 roku potajemnie „Olek” wziął z nią ślub nocą w  kościele w Rzochowie. Ona też była Żołnierzem Wyklętym bita i maltretowana przez funkcjonariuszy UB.

Warto na zakończenie wspomnieć o programie telewizyjnym „Było nie minęło”, które zorganizowało spotkanie żyjących jeszcze Zaporczyków w nadleśnictwie Tuszyma nieopodal Blizny. Spotkali się w nim żyjący jeszcze Zaporczycy i  płk Aleksander Rusin ps. Olek. Jak to dobrze, że czasy komunistycznego zakłamania to już przeszłość.

Teofil Lenartowicz

Wrocław, dnia 1 marca 2015 roku



    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz