niedziela, 14 grudnia 2014

Tajemnica świstka papieru



Tajemnica świstka papieru

            Tajemnica świstka papieru jest następnym tematem po opisanej w poprzednim poście tajemnicy rysunku. Pisałem tam o znalezionym w dużej szufladzie rysunku domu z listem. W tej samej szufladzie znalazłem kilka innych zagadek, które  początkowo lekceważyłem jako mało znaczące. Przypadek jednak zrządził, że zainteresowałem się pewnym świstkiem papieru na którym przeczytałem: Metryka urodzenia: Piotra Lenartowicza syna Antoniego i Marii Kolińskiej?? urodzony około R. 1830 prawdopodobnie w Mielcu. Na odwrocie świstka napisana data i podpis ówczesnego proboszcza w Przecławiu. Skany obydwu stron świstka papieru przedstawiam poniżej.



            Zajęty ważniejszymi znaleziskami odrzuciłem skrawek papieru i zająłem się ważniejszymi. Nie posiadałem na ten temat żadnych wiadomości i nie wiedziałem kim był Piotr i jego ojciec Antoni. Upłynęło wiele miesięcy podczas których przesiadywałem w urzędzie parafialnym w Przecławiu szukając w księgach swoich przodków. Natknąłem się tam na imię Piotr, ale dalej ignorowałem ten fakt nie mogąc połączyć go z Mielcem. Wiedziałem, że mój Ojciec i dziadek urodzili się w Przecławiu, tam szukałem własnych korzeni i nic nie wskazywało śladów prowadzących do Mielca.

            Z pomocą przyszedł następny przypadek. Otóż mój znajomy i daleki krewny Adam Skowron, mieszkający w Mielcu, poszedł za moim przykładem i zaczął tworzyć własną genealogię rodzinną. Kiedy rozpoczął poszukiwania w księgach parafialnych Mielca, zadzwonił do mnie oznajmiając, że napotkał nazwiska Lenartowiczów. Poprosiłem go o odnotowanie tych nazwisk z danymi i tak się rozpoczęły poszukiwania. Pragnę tą drogą wyrazić Adamowi Skowronowi ogromną wdzięczność za fakt odnalezienia w mieleckich księgach ogromnej ilości rodziny Lenartowiczów. Adam jako człowiek bardzo dokładny i skrupulatnie zapisujący wszystkie szczegóły wykonał za mnie ogromną pracę za co jestem mu z całego serca wdzięczny. Na potwierdzenie szczegółów sam się potrudziłem i potwierdziłem osobiście odnalezione przez niego dane.

            Okazało się, że Piotr ze świstka papieru był moim pradziadkiem, a jego ojciec Antoni mieszkał w Mielcu na Borku ze swoją liczną rodziną, był młynarzem i moim prapradziadkiem. Na podstawie zebranych danych wykreśliłem wiele wykresów genealogicznych, a jeden z nich przedstawiam poniżej.
Przy nazwisku Antoniego był dopisek po łacinie „molitoris, co znaczyło młynarz. Znajdowałem też numery domu i wiele innych szczegółów jak imiona i nazwiska chrzestnych rodzących się dzieci.

            Nie chcąc zanudzać szczegółami mogę z całą pewnością powiedzieć, że moja rodzina od końca XVIII wieku żyła w Mielcu. Najstarszym był Grzegorz do którego ślad prowadzi na Wolę Mielecką, a jego syn Antoni urodził się w 1799 roku. Antoni mój prapradziadek był młynarzem i wraz ze swoją liczną rodziną mieszkał na Borku. Z dwu małżeństw miał co najmniej 8-mioro dzieci.

            Kiedy jednego razu w rozmowie z Adamem Skowronem dowiedziałem się, że na Borku stoi jakiś stary młyn natychmiast tam pojechałem. Odnalazłem stary młyn stojący na posesji Marka Pyrzyńskiego. I co się okazało? Okazało się, że najmłodsza córka Antoniego Lenartowicza wyszła za mąż za Michała Pyrzyńskiego i tym sposobem młyn przeszedł na własność Pyrzyńskich. Po sąsiedzku odnalazłem inne spokrewnione rodziny, co świadczy o sporej posiadłości wraz z młynem należącym dawniej do Lenartowiczów. Ale czy na pewno to był kiedyś młyn Lenartowiczów? Dowodem potwierdzającym słuszność stały się dwie stare mapy z 1895 i 1936 roku, na których zaznaczony został młyn.

Ponieważ zaznaczony na mapkach młyn istnieje w tym samym miejscu, gdzie posesja Pyrzyńskich z młynem, nie mam najmniejszej wątpliwości, że to jest ten sam młyn.







            Stojący w Mielcu przy ulicy Sienkiewicza 79A młyn typu holenderskiego nie posiada już wiatraka, bo został przerobiony na młyn elektryczny z dużą przybudówką. Był to jednak duży młyn którego kopułę ze śmigłem można było linami przekręcać w kierunku wiatru, do czego młyn posiada odpowiednie urządzenie. Należy wspomnieć, że obecny właściciel posesji z młynem nie był świadom faktu, że jego młyn jest o wiele lat starszy niż sądził. W Encyklopedii Miasta Mielca przeczytamy, że zbudowany został na początku XX wieku, czemu zaprzecza odnaleziona mapa z 1895 roku, a więc młyn posiada co najmniej 150 lat. Żałować należy, że nie wpisany został do rejestru zabytków kultury, bo młyn niszczeje. Zainteresowanych zachęcam do obejrzenia młyna, a jego właściciel Marek Pyrzyński, uprzejmy człowiek chętnie pokaże urządzenia młyna w środku, gdzie jeszcze dzisiaj czuć zapach historii. Dobrze byłoby, gdyby zainteresowało się zabytkiem Towarzystwo Miłośników Ziemi Mieleckiej.

            Jeśli o historię chodzi, to warto przy okazji wspomnieć historyka krakowskiego Franciszka Kleina, który wizytował Ziemię Mielecką w czasie zaboru. Miał napisać monografię o Ziemi Mieleckiej, ale przeszkodziła I Wojna Światowa. Pisał w Notatniku Krakowskim, że na tym otwartych połaciach mieleckich ziem stało mnóstwo wiatraków. Sugerował, że nazwa Mielca pochodzi od „miele”. Prawdopodobnie prymitywne urządzenie do mielenia zboża nazywało się kiedyś nie młynem, lecz mielcem. Wożono więc zboże mleć do mielca i stąd powstała nazwa Mielec. To bardzo prawdopodobne, ale trudno udowodnić, że nazwa Mielec nie pochodzi od nazwiska Mieleckich, lecz odwrotnie.

            Może jeszcze na zakończenie warto napisać, skąd wzięli się Lenartowicze w Przecławiu. Otóż najstarszy syn mieleckiego młynarza imieniem Piotr, o którym wspomina znaleziony w szufladzie świstek papieru, ożenił się w Przecławiu ze Skowronówną, gdzie kupił sporą posiadłość, wybudował dom z młynem, w którym jeszcze mój ojciec mielił zboże. Spalony został przez żołdaków austriackich podczas I Wojny Światowej.

            Napisałem genealogię rodzinną, gdzie w szczegółach umieściłem odnalezione dane. Opublikowana została przez Śląskie Towarzystwo Genealogiczne w numerze 1 w 2013 roku.

            Tak przedstawia się historia, która jeszcze dzisiaj zaskakuje swoją oryginalnością. Stary młyn zapewne pamięta czasy swojej świetności, bo kiedy wejdziemy do jego wnętrza i zamkniemy oczy zatrzymując się w bezruchu, to nie tylko poczujemy zapach młyna, ale także usłyszymy cichy pomruk jego historii.
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 14 grudnia 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz