Tajemnica
świstka papieru
Tajemnica
świstka papieru jest następnym tematem po opisanej w poprzednim poście
tajemnicy rysunku. Pisałem tam o znalezionym w dużej szufladzie rysunku domu z
listem. W tej samej szufladzie znalazłem kilka innych zagadek, które początkowo lekceważyłem jako mało znaczące.
Przypadek jednak zrządził, że zainteresowałem się pewnym świstkiem papieru na
którym przeczytałem: Metryka urodzenia: Piotra
Lenartowicza syna Antoniego i Marii Kolińskiej?? urodzony około R. 1830 prawdopodobnie
w Mielcu. Na odwrocie świstka napisana data i podpis ówczesnego proboszcza
w Przecławiu. Skany obydwu stron świstka papieru przedstawiam poniżej.
Zajęty
ważniejszymi znaleziskami odrzuciłem skrawek papieru i zająłem się
ważniejszymi. Nie posiadałem na ten temat żadnych wiadomości i nie wiedziałem
kim był Piotr i jego ojciec Antoni. Upłynęło wiele miesięcy podczas których przesiadywałem w
urzędzie parafialnym w Przecławiu szukając w księgach swoich przodków.
Natknąłem się tam na imię Piotr, ale dalej ignorowałem ten fakt nie mogąc
połączyć go z Mielcem. Wiedziałem, że mój Ojciec i dziadek urodzili się w
Przecławiu, tam szukałem własnych korzeni i nic nie wskazywało śladów
prowadzących do Mielca.
Z
pomocą przyszedł następny przypadek. Otóż mój znajomy i daleki krewny Adam
Skowron, mieszkający w Mielcu, poszedł za moim przykładem i zaczął tworzyć
własną genealogię rodzinną. Kiedy rozpoczął poszukiwania w księgach
parafialnych Mielca, zadzwonił do mnie oznajmiając, że napotkał nazwiska
Lenartowiczów. Poprosiłem go o odnotowanie tych nazwisk z danymi i tak się
rozpoczęły poszukiwania. Pragnę tą drogą wyrazić Adamowi Skowronowi ogromną
wdzięczność za fakt odnalezienia w mieleckich księgach ogromnej ilości rodziny
Lenartowiczów. Adam jako człowiek bardzo dokładny i skrupulatnie zapisujący
wszystkie szczegóły wykonał za mnie ogromną pracę za co jestem mu z całego
serca wdzięczny. Na potwierdzenie szczegółów sam się potrudziłem i
potwierdziłem osobiście odnalezione przez niego dane.
Okazało
się, że Piotr ze świstka papieru był moim pradziadkiem, a jego ojciec Antoni
mieszkał w Mielcu na Borku ze swoją liczną rodziną, był młynarzem i moim
prapradziadkiem. Na podstawie zebranych danych wykreśliłem wiele wykresów
genealogicznych, a jeden z nich przedstawiam poniżej.
Przy nazwisku Antoniego
był dopisek po łacinie „molitoris, co znaczyło młynarz. Znajdowałem też numery
domu i wiele innych szczegółów jak imiona i nazwiska chrzestnych rodzących się
dzieci.
Nie
chcąc zanudzać szczegółami mogę z całą pewnością powiedzieć, że moja rodzina od
końca XVIII wieku żyła w Mielcu. Najstarszym był Grzegorz do którego ślad
prowadzi na Wolę Mielecką, a jego syn Antoni urodził się w 1799 roku. Antoni
mój prapradziadek był młynarzem i wraz ze swoją liczną rodziną mieszkał na
Borku. Z dwu małżeństw miał co najmniej 8-mioro dzieci.
Kiedy
jednego razu w rozmowie z Adamem Skowronem dowiedziałem się, że na Borku stoi
jakiś stary młyn natychmiast tam pojechałem. Odnalazłem stary młyn stojący na
posesji Marka Pyrzyńskiego. I co się okazało? Okazało się, że najmłodsza córka
Antoniego Lenartowicza wyszła za mąż za Michała Pyrzyńskiego i tym sposobem
młyn przeszedł na własność Pyrzyńskich. Po sąsiedzku odnalazłem inne
spokrewnione rodziny, co świadczy o sporej posiadłości wraz z młynem należącym
dawniej do Lenartowiczów. Ale czy na pewno to był kiedyś młyn Lenartowiczów? Dowodem
potwierdzającym słuszność stały się dwie stare mapy z 1895 i 1936 roku, na
których zaznaczony został młyn.
Ponieważ zaznaczony na mapkach młyn istnieje w tym samym miejscu, gdzie posesja Pyrzyńskich z młynem, nie mam najmniejszej wątpliwości, że to jest ten sam młyn.
Stojący
w Mielcu przy ulicy Sienkiewicza 79A młyn typu holenderskiego nie posiada już
wiatraka, bo został przerobiony na młyn elektryczny z dużą przybudówką. Był to
jednak duży młyn którego kopułę ze śmigłem można było linami przekręcać w
kierunku wiatru, do czego młyn posiada odpowiednie urządzenie. Należy
wspomnieć, że obecny właściciel posesji z młynem nie był świadom faktu, że jego
młyn jest o wiele lat starszy niż sądził. W Encyklopedii Miasta Mielca
przeczytamy, że zbudowany został na początku XX wieku, czemu zaprzecza
odnaleziona mapa z 1895 roku, a więc młyn posiada co najmniej 150 lat. Żałować należy, że nie
wpisany został do rejestru zabytków kultury, bo młyn niszczeje. Zainteresowanych
zachęcam do obejrzenia młyna, a jego właściciel Marek Pyrzyński, uprzejmy
człowiek chętnie pokaże urządzenia młyna w środku, gdzie jeszcze dzisiaj czuć
zapach historii. Dobrze byłoby, gdyby zainteresowało się zabytkiem Towarzystwo
Miłośników Ziemi Mieleckiej.
Jeśli
o historię chodzi, to warto przy okazji wspomnieć historyka krakowskiego
Franciszka Kleina, który wizytował Ziemię Mielecką w czasie zaboru. Miał
napisać monografię o Ziemi Mieleckiej, ale przeszkodziła I Wojna Światowa.
Pisał w Notatniku Krakowskim, że na tym otwartych połaciach mieleckich ziem
stało mnóstwo wiatraków. Sugerował, że nazwa Mielca pochodzi od „miele”.
Prawdopodobnie prymitywne urządzenie do mielenia zboża nazywało się kiedyś nie
młynem, lecz mielcem. Wożono więc zboże mleć do mielca i stąd powstała nazwa
Mielec. To bardzo prawdopodobne, ale trudno udowodnić, że nazwa Mielec nie
pochodzi od nazwiska Mieleckich, lecz odwrotnie.
Może
jeszcze na zakończenie warto napisać, skąd wzięli się Lenartowicze w Przecławiu.
Otóż najstarszy syn mieleckiego młynarza imieniem Piotr, o którym wspomina
znaleziony w szufladzie świstek papieru, ożenił się w Przecławiu ze Skowronówną,
gdzie kupił sporą posiadłość, wybudował dom z młynem, w którym jeszcze mój
ojciec mielił zboże. Spalony został przez żołdaków austriackich podczas I Wojny
Światowej.
Napisałem
genealogię rodzinną, gdzie w szczegółach umieściłem odnalezione dane. Opublikowana
została przez Śląskie Towarzystwo Genealogiczne w numerze 1 w 2013 roku.
Tak
przedstawia się historia, która jeszcze dzisiaj zaskakuje swoją oryginalnością.
Stary młyn zapewne pamięta czasy swojej świetności, bo kiedy wejdziemy do jego
wnętrza i zamkniemy oczy zatrzymując się w bezruchu, to nie tylko poczujemy
zapach młyna, ale także usłyszymy cichy pomruk jego historii.
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 14 grudnia 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz