poniedziałek, 10 listopada 2014

Wszystkich Świętych


Wszystkich Świętych

            Dzień Wszystkich Świętych oprócz święta kościelnego jest w dużej mierze świętem pamięci. Każdy zgodzi się ze mną, że przychodząc na groby swoich bliskich nawiedzają go wspomnienia z przeszłości. Oprócz modlitwy za zmarłych sięgamy wówczas pamięcią wstecz i wydobywamy wydarzenia często te bardzo smutne, bolesne, ale także radosne. Zaduma nad grobem pomaga wspomnieniom. Nie jest w tym wypadku ważne czy jest to grób kogoś bliskiego z rodziny, przyjaciela, czy nawet kogoś kto nam wyrządzał krzywdy. Wydobywamy z pamięci pewne fakty i z perspektywy odległego czasu i bez emocji robimy często korekty własnych ocen. Takie zjawisko towarzyszy mi zawsze kiedy odwiedzam znajome cmentarze. Z roku na rok cmentarze zapełniają się moimi bliskimi i znajomymi i coraz więcej spotykam bliskich na cmentarzach, niż w życiu doczesnym. Doszło nie tylko do tego, że jestem w rodzinie osobą najstarszą, ale również żyję także najdłużej od znanych mi praprzodków. Stopniowo dochodzi też do tego, że nie mam już kolegów z dawnego otoczenia. Kiedy z okazji Wszystkich Świętych jadę do swojej Małej Ojczyzny jakim był Przecław, nie mam tam już nikogo z rodziny, ani rodzinnego domu, który nie udało mi się uratować od sprzedaży. Nie mam tam już nikogo z dawnych kolegów z którymi dzieliłem dawne okupacyjne czasy, ba nawet nie mam z kim o tamtych czasach porozmawiać. Jedynym miejscem w którym mogę powspominać jest cmentarz. Co krok widzę tam znajome nazwisko do którego pamięć przywodzi mi wspomnienia. Otwierają mi się wówczas w pamięci klapki które na nowo odkrywają dawno zapomniane chwile. Wstają z grobu sylwetki osób pozwalając mi przeżywać od nowa dawne wspomnienia. Nie jest ważne, czy są one tragiczne, smutne, czy radosne, ale ważne, że one ponownie są.


            Kiedy stojąc nad grobami bliskich patrzę w przeszłość widzę bardzo daleko. Niemal sięgam lat 30-tych minionego wieku, kiedy będąc dzieckiem bawiłem się ołowianymi żołnierzykami, śpiewając i wybijając palcami rytm piosenek patriotycznych w katowickim mieszkaniu. Później wyjazd z rodziną do Przecławia, wojna, okupacja niemiecka, ciężka praca, bieda, głód, śmierć Ojca zamordowanego przez Niemców, praca na poczcie w Przecławiu w charakterze listonosza, szkoła telekomunikacyjna w Warszawie i nakaz pracy po szkole na stacji Telekomunikacji Nośnej w Warszawie. Pragnę przez chwilę zatrzymać się na tej pracy, gdyż tam pod presją tajemnic przeżywałem bardzo trudne chwile. Były to lata 1951 – 1955 kiedy pracowałem w Warszawie jako starszy technik na stacji TKN zwanej także WCz (Wysokiej Częstotliwości). Była to zaszyfrowana łączność międzymiastowa najwyższych dostojników państwowych, a ja mając pod techniczną opieką aparaturę stacji TKN byłem objęty podwójną tajemnicą, raz zamaskowanego miejsca gdzie się w Warszawie stacja znajduje i poprzez dostęp do podsłuchów rozmów przechodzących przez szyfrującą aparaturę. Praca pod presją tajemnicy w okresie stalinowskim była niezwykle męcząca i wyczerpująca pod względem nerwowym. Nawet kiedy udało mi się wydostać z tej pracy czułem na sobie oddech śledzących mnie z najbliższego otoczenia osób. Często zastanawiam się nad tym okresem pracy, ale przechodząc dalej widzę od 1955 roku pracę w przemyśle lotniczym w Mielcu. Od tej pory związany zostałem z lotnictwem na zawsze. Były w tej pracy trudne chwile, ale też wiele jej zawdzięczam. Indonezja, Indie, Kanada, Lwów w Związku Radzieckim, praca w agrolotnictwie Egipt, Sudan i Algieria oraz wiele innych miejsc które zobaczyłem mają swoją wartość. Dostrzegam sprawy dotyczące rodziny i dziękuję Bogu, że dał mi na tyle zdrowia i sił, że te wszelkie zawirowania przeżyłem. Kiedy wspominam nad grobami swoją przeszłość widzę swoje życie dokładnie w szczegółach tak jak zapisałem je we wspomnieniach. Można by rozważać co mógłbym zmienić gdybym powtórnie żył, ale to nie ma sensu, gdyż Stwórca nie pozwolił na powtórki. Pozostaje ocknąć się z cmentarnej zadumy i popatrzeć przed siebie w przyszłość. Cóż można dostrzec? Nie widzę nic, gdyż stoję na końcu drogi idącej w mgłę. Tylko jeden krok dzieli mnie od wejścia w mleczną mgłę. Nie można cofnąć się z tej drogi, można tylko przystanąć, spojrzeć jeszcze raz wstecz do przeszłości, zadumać się na chwilę, przeżegnać znakiem krzyża, zmówić modlitwę, a następnie zrobić krok do przodu i rozpłynąć w mgle znikając na zawsze.

Teofil Lenartowicz

Wrocław, dnia 10 listopada 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz