Można by nazwać niesamowitą
głupotą jazdę z Wrocławia do Mielca tylko w tym celu, aby być na spotkaniu
dotyczącym powyższego tematu. Przypuszczam, że większość czytających te słowa
wyrazi podobną opinię. Ja jednak uznałem, że warto zobaczyć i posłuchać ludzi,
którzy tą historię tworzyli. Szczególnie chodziło mi, żeby zobaczyć i posłuchać
takich ludzi jak Kazimierz Gocyła naczelny konstruktor samolotu M-15 i Józef
Oleksiak twórca samolotu M-18 Dromader. Spotkanie odbyte w Jadernówce 5 lipca
2013 zgromadziło około 50 osób, gdyż więcej nie zmieściło się na sali.
Organizatorami spotkania byli Kazimierz Szaniawski, Zbigniew Działowski i Józef
Roguz reprezentujący kolejno PROMLOT, AVIA SPLOT i KML TMZM. Spotkanie zagaił
Zbigniew Działowski, a następnie słowa wstępne wyraził Kazimierz Szaniawski. Po
czym udzielono głos mgr inż. Kazimierzowi Gocyle jako głównemu konstruktorowi
ze strony polskiej samolotu M-15.
Pragnę podkreślić świetne przygotowanie
konstruktora Gocyły do powyższego tematu. Potrafił on w interesujący sposób
przestawić zalety samolotu, oraz przyczyny jego upadku. Sala z wielkim
przejęciem słuchała jego słów. Podkreślał komfort pracy pilotów pracujących na
samolocie i inne zalety, które potwierdzili piloci Zygmunt Osak i Jerzy
Pietrzak. Mówił o przyczynach porażki, czyli kryzysie paliwowym i czynniku
ludzkim panującym w Związku Radzieckim powodującym niechęć pilotów i obsługi
technicznej do owego samolotu. M-15 miał zastąpić w rolnictwie samolot An-2,
ale porównanie z nim było takie, że nie można było do M-15 załadować ludzi,
bydła, czy innych rzeczy tak jak do An-2. Poza tym paliwo M-15 nie nadawało się
do samochodów, więc nie można było go na lewo wykorzystać i td. Nadeszły lata
transformacji ustrojowej, co też przyczyniło się, że Rosjanie nie chcieli go
kupować. Nastąpiło fiasko, koniec produkcji. W dyskusji nie podejmowano tematu
o wadach samolotu, które posiadał, a było ich sporo. Choćby silnik odrzutowy który
wymagał dobrze wyposażonej technicznie bazy obsługowej, a tej na kołchozowych
lotniskach nie było, oraz ogromna ilość występujących usterek technicznych
powodujących przestoje samolotu. Bardzo chciałem posłuchać mgr inż. Józefa
Oleksiaka konstruktora samolotu M-18 Dromader, który to samolot konkurencyjnie
zbudowano w Mielcu. Chciałem posłuchać jego opinii, ale Józef Oleksiak nie
zabierał głosu, a szkoda. Przeczytałem dokładnie jego wypowiedzi na łamach
Polskiej Techniki Lotniczej, gdzie szeroko omawiał temat M-18, ale również dotyczyło
to samolotu M-15. Brakowało tego akcentu. W sumie spotkanie ciekawe, bardzo
pożyteczne, a dla mnie okazja do spotkania się ze znajomymi.
Pragnę
przy okazji ustosunkować się do publikowanych w Korso odcinkach Przemysł
Lotniczy w Mielcu mojego autorstwa. Spotkałem się z opinią, że cytuję: Lenartowicza obsesją są Działowscy, kim oni
byli, jakimiś tam pilotami, co oni zrobili żeby o nich pisać, nawet nigdy nie
pracowali na WSK, więc dlaczego łączyć ich z przemysłem lotniczym Mielca, mamy
może budować im pomniki i td. Chciałbym wyjaśnić, że mój przydługi wstęp w
pierwszych odcinkach o dokonaniach Braci Działowskich w latach poprzedzających
wydarzenia po 1937 roku, kiedy budowano PZL Mielec wynika z dość prostych
przyczyn. Otóż temat ten pisałem nie dla czytelnika w Mielcu, lecz dla
Dolnośląskiej Akademii Lotniczej we Wrocławiu i został tam przeze mnie w
ubiegłym roku wygłoszony, umieszczony w bibliotece, a następnie będzie
opublikowany w wydaniu książkowym. Obecnie z okazji 75-lecia Przemysłu
Lotniczego Mielca redaktor Korso Krzysztof Babiarz wpadł na pomysł, żeby temat
publikować w odcinkach, w skróconej wersji w Korso, na co wyraziłem zgodę. Wydaje
mi się, że gdybym pisał dla mieleckiego czytelnika, to część o Działowskich
byłaby skrócona, ze względu na większą znajomość tematu w Mielcu. Wydaje mi się
także, że wyrażający krytyczne opinie o Braciach Działowskich, ich zasług nie
znają. Coś tam słyszeli i to wszystko. Uważam, że podobne opinie wynikają nie
ze złośliwości, lecz nieznajomości tematu do czego chciałbym się ustosunkować. Odniosę
się do społeczeństwa mieleckiego z przed lat 1937 roku. Wyczyny Braci Działowskich
rozbudziły lotniczo społeczeństwo Mielczan do tego stopnia, że zbudowano
lotnisko turystyczne, powstała Liga Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej, a
społeczeństwo było zafascynowane lotnictwem. Na ówczesne czasy, kiedy ludzi
trapiły obawy, że budowa lotniska spowoduje utratę mleka przez krowy, było to
wydarzeniem ogromnej wagi. Bracia Działowscy wykonali wiele lotniczych
konstrukcji na których zdobyli pierwsze, trzecie i piąte miejsce na Krajowym
Konkursie Awionetek w Warszawie w 1928 roku. Czy to mało. Ci prości ludzie z
ludu swoim uporem do tworzenia konstrukcji lotniczych dawali przykład
wytrwałości i siły działania. Dlaczego nie mielibyśmy o nich wspominać,
pamiętać ich zasługi, a nawet postawić pomnik. Wydaje mi się ogromnym błędem,
że przy okazji 75-lecia Przemysłu Lotniczego w Mielcu na uroczystości otwarcia
obchodów 11 czerwca br. nie wspomniano o dwu Braciach Działowskich. Takim samym
błędem jest brak wzmianki o Działowskich w wydanej przez PZL Mielec książki pt. „Lotnicza Duma
Mielca”. Pytam, skąd młodzi ludzie mają brać historię o Mielcu i ją znać, kiedy
się o ludziach zasłużonych Mielcowi nie wspomina. Przecież historię tworzą
ludzie. Dlaczego mamy przekazywać następnym pokoleniom, że w 1937 roku i
później przyjechali do zacofanego społeczeństwa Mielca fachowcy z całej Polski
i stworzyli przemysł lotniczy, kiedy było inaczej? Tak nie było, bo
społeczeństwo Mielca było już rozbudzone lotniczo działaniami Działowskich. To
lotnicza krew Mielczan zasilona krwią lotniczą fachowców z całej Polski
zbudowała nowoczesny Zakład, lotnisko i miasto. Możemy się wspierać, na ile rozbudzenie
lotnicze Mielczan pomogło przy lokalizacji przemysłu lotniczego w Mielcu.
Twierdzę, że na pewno nie zaszkodziło, lecz pomogło. W dokumentach nie
znajdziemy wzmianki, że w usytuowaniu przemysłu lotniczego w Mielcu pomogły
działania Działowskich, ale możemy się tego domyśleć z innych faktów. Mnie to
wystarczy. Inni mogą wątpić, może pomogło, a może nie. Jest to tak jakby się
wspierano czy nazwa Mielec pochodzi od nazwiska Mieleckich, czy odwrotnie. Ja
uważam, że nazwa Mielec pochodzi od słowa „miele”. Potwierdza ten fakt historyk
Franciszek Klein żyjący w XIX wieku.
Jestem
Mielczaninem z krwi i kości, bo moi przodkowie żyli w Mielcu jeszcze w XIX
wieku. Pomimo mojego 25-letniego pobytu we Wrocławiu ciągnie mnie wszystko do
Mielca, do którego mam obsesję. Tutaj społeczeństwo jest już inne niż przed
laty. Tu zleciały się lotnicze orły z całej Polski i stworzyły nowoczesne
społeczeństwo. Korzenie ich znajdują się w Warszawie, na Śląsku, we Lwowie,
oraz w wielu wioskach i miasteczkach całej Polski. Chociaż może wielu Mielczan
ma dość tego lotnictwa. Jednym przeszkadzają lotnicze pomniki twierdząc, że
szpecą, inni tak się nasłuchali za młodu o lotnictwie, że się go wyparli, a
jednak to lotnictwo wciągnęło ich ponownie. Moim gorącym życzeniem byłoby, aby
wszystkie organizacje lotnicze i towarzystwa takie jak TMZM, historycy i
piszący zawsze tam gdzie wspominają o Mielcu, jego historii i lotnictwie nie
zapominali o Braciach Działowskich, bo oni byli pionierami lotnictwa na tej
ziemi w Mielcu. Chwała im za ich dokonania. Pamiętajmy i wspominajmy ich.
Teofil Lenartowicz
Wrocław, 11 lipca
2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz