poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Z śmiercią na ramieniu

W jednym z poprzednich postów pt. „Jaki ten świat robi się maleńki” pisałem o swoim kuzynie Henryku Lenartowiczu odnalezionym w wyniku genealogicznych poszukiwań. Pisałem, że wystawiając swoją kolekcję minerałów na wystawie w Katowickim Spodku otrzymał za nią wyróżnienie i poznał się z płk Mikołajem Podłaszczykiem z Mielca. Obydwu panów zaintrygował ten fakt. Henryka dlatego, że z Mielca pochodzą korzenie Lenartowiczów, natomiast płk Mikołaja, że znał nazwisko Lenartowicz. Przy okazji przypomnę, że płk Podłaszczyk pracując w 21 Przedstawicielstwie Wojskowym w byłej WSK Mielec zgromadził ogromną kolekcję minerałów i stał się ich miłośnikiem. Był jurorem XXXIX Wystawy i Giełdy Minerałów i Wyrobów Jubilerskich w Katowicach w grudniu 2012 roku. Obaj panowie przeprowadzili ze sobą interesującą rozmowę w wyniku której miała być wystawa minerałów Henia Lenartowicza w Mielcu. Ogromnie się ucieszyłem kiedy Heniu powiedział mi o tym, a ja obiecałem, że latem tego roku zrobię wszystko aby mu pomóc wystawić swoją kolekcję w Mielcu. Heniu nigdy nie był w Mielcu, a o swoich mieleckich korzeniach dowiedział się ode mnie kilkanaście lat temu. Był ogromnie podbudowany faktem, że swoją kolekcję może wystawić w miejscu rodzinnych korzeni.

     Kilka dni temu dostałem od rodziny wiadomość, że Heniu nie żyje zawiadamiając mnie o terminie pogrzebu. Heniu ostatnio mieszkał sam, gdyż jego 2 córki wraz z żoną przebywają w Niemczech. Dostał wylew, a ponieważ pomoc przyszła późno, bo nikt o tym nie wiedział, więc po tygodniu zmarł w szpitalu. Pojechałem wraz z żoną w sobotę 20 kwietnia 2013 do Tarnowskich Gór na pogrzeb, gdzie Heniu mieszkał, oddając mu tym ostatnią przysługę. Jadąc w jedną i drugą stronę rozmyślałem nad życiem ludzkim jakie bywa zagmatwane i nieprzewidziane są jego losy. Heniu całe życie ciężko pracował, był artystą malarzem, rzeźbiarzem, metaloplastykiem, kolekcjonował minerały i wyrabiał z nich cudowne wyroby. Jego dom po brzegi zapełniony był jego wyrobami i malowanymi obrazami. Był tak zapracowany, że nigdy nie miał czasu zadbać o swoje zdrowie. Był człowiekiem w sile wieku, gdyż zmarł mając 69 lat.
     Jadąc z żoną z pogrzebu rozmyślałem cały czas o Heniu. Tak byłem nim zaaferowany, że w pewnym momencie spotkałem się z Heniem i  zacząłem z nim rozmawiać. Odczułem w trakcie tej rozmowy taką przyjemność i satysfakcję ze spotkania z nim, że mógłbym z nim rozmawiać bez końca. Ogarnęła mnie niesamowita błogość. W pewnym momencie ocknąłem się i z przerażeniem zauważyłem, że znajduję się na lewym pasie ruchu autostrady A-4, z prawej strony widzę ogromnego tira, na liczniku 130 km/godz, a za mną pędzi z podobną szybkością samochód osobowy. Ująłem nogę z gazu i stopniowo zacząłem zwalniać, aż wycofałem się za jadącego z prawej strony tira. Nie wiedziałem jak się to stało, że znalazłem się na lewym pasie ruchu. Żona spała z prawej strony niczego nie podejrzewając. Napięcie zeszło ze mnie dopiero po jakimś czasie. Kiedy zacząłem sobie uświadamiać co mogło się wydarzyć włosy stawały mi na głowie. Dojechałem już spokojnie do domu we Wrocławiu nie przyznając się żonie do incydentu. Śmierć siedziała nie tylko mnie na ramieniu, bo także żonie i wielu innym osobom. Zastanawiam się, czyżby Heniu chciał ściągnąć mnie do siebie? Wydaje mi się, że mogło tak być, lecz Opaczność Boska pomyślała, że to jeszcze zbyt wcześnie i zbudziła mnie przed wypadkiem ze snu. Dojechałem do domu we Wrocławiu rozmyślając nad tą kwestią, ale już nie przysnąłem.
     Cześć Henia pamięci. Spoczywaj w spokoju Krewniaku i Drogi Przyjacielu.
Teofil Lenartowicz
 Wrocław dnia 22.04.2013
1.                

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz