sobota, 13 kwietnia 2013

Genealogiczne wynurzenia

Początek kwietnia 2013 rozpoczęty został ciekawymi spotkaniami. Najpierw 5 kwietnia wziąłem z żoną udział w konferencji pod znakiem XX lat Śląskiego Towarzystwa Genealogicznego w gmachu Archiwum Państwowego we Wrocławiu. Zorganizowało ją Archiwum Państwowe wraz ze ŚTG w którym dominującą rolę odegrał prezes ŚTG Grzegorz Mendyka. Należy podkreślić działalność mgr inż. Grzegorza Mendyki, który otrzymał od władz krajowych wyróżnienie genealoga roku na rok 2012. Konferencję prowadził dyrektor Archiwum Państwowego z Wrocławia. Zaproszeni goście licznie dopisali zjeżdżając się z całej Polski. Do najciekawszych zaliczyć można prof. Jana Miodka, który w ciekawy sposób i swoistą gestykulacją w swoim wystąpieniu wyjaśniał powstawanie nazwisk. 


Mówił o przekształcaniu i formowaniu się nazwisk, a mnie najwięcej zainteresowało powstawanie nazwisk z końcówką „wicz”. Pierwotną formą tej końcówki była końcówka wic pochodząca z wyrazu dziedzic, królewic itp., która później zmieniła się w wicz. Odniosłem wrażenie, że prof. Miodek posiada taki dar od Boga, że w swym wystąpieniu potrafi zainteresować najwybredniejszych słuchaczy. Na warsztatach genealogicznych wysłuchaliśmy dr Macieja Oziembłowskiego omawiającego temat genetyki w genealogii. Do niedawna uważano, że pierwszy człowiek na naszej planecie żył 150 tysięcy lat temu w Afryce. Obecnie jednak odnaleziono także w Afryce lecz dalej na zachód szczątki prehistorycznego człowieka żyjącego 450 tysięcy lat temu. Wyjaśnił szczegółowo w jaki sposób dzisiejsza genetyka może pomóc sięgnąć głębiej w genealogii. Możemy dzisiaj odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jesteśmy potomkami naszych prapradziadków czy nie, a łatwiejsze jest to w linii męskiej niż żeńskiej, jak się to mówi po kądzieli. Takie badania robione są w USA i można za cenę około 100 dolarów przesłać im materiał genetyczny swój i swego pradziada, a po pewnym czasie otrzymamy odpowiedź.
            Obejrzeliśmy ciekawą wystawę materiałów historycznych pochodzących z bogatych zbiorów niemieckich, zachowanych w niezniszczonej formie. Około 16-tej wróciliśmy do domu, gdyż moje nogi nie nadawały się do zwiedzania i dalszego uczestnictwa w konferencji.

            Wtorek 9 kwietnia był też pod znakiem genealogii, ale było to w klubie „Loteczka” w Orlim Gnieździe”, gdzie zgodnie z planem zaprosiliśmy prezesa Śląskiego Towarzystwa Genealogicznego mgr inż. Grzegorza Mendykę.




 
Najpierw prezes Jan Marugi poinformował zebranych o zbliżającej się gali wręczania „Złotych Lotek” która ma się odbyć 28 kwietnia zgodnie z rozesłanymi zaproszeniami i ogłoszeniem na naszej stronie WWW. Wspomniał o kilku organizacyjnych sprawach w tym o dokonanie płatności składek członkowskich przez członków Loteczki w celu poprawieniu finansów które nie są najlepsze. Następnie wiceprezes Edward Sobczak przedstawił prezesa ŚTG mgr Grzegorza Mendykę. W krótkich słowach przypomniał, że Grzegorz jest człowiekiem, który uratował od zguby czarnego kruka – Książkę Płatowca pierwszego latającego prototypu samolotu TS-11 Iskra wręczając ją mnie. Za ten godny czyn złożył mu w imieniu naszego Klubu podziękowanie wraz podarowaniem płyty DVD z kroniką Klubu Loteczka. Zabrałem głos przypominając okoliczności w których otrzymałem od Grzegorza Mendyki ową Książkę. Otrzymałem ją na zebraniu ŚTG nie zdając sobie sprawy jakie są w środku cenne informację. Kiedy zajrzałem do środka okazało się że jest to „biały Kruk”. Oblatywali ten prototyp takie sławy pilotów doświadczalnych jak Andrzej Abłamowicz, Ludwik Natkaniec i Menet. Pisałem o tym wcześniej w temacie pt Biały Kruk. W książce jest zawarte wszystko co działo się na tym prototypie samolotu TS-11 Iskra, którego jak wiadomo wyprodukowano około 426 egzemplarzy w Mielcu. Zatrzymałem sobie kopię owej  Książki Płatowca, natomiast oryginał przekazałem klubowi „Loteczka” na ręce sekretarza Klubu Henryka Kucharskiego.
            Zabierając  głos sekretarz Klubu Henryk Kucharski powiedział, że na piętrze znajduje się już gablota pod zamknięciem gdzie będzie złożona owa Książka Płatowca do wglądu dla wszystkich wraz z innymi cennymi pamiątkami Klubu. Poinformował zebranych o portalu „Lotnicza Polska” istniejącym w Internecie, gdzie będziemy mogli publikować własne historycznie ważniejsze informacje i wydarzenia. Powiedział, że istnieje tam już temat autorstwa naszego czcigodnego byłego pilota Stanisława Błasiaka o 25-leciu Klubu „Loteczka”, a następnym tematem ma być skok ze spadochronem naszej lotniczej seniorki Bolesławy Jońca w ubiegłym roku. Przedstawił też projekt wzoru nowej legitymacji członkowskiej Klubu z prośbą o zwracanie własnych propozycji i uwag.
            Po tych wstępnych wystąpieniach głos udzielono prezesowi ŚTG Grzegorzowi Mendyka, który przedstawił okoliczności w jakich wszedł w posiadanie Książki Płatowca prototypu samolotu TS-11 Iskra i podarował ją mnie. Następnie szeroko omówił działalność ŚTG na terenie Wrocławia i w Kraju. Zapoznał zebranych w jaki sposób można tworzyć własną genealogię rodzinną. Powiadomił, że spotkania ŚTG odbywają się w każdy drugi czwartek miesiąca o godzinie 17-tej w bibliotece F34 przy ulicy kardynała Wyszyńskiego 75 i zachęcał do członkowstwa w ŚTG. Posługując się Internetem prezentował  linki przy pomocy których można zdobywać informację genealogiczne. W dobie komputeryzacji i Internetu poszukiwań własnych przodków można dokonywać nie wychodząc z domu. W Internecie znajduje się obecnie coraz więcej z indeksowanych informacji tak genealogicznych jak i innych o wartości historycznej. ŚTG może wiele pomóc w tych poszukiwaniach. Wchodząc na stronę  http://gento.wroclaw.pl można zasięgnąć dalszych informacji. Powiedział o odbytej kilka dni temu we Wrocławiu konferencji i temacie genealogicznym, a ja dopowiedziałem, że Mendyka czyli on otrzymał na tej konferencji wysokie krajowe odznaczenie genealoga rogu za rok 2012. Po skończonej prelekcji było duże zainteresowanie genealogicznym tematem. Było wiele pytań na które Grzegorz Mendyka udzielał odpowiedzi. Członkowie naszego Klubu pobierali od Mendyki druki deklaracji do członkostwa w ŚTG. Okazało się, że wielu członków Loteczki tworzy już własną genealogię rodzinną i chętnie skorzysta z wszelkich informacji, które im pomogą w poszukiwaniach. Po skończonej prelekcji wyświetlony został film historyczny o Mistrzostwach Świata – Leszno 1958 przypominający zmarłego Adama Witka, a następnie film o II Spotkaniu Pokoleń z Mielca w 2012 roku. Większość uczestników spotkania nie dotrwała już do tej ostatniej pozycji programu i rozeszła się na czym to ciekawe spotkanie wtorkowe zakończono.
Wracając wraz z Mendyką samochodem opowiedziałem mu, że mam ciekawą historię do opowiedzenia na spotkaniu w ŚTG. Dotyczy ona tematu wyjaśniającego, jak zacząłem pisać historię własnej rodziny i tworzyć genealogię rodzinną. Ponieważ jest to ciekawa historia przytoczę ją tutaj. Działo się to 15 lat temu, kiedy po powikłaniach ortopedycznych z kolanem leżałem przez wiele miesięcy w kilku szpitalach. Jak każdego człowieka tak i mnie u schyłku życia zaczynają nawiedzać różnego rodzaju refleksje  i przemyślenia. W trakcie  rozmyślań wyrastała stopniowo we mnie chęć, aby wszystko, co pamiętam i wokół mnie działo się za mego życia zapisać. Chęć ta tkwiła we mnie od dawna i wzbierała się z czasem z coraz większą siłą. Kiedy leżałem na szpitalnym łóżku dochodziło do tego, że nie było dnia, abym o tym nie myślał. Świat w ciągu mojego życia tak bardzo się zmienił, że nie mógłbym w najśmielszych snach wymarzyć sobie tego będąc młodym chłopcem. Czyż nie warto opisać własnego życia, w którym może nie było bohaterskich czynów, ale działo się tak wiele? Przecież ja pamiętam czasy z przed wojny, ciężki okres okupacji niemieckiej i czasy powojenne. Dochodziłem do wniosku, że w życiu żadnego pokolenia świat nie zmienił się tak bardzo jak w moim. Tego typu rozmyślania nawiedzały mnie, ale zawsze były jakieś przeszkody, albo nie miałem zeszytu do pisania, długopisu, lub były inne.
Pewnego razu podczas takich rozmyślań uchyliły się drzwi i wszedł pielęgniarz. Na 4-roosobowej sali leżało 3 pacjentów, a jednym z nich byłem ja. Pielęgniarz zwrócił się do nas.
--- Zbieram datki na wykończenie łazienki.
Była to swoista forma, jaką stosowano, aby podnieść standard urządzeń sanitarnych na oddziale. Powiedział, że już jedną łazienkę z podobnych datków wykończyli, a teraz robią drugą.
--- Jak panowie wstaną to zobaczą jak pięknie wyłożona jest kafelkami.
Dałem mu 10 zł, a on w zamian dał mi książkę. Coś mówił o niej, ale nie bardzo rozumiałem co mówił. Kiedy wyszedł wziąłem książkę do ręki i zacząłem oglądać. Zatytułowana była „Książka do napisania", a po odwró­ceniu okładki przeczytałem.
PRZESŁANIE.
Każdy człowiek powinien napisać coś więcej w swoim życiu niż tylko podanie o pracę. Tym bardziej, że życie KAŻDEGO człowieka, to przynajmniej jedna książka. Nienapisana, lecz przeżyta. Każdy człowiek jest stale w ruchu, w drodze. Stanął na niej już w chwili swego urodzenia i nieustannie dąży do jakiegoś celu. Dopóki jest w drodze, dopóty żyje!
Każdy człowiek Jest również poetą, ale tylko niektórych, los obdarzył łaską talentu, który pozwala im tę poezję wyrazić i przekazać innym. Ale każdy może, często nawet powinien, napisać tę nienapisaną, swoją książkę. Utrwalić ślady swojej drogi. Urodę chwili, smak przygody, siłę marzenia, sekretne zwierzenia, pamiątkową fotografię, lub własnoręcznie wykonaną ilustrację. Obojętnie czy ma się lat 16 czy 60. A książka już jest! Gotowa, oprawiona. Wystarczy tylko wziąć pióro, czy długopis do ręki, pomyśleć, podumać, skupić się i zapełnić białe kartki.
A więc: powodzenia, lekkiego pióra i radości przy rodzinnej lekturze!
W podpisie. Pierwszy Sufler
Książka była ładnie oprawiona. Z tyłu na okładce istniał wyjątek z przesłania, a w środku 250 niezapisanych białych stron.

Od momentu, w którym opatrzność włożyła mi do ręki „Książkę do Napisania” nie mogłem się wymawiać, że nie mam czasu, gdyż leżąc w szpitalu miałem go aż za dużo. Nie mogłem mówić, że nie mam na czym pisać, gdyż leżała obok mnie książka z 250 pustymi stronami. Nie mogłem się nawet wymówić, że nie mam długopisu, gdyż ten leżał w szufladce szpitalnego stoliku. Chodziło tylko o to, jak to zrobić leżąc na łóżku. Przez kilka dni ćwiczyłem różne pozycje i jakoś mi to nie wychodziło. Kiedy trzymałem książkę w lewej ręce i prawą pisałem w powietrzu nad sobą, to ręce bardzo szybko męczyły się i opadały. Stopniowo jednak, kiedy zacząłem nabierać sił i unosić się na łóżku do pozycji na poły siedząco-leżącej to podciągałem do zgięcia swoją zdrową prawą nogę i w ten sposób opierając na niej swoją „książkę” swobodnie mogłem pisać. Kiedy zmęczyłem się w takiej pozycji kładłem się i patrząc w sufit obmyślałem następne do napisania zdania.
Wracały wówczas wspomnienia lat dziecięcych, najpiękniejsze ze wszystkich. Przypominałem sobie pierwsze samodzielne wyprawy na podwórko kamienicy w Katowicach. Nie ważne, że to podwórko okopcone było sadzą śląskich kominów, ale ważne było, że tkwiło w mojej świadomości. Później przychodziły następne wspomnienia i tak kolejno, aż do tego momentu. Czym głębiej sięgałem do tajników swojej świadomości tym więcej wydobywałem z niej dawno już zapomniane fakty. Przypominały mi się nie tylko wydarzenia, ale także nazwiska uczestniczących w nich ludzi. Wyłaniali się z mojej pamięci i uczestniczyli w dawno zapomnianych wydarzeniach, które dzięki temu stawały się od nowa żywe. Pisząc zapominałem o bólu, a czym więcej pisałem tym bardziej rozkręcałem się i lepiej szło mi pisanie.
Tak się to zaczęło, a po powrocie do domu, kontynuowałem dalej. Przypominałem sobie, to co opowiadali rodzice i inni członkowie rodziny. Zacząłem wertować stare dokumenty, z których dowiadywałem się ciekawych rzeczy. Pisząc o rodzinie musiałem wiedzieć kim są, więc wynikła potrzeba odwiedzania Urzędów Parafialnych, nawiązywania kontaktów z członkami rodziny o których do tej pory nie wiedziałem itd.
Słuchającego Mendykę tak zainteresowała moja opowieść, że powiedział, iż na najbliższym spotkaniu w ŚTG muszę ją opowiedzieć. Uznał, że jest to ciekawa historia, która zainteresuje zebranych. Na najbliższym spotkaniu będzie właśnie temat o książce, gdyż jeden z członków ŚTG będzie opowiadał o wydaniu własnej książki dotyczącej rodzinnej genealogii. Poprosił przy tym, abym przyniósł swoją książkę do napisania i pokazał zebranym.





Tak więc 2 dni później, na comiesięcznym spotkaniu u genealogów w bibliotece przy ulicy Kardynała Wyszyńskiego 75 Mendyka poprosił mnie, abym swoją historię opowiedział. Powiedziałem, że wszystkie kartki „Książki do Napisania” zapisałem drobnym maczkiem, a następnie kilka brulionów zeszytów. Powiedziałem, że następnymi etapami było przepisywanie na maszynie do pisania, nauka komputera i przetworzenie tekstu do formy elektronicznej, a następnie uzupełnianie, poprawianie i tak to trwa do tej pory. Powiedziałem, że oprócz wspomnień zapisanych na 800 stronach maszynopisu A-4, stworzyłem ciekawą genealogię rodzinną zapisaną w wielu wykresach genealogicznych, a także stworzyłem pamiętnik swego stryja Henryka Lenartowicza zesłańca sybirackiego i żołnierza Armii Andersa. Obiecałem, że mogę na przyszłych spotkaniach opowiedzieć tak o przeżyciach stryja na zesłaniu i w Armii Andersa, gdzie w 1942 roku zginął, jak i opowiedzieć o własnej genealogii rodzinnej.  
Wydaje mi się, że zainteresowałem zebranych, bo po jej opowiedzeniu rozwiązała się dyskusja. Z całego serca życzę wszystkim, aby nie czekając aż im wpadnie w ręce podobna „Książka do Napisania” złapali za długopis i zaczęli pisanie własnej opowieści o swoim życiu i rodzinnej genealogii.
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 13 kwietnia 2013


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz