Początek kwietnia 2013 rozpoczęty
został ciekawymi spotkaniami. Najpierw 5 kwietnia wziąłem z żoną udział w
konferencji pod znakiem XX lat Śląskiego Towarzystwa Genealogicznego w gmachu
Archiwum Państwowego we Wrocławiu. Zorganizowało ją Archiwum Państwowe wraz ze
ŚTG w którym dominującą rolę odegrał prezes ŚTG Grzegorz Mendyka. Należy
podkreślić działalność mgr inż. Grzegorza Mendyki, który otrzymał od władz
krajowych wyróżnienie genealoga roku na rok 2012. Konferencję prowadził
dyrektor Archiwum Państwowego z Wrocławia. Zaproszeni goście licznie dopisali
zjeżdżając się z całej Polski. Do najciekawszych zaliczyć można prof. Jana
Miodka, który w ciekawy sposób i swoistą gestykulacją w swoim wystąpieniu
wyjaśniał powstawanie nazwisk.
Mówił o przekształcaniu i formowaniu się
nazwisk, a mnie najwięcej zainteresowało powstawanie nazwisk z końcówką „wicz”.
Pierwotną formą tej końcówki była końcówka wic pochodząca z wyrazu dziedzic,
królewic itp., która później zmieniła się w wicz. Odniosłem wrażenie, że prof.
Miodek posiada taki dar od Boga, że w swym wystąpieniu potrafi zainteresować
najwybredniejszych słuchaczy. Na warsztatach genealogicznych wysłuchaliśmy dr Macieja
Oziembłowskiego omawiającego temat genetyki w genealogii. Do niedawna uważano,
że pierwszy człowiek na naszej planecie żył 150 tysięcy lat temu w Afryce. Obecnie
jednak odnaleziono także w Afryce lecz dalej na zachód szczątki
prehistorycznego człowieka żyjącego 450 tysięcy lat temu. Wyjaśnił szczegółowo
w jaki sposób dzisiejsza genetyka może pomóc sięgnąć głębiej w genealogii.
Możemy dzisiaj odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jesteśmy potomkami naszych
prapradziadków czy nie, a łatwiejsze jest to w linii męskiej niż żeńskiej, jak
się to mówi po kądzieli. Takie badania robione są w USA i można za cenę około
100 dolarów przesłać im materiał genetyczny swój i swego pradziada, a po pewnym
czasie otrzymamy odpowiedź.
Obejrzeliśmy
ciekawą wystawę materiałów historycznych pochodzących z bogatych zbiorów
niemieckich, zachowanych w niezniszczonej formie. Około 16-tej wróciliśmy do
domu, gdyż moje nogi nie nadawały się do zwiedzania i dalszego uczestnictwa w
konferencji.
Wtorek
9 kwietnia był też pod znakiem genealogii, ale było to w klubie „Loteczka” w
Orlim Gnieździe”, gdzie zgodnie z planem zaprosiliśmy prezesa Śląskiego
Towarzystwa Genealogicznego mgr inż. Grzegorza Mendykę.
Najpierw prezes Jan
Marugi poinformował zebranych o zbliżającej się gali wręczania „Złotych Lotek”
która ma się odbyć 28 kwietnia zgodnie z rozesłanymi zaproszeniami i
ogłoszeniem na naszej stronie WWW. Wspomniał o kilku organizacyjnych sprawach w
tym o dokonanie płatności składek członkowskich przez członków Loteczki w celu
poprawieniu finansów które nie są najlepsze. Następnie wiceprezes Edward Sobczak
przedstawił prezesa ŚTG mgr Grzegorza Mendykę. W krótkich słowach przypomniał,
że Grzegorz jest człowiekiem, który uratował od zguby czarnego kruka – Książkę
Płatowca pierwszego latającego prototypu samolotu TS-11 Iskra wręczając ją mnie.
Za ten godny czyn złożył mu w imieniu naszego Klubu podziękowanie wraz
podarowaniem płyty DVD z kroniką Klubu Loteczka. Zabrałem głos przypominając
okoliczności w których otrzymałem od Grzegorza Mendyki ową Książkę. Otrzymałem
ją na zebraniu ŚTG nie zdając sobie sprawy jakie są w środku cenne informację.
Kiedy zajrzałem do środka okazało się że jest to „biały Kruk”. Oblatywali ten
prototyp takie sławy pilotów doświadczalnych jak Andrzej Abłamowicz, Ludwik
Natkaniec i Menet. Pisałem o tym wcześniej w temacie pt Biały Kruk. W książce
jest zawarte wszystko co działo się na tym prototypie samolotu TS-11 Iskra,
którego jak wiadomo wyprodukowano około 426 egzemplarzy w Mielcu. Zatrzymałem
sobie kopię owej Książki Płatowca,
natomiast oryginał przekazałem klubowi „Loteczka” na ręce sekretarza Klubu
Henryka Kucharskiego.
Zabierając głos sekretarz Klubu Henryk Kucharski
powiedział, że na piętrze znajduje się już gablota pod zamknięciem gdzie będzie
złożona owa Książka Płatowca do wglądu dla wszystkich wraz z innymi cennymi
pamiątkami Klubu. Poinformował zebranych o portalu „Lotnicza Polska”
istniejącym w Internecie, gdzie będziemy mogli publikować własne historycznie
ważniejsze informacje i wydarzenia. Powiedział, że istnieje tam już temat
autorstwa naszego czcigodnego byłego pilota Stanisława Błasiaka o 25-leciu
Klubu „Loteczka”, a następnym tematem ma być skok ze spadochronem naszej
lotniczej seniorki Bolesławy Jońca w ubiegłym roku. Przedstawił też projekt
wzoru nowej legitymacji członkowskiej Klubu z prośbą o zwracanie własnych propozycji
i uwag.
Po
tych wstępnych wystąpieniach głos udzielono prezesowi ŚTG Grzegorzowi Mendyka,
który przedstawił okoliczności w jakich wszedł w posiadanie Książki Płatowca
prototypu samolotu TS-11 Iskra i podarował ją mnie. Następnie szeroko omówił
działalność ŚTG na terenie Wrocławia i w Kraju. Zapoznał zebranych w jaki
sposób można tworzyć własną genealogię rodzinną. Powiadomił, że spotkania ŚTG
odbywają się w każdy drugi czwartek miesiąca o godzinie 17-tej w bibliotece F34
przy ulicy kardynała Wyszyńskiego 75 i zachęcał do członkowstwa w ŚTG.
Posługując się Internetem prezentował
linki przy pomocy których można zdobywać informację genealogiczne. W
dobie komputeryzacji i Internetu poszukiwań własnych przodków można dokonywać
nie wychodząc z domu. W Internecie znajduje się obecnie coraz więcej z
indeksowanych informacji tak genealogicznych jak i innych o wartości
historycznej. ŚTG może wiele pomóc w tych poszukiwaniach. Wchodząc na
stronę http://gento.wroclaw.pl można zasięgnąć dalszych informacji.
Powiedział o odbytej kilka dni temu we Wrocławiu konferencji i temacie
genealogicznym, a ja dopowiedziałem, że Mendyka czyli on otrzymał na tej
konferencji wysokie krajowe odznaczenie genealoga rogu za rok 2012. Po
skończonej prelekcji było duże zainteresowanie genealogicznym tematem. Było
wiele pytań na które Grzegorz Mendyka udzielał odpowiedzi. Członkowie naszego
Klubu pobierali od Mendyki druki deklaracji do członkostwa w ŚTG. Okazało się,
że wielu członków Loteczki tworzy już własną genealogię rodzinną i chętnie
skorzysta z wszelkich informacji, które im pomogą w poszukiwaniach. Po
skończonej prelekcji wyświetlony został film historyczny o Mistrzostwach Świata – Leszno 1958 przypominający zmarłego Adama Witka, a
następnie film o II Spotkaniu Pokoleń z Mielca w 2012 roku. Większość uczestników spotkania nie dotrwała już do tej ostatniej
pozycji programu i rozeszła się na czym to ciekawe spotkanie wtorkowe
zakończono.
Wracając wraz z Mendyką samochodem opowiedziałem mu,
że mam ciekawą historię do opowiedzenia na spotkaniu w ŚTG. Dotyczy ona tematu
wyjaśniającego, jak zacząłem pisać historię własnej rodziny i tworzyć
genealogię rodzinną. Ponieważ jest to ciekawa historia przytoczę ją tutaj. Działo
się to 15 lat temu, kiedy po powikłaniach ortopedycznych z kolanem leżałem
przez wiele miesięcy w kilku szpitalach. Jak każdego człowieka tak i mnie u
schyłku życia zaczynają nawiedzać różnego rodzaju refleksje i przemyślenia. W trakcie rozmyślań wyrastała stopniowo we mnie chęć,
aby wszystko, co pamiętam i wokół mnie działo się za mego życia zapisać. Chęć ta tkwiła we mnie od dawna i wzbierała się z czasem z coraz większą siłą. Kiedy leżałem na szpitalnym łóżku dochodziło do tego, że nie było dnia, abym o tym nie myślał. Świat w ciągu mojego życia tak bardzo się zmienił, że nie mógłbym w najśmielszych snach wymarzyć
sobie tego będąc młodym chłopcem. Czyż nie warto opisać własnego życia, w którym
może nie było bohaterskich czynów, ale działo się tak wiele? Przecież ja
pamiętam czasy z przed wojny, ciężki okres okupacji niemieckiej i czasy
powojenne. Dochodziłem do wniosku, że w życiu żadnego pokolenia świat nie
zmienił się tak bardzo jak w moim. Tego typu rozmyślania nawiedzały mnie, ale
zawsze były jakieś przeszkody, albo nie miałem zeszytu do pisania, długopisu,
lub były inne.
Pewnego razu
podczas takich rozmyślań uchyliły się drzwi i wszedł
pielęgniarz. Na 4-roosobowej sali leżało 3 pacjentów, a jednym z nich byłem ja. Pielęgniarz zwrócił się do nas.
--- Zbieram datki
na wykończenie łazienki.
Była to swoista forma, jaką stosowano, aby podnieść standard urządzeń sanitarnych na
oddziale. Powiedział, że już jedną łazienkę z podobnych datków wykończyli, a teraz robią
drugą.
--- Jak panowie
wstaną to zobaczą jak pięknie
wyłożona jest kafelkami.
Dałem mu 10 zł, a on w zamian dał mi
książkę. Coś mówił o niej, ale nie bardzo rozumiałem co mówił. Kiedy wyszedł wziąłem książkę do ręki i zacząłem oglądać. Zatytułowana była „Książka do napisania", a po odwróceniu okładki przeczytałem.
PRZESŁANIE.
Każdy człowiek
powinien napisać coś więcej
w swoim życiu niż tylko podanie o pracę.
Tym bardziej, że życie KAŻDEGO
człowieka, to przynajmniej jedna książka. Nienapisana, lecz przeżyta.
Każdy człowiek jest stale w ruchu, w drodze. Stanął na
niej już w chwili swego urodzenia i nieustannie dąży
do jakiegoś celu. Dopóki jest w drodze, dopóty żyje!
Każdy człowiek
Jest również poetą, ale tylko niektórych,
los obdarzył łaską
talentu, który pozwala im tę
poezję wyrazić i przekazać innym. Ale każdy
może, często nawet powinien, napisać tę
nienapisaną, swoją książkę.
Utrwalić ślady swojej drogi. Urodę
chwili, smak przygody, siłę marzenia, sekretne zwierzenia, pamiątkową
fotografię, lub własnoręcznie wykonaną
ilustrację. Obojętnie czy ma się
lat 16 czy 60. A książka już jest! Gotowa, oprawiona.
Wystarczy tylko wziąć pióro, czy długopis
do ręki, pomyśleć, podumać,
skupić się i zapełnić
białe kartki.
A więc: powodzenia, lekkiego pióra
i radości przy rodzinnej lekturze!
W podpisie. Pierwszy Sufler
Książka była ładnie oprawiona. Z tyłu na okładce istniał wyjątek z przesłania, a w środku 250 niezapisanych
białych stron.
Od momentu, w
którym opatrzność włożyła mi do ręki „Książkę do Napisania” nie mogłem się
wymawiać, że nie mam czasu, gdyż leżąc w szpitalu miałem go aż za dużo. Nie
mogłem mówić, że nie mam na czym pisać, gdyż leżała obok mnie książka z 250
pustymi stronami. Nie mogłem się nawet wymówić, że nie mam długopisu, gdyż ten
leżał w szufladce szpitalnego stoliku. Chodziło tylko o to, jak to zrobić leżąc
na łóżku. Przez kilka dni ćwiczyłem różne pozycje i jakoś mi to nie wychodziło.
Kiedy trzymałem książkę w lewej ręce i prawą pisałem w powietrzu nad sobą, to
ręce bardzo szybko męczyły się i opadały. Stopniowo jednak, kiedy zacząłem
nabierać sił i unosić się na łóżku do pozycji na poły siedząco-leżącej to
podciągałem do zgięcia swoją zdrową prawą nogę i w ten sposób opierając na niej
swoją „książkę” swobodnie mogłem pisać. Kiedy zmęczyłem się w takiej pozycji
kładłem się i patrząc w sufit obmyślałem następne do napisania zdania.
Wracały wówczas wspomnienia lat dziecięcych,
najpiękniejsze ze wszystkich. Przypominałem sobie pierwsze samodzielne wyprawy
na podwórko kamienicy w Katowicach. Nie ważne, że to podwórko okopcone było
sadzą śląskich kominów, ale ważne było, że tkwiło w mojej świadomości. Później
przychodziły następne wspomnienia i tak kolejno, aż do tego momentu. Czym
głębiej sięgałem do tajników swojej świadomości tym więcej wydobywałem z niej
dawno już zapomniane fakty. Przypominały mi się nie tylko wydarzenia, ale także
nazwiska uczestniczących w nich ludzi. Wyłaniali się z mojej pamięci i
uczestniczyli w dawno zapomnianych wydarzeniach, które dzięki temu stawały się
od nowa żywe. Pisząc zapominałem o bólu, a czym więcej pisałem tym bardziej
rozkręcałem się i lepiej szło mi pisanie.
Tak się to zaczęło, a po powrocie do domu,
kontynuowałem dalej. Przypominałem sobie, to co opowiadali rodzice i inni
członkowie rodziny. Zacząłem wertować stare dokumenty, z których dowiadywałem
się ciekawych rzeczy. Pisząc o rodzinie musiałem wiedzieć kim są, więc wynikła
potrzeba odwiedzania Urzędów Parafialnych, nawiązywania kontaktów z członkami
rodziny o których do tej pory nie wiedziałem itd.
Słuchającego Mendykę tak zainteresowała moja
opowieść, że powiedział, iż na najbliższym spotkaniu w ŚTG muszę ją
opowiedzieć. Uznał, że jest to ciekawa historia, która zainteresuje zebranych.
Na najbliższym spotkaniu będzie właśnie temat o książce, gdyż jeden z członków
ŚTG będzie opowiadał o wydaniu własnej książki dotyczącej rodzinnej genealogii.
Poprosił przy tym, abym przyniósł swoją książkę do napisania i pokazał
zebranym.
Tak więc 2 dni później, na comiesięcznym spotkaniu u genealogów
w bibliotece przy ulicy Kardynała Wyszyńskiego 75 Mendyka poprosił mnie, abym
swoją historię opowiedział. Powiedziałem, że wszystkie kartki „Książki do
Napisania” zapisałem drobnym maczkiem, a następnie kilka brulionów zeszytów. Powiedziałem,
że następnymi etapami było przepisywanie na maszynie do pisania, nauka
komputera i przetworzenie tekstu do formy elektronicznej, a następnie
uzupełnianie, poprawianie i tak to trwa do tej pory. Powiedziałem, że oprócz
wspomnień zapisanych na 800 stronach maszynopisu A-4, stworzyłem ciekawą
genealogię rodzinną zapisaną w wielu wykresach genealogicznych, a także
stworzyłem pamiętnik swego stryja Henryka Lenartowicza zesłańca sybirackiego i
żołnierza Armii Andersa. Obiecałem, że mogę na przyszłych spotkaniach opowiedzieć
tak o przeżyciach stryja na zesłaniu i w Armii Andersa, gdzie w 1942 roku
zginął, jak i opowiedzieć o własnej genealogii rodzinnej.
Wydaje mi się, że zainteresowałem zebranych, bo po
jej opowiedzeniu rozwiązała się dyskusja. Z całego serca życzę wszystkim, aby
nie czekając aż im wpadnie w ręce podobna „Książka do Napisania” złapali za długopis i
zaczęli pisanie własnej opowieści o swoim życiu i rodzinnej genealogii.
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 13 kwietnia 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz