środa, 6 lutego 2019

Ostatnie kolędowanie


Ostatnie kolędowanie
Ośpiewałem się w tym roku kolęd co niemiara, bo jest to już piąte spotkanie na którym byłem i śpiewałem kolędy. Pojechałem z sąsiadem Kaziem - Kurkowym Królem Wrocławia do jego znajomych na Krzyki i tam sobie pośpiewałem. Ostatni raz w tym roku, dlatego, że było to pierwszego lutego, a następnego dnia wypada Matki Boskiej Gromnicznej i kolęd się już nie śpiewa. Kaziu wziął ze sobą okryte szczelnie przed wychłodzeniem pieczone, bardzo smaczne jabłka i pojechaliśmy.
Zostaliśmy fantastycznie przyjęci przez jego znajomych. Jedliśmy i piliśmy same jarskie potrawy, bo wypadło to w piątek. Najsmaczniejsze były pieczone w łupkach kartofle, a ponieważ nigdy takich nie jadłem, więc zapytałem Panią domu jak je przyrządza. Otóż są to przygotowane wcześniej ugotowane w łupkach kartofle, a następnie obtoczone w przyprawach i zapieczone w piekarniku. Jedliśmy to z nieznanymi przeze mnie sałatkami, też bardzo smacznymi. Niestety nie zapamiętałem z czego były owe sałatki i jakich przypraw użyto do obtaczania kartofli. Wiem, że w sałatkach było dużo czosnku. Po powrocie do domu opowiedziałem o wszystkim żonie i poprosiłem aby takie zrobiła. Niestety nie zrobi, bo nie podałem jej rodzaju przypraw i innych wskazówek.
1.      Siedzi Krzysztof Jankowski, a z aparatem jego ojciec Bogdan. Rozmawiają Piotr Garbaczewski z Bogdanem Stefko.

Krzysztof Jankowski

 Piotr Garbaczewski i Bogdan Stefko.

Krzysztof Jankowski i gospodarze domu Katarzyna i Michał Gabryel

 Ewa Gorzkowska - przyjaciółka pani domu, Zosia z Poznania i Wiesław z Beatą Panejko

Krzysztof Jankowski, Bogdan Stefko, Anna Bryś z mężem Tadeuszem i Bogdan Jankowski

Kaziu Sokołowski – Król, Katarzyna Gabryel, Ewa Gorzkowska i Zosia z Poznania - przyjaciółka Katarzyny

Kaziu Sokołowski, Katarzyna Gabryel, Ewa Gorzkowska, Bogdan Stefko, Anna Bryś, siedzi Zosia z Poznania, Michał Gabryel, Bogdan Jankowski, Tadeusz Bryś i Krzysztof Jankowski

 
Jak wyżej tylko Krzysztofa Jankowskiego zastąpił Teofil Lenartowicz

Kolędy śpiewaliśmy przeplatane rozmowami. Wiele z tych kolęd nie znałem i tłumaczę to sobie tym, że gospodarze wywodzą się z innych regionów Polski, niż znane mi na Górnym Śląsku i Podkarpaciu kolędy. Fantastyczne było również to, że opowiadając swoje życiowe historie gospodarze i ich znajomi z wielkim zainteresowaniem słuchali, co mi się rzadko zdarza, bo nie potrafię składnie opowiadać i często się gubię. W sumie było to wspaniałe spotkanie za co jestem sąsiadowi Kaziowi Sokołowskiemu i pozostałym uczestnikom niezmiernie wdzięczny.
Warto dopowiedzieć, że Kazia ze znajomymi łączą wieloletnie sporty wysokogórskie. Często wyprawiają się w góry i wyjeżdżają na zagraniczne wycieczki. Łączy ich wieloletnia przyjaźń. Można powiedzieć, że żyją jak w jednej wielkiej rodzinie.
Aby oddać atmosferę spotkania przedstawiłem kilka zdjęć.
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 7 lutego 2019

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz