czwartek, 26 maja 2016

O służbie zdrowia na moim osiedlu



Na moim osiedlu o służbie zdrowia
         Dużo w ostatnich latach mówiło się o służbie zdrowia przeważnie źle. Długie kolejki do podstawowych usług medycznych, braki finansowe i inne. Można by wymieniać długą listę niedomagań służby zdrowia i wszystkie będą miały swoją rację. Jednak czasami zdarzają się w morzu zła, także i dobre przykłady-perełki, a jedną z nich pragnę dzisiaj przedstawić.
            Przytoczę przykład lekarki pierwszego kontaktu w przychodni na ulicy Moniuszki we Wrocławiu na osiedlu, gdzie mieszkam. Ze względu na stan mojego zdrowia i lat na karku jestem stałym klientem usług medycznych swojej przychodni. Aby się wiele nie rozpisywać przystąpię do przykładu.
            Kiedy miałem pewnego razu niepokojący stan zdrowia zgłosiłem się do pani doktór w przychodni, ta zaordynowała mi leki, udzieliła porad i poleciła za kilka dni ponownie się zgłosić. Tak się złożyło, że znacznie mi się poprawiło i z żoną wyjechaliśmy na kilka dni. Po powrocie zauważyłem w telefonie kilka nieodebranych połączeń z przychodni zdrowia. Kiedy żona tam zadzwoniła, pielęgniarka połączyła ją z Panią Doktór, która zaniepokojona zapytała dlaczego się nie zgłosiłem na wizytę u niej. Wyznała, że obawiała się, że coś złego mogło mi się wydarzyć i stąd jej niepokój. Przykład być może banalny, ale nieczęsto spotykany i stąd warty naśladowania. Owa lekarka wiele razy mi pomogła dokonując analizy moich chorób. Wysiadując często na krzesełku w przychodni widzę jak wybiega z gabinetu, idzie do apteki, aby dowiedzieć się czy mają dany lek dla pacjenta. Wyraźnie widać u niej ogromną wolę pomocy cierpiącemu w chorobach pacjentowi. Nie odwala roboty tak sobie, aby tylko zakończyć pracę i pójść do domu, lecz widać u niej pełne zaangażowanie w wykonywaniu swego zaszczytnego zawodu niesienia pomocy cierpiącemu człowiekowi.
            Kim jest owa lekarka?
            Otóż jest to lekarka starszego już pokolenia lekarzy, a jest nią Pani Doktór Irena Kloska. Nie jestem fachowcem w dziedzinie lecznictwa i trudno mi się wypowiadać, czy wynik ogromnego zainteresowania losem pacjenta wynika z dawnych nawyków szkolenia lekarzy, czy jest w tym inna przyczyna. Zastanawiając się nad tym odnoszę wrażenie, że podobne zjawisko przenieść można na inne zawody. Mam na to wiele przykładów. Przypominam sobie przykład z własnej pracy mechanika lotniczego. Kiedy wiele lat temu jechałem na reklamację, aby usprawnić samolot, to przez kilka dni wcześniej przygotowywałem się od strony technicznej poświęcając w tym celu czas po pracy. Martwiłem się czy sobie poradzę.
            Warto postawić pytanie. Czy w młodych pokoleniach istnieją podobne przykłady zachowań ludzkich?
            Wierzę, że istnieją, a jeśli tak to warto je pokazywać, naśladować i dawać przykład do stosowania następnym.
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 26 maja 2016

1 komentarz:

  1. Witam, Panie Teofilu.
    Wydaje mi się, że krzywdzące jest odejmowanie młodemu pokoleniu zainteresowanie losem drugiego człowieka. Młodzi tym bardziej chcą wdrożyć w relacje ludzkie swoje doświadczenia i są życzliwi. Jednakże najlepszą naukę pobiera się od innych ludzi, idąc za ich przykładem, często spontanicznym. Dobro jest w nas, tylko nie należy go hamować, ukrywać jakoby zażenowaniem, czy wstydem. Dobro, to światło, które jest w ludziach, tylko czasami je ktoś przygasza i nie pozwala zapalać. Nieśmy więc to światło, które zapaliło się w każdym człowieku Bożym nakazem.
    Życzę wytrwałości w sędziwości wieku.
    Grażyna Kmita

    OdpowiedzUsuń