Jak
Mielcowi urosły skrzydła
Wchodząc
w 2015 rok warto podkreślić i zastanowić się, jak to się stało, że 100 lat temu
w główce 14-letniego mieleckiego chłopca zaczęły kiełkować lotnicze skrzydła
Mielca.
Tak to należy nazwać, gdyż od tego
momentu narodziła się przygoda Mielca lotnictwem. Warto z tej okazji
przypomnieć owego chłopca i jego lotnicze zasługi nie tylko dla miasta z
którego pochodził, ale także dla całości pisanego z dużej litery Lotnictwa.
Warto sięgając do przeszłości przypomnieć towarzyszące temu wydarzenia.
Z
wielu wydanych publikacji dowiadujemy się, że początek mieleckiej przygody z
lotnictwem zaczyna się tuż przed II Wojną Światową. Publikacje głoszą powstanie
przemysłu lotniczego w Mielcu z chwilą uruchomienia Polskich Zakładów
Lotniczych 1 sierpnia 1938 roku. Czytając dowiemy się jakim ogromnym wysiłkiem
budowano PZL w Mielcu przez napływ ściąganych z całej Polski fachowców. Prawdą
jest, że fabrykę, lotnisko i osiedle mieszkaniowe zbudowano w ekspresowym
tempie wprost na piaskach. W podobnym tempie powstawał w PZL Mielec polskiej
konstrukcji samolot PZL 37 Łoś, także budowany przez wielu fachowców z całej
Polski. Nie można temu zaprzeczyć. Jednakże czytając większość publikacji może
się wydawać, jakoby społeczeństwo Mielca miało znikomy udział w tym ogromnym
przedsięwzięciu. Czytając można odnieść wrażenie, jakoby fachowcy z całej
Polski zjechali na bezludną wyspę, gdzie zbudowali nowoczesny przemysł, a
przecież nie stało się to bez udziału Mielczan. Brakuje podkreślenia w publikacjach
roli społeczeństwa mieleckiego, którego zauroczenie lotnictwem przyczyniło się
w znacznym stopniu do budowy zrębów przemysłu lotniczego w Mielcu.
Życzeniem
moim jest zmiana nastawienia w tym kierunku i w tym celu pragnę opowiedzieć w
jaki sposób mieleckie społeczeństwo zostało zauroczone lotnictwem wiele lat
przed budową PZL Mielec. W tym celu przewertowałem nieco publikacji, z których
wyłania się dlaczego wybór lokalizacji wypadł akurat na Mielec liczący wówczas
kilkanaście tysięcy ludności, a nie na jakieś inne być może większe miasto? Odpowiedź
nie jest jednoznaczna, gdyż nie ma dokumentu stwierdzającego ten fakt. Jednak
wyraźnie dojrzeć można, że języczkiem u wagi stała się rozbudzona świadomość
lotnicza społeczeństwa mieleckiego rozmiłowanego w lotnictwie. Mielec miał już
w tym czasie lotnisko, ale nade wszystko rozmiłowane w lotnictwie
społeczeństwo. Wprawdzie lotnisko było tylko turystyczne, ale społeczeństwo
prawdziwie rozkochane w lotnictwie.
Cofnijmy się z
wydarzeniami o 100 lat i przypomnijmy jednego z dwu Braci Stanisława Działowskiego,
który uruchomił lawinę zainteresowania lotnictwem w Mielcu. Było to w czasie I
Wojny Światowej, kiedy pojawili się Mielcu żołnierze austriaccy z ogromnym
balonem służącym do obserwacji nieprzyjacielskich wojsk.
14-letni wówczas Stanisław, tak urzeczony został balonem, że wraz z żołnierzami zniknął z Mielca
wraz z pożyczonym rowerem. Nie wiadomo jaki był
jego los, ale odnalazł się w Wiedniu, gdzie błąkającego i zapłakanego na ulicy chłopca
przygarnęło do siebie jakieś litościwe bezdzietne małżeństwo. Wyobrażam sobie jaki musiał w jego
głowie powstać silny impuls, pod
wpływem którego zakiełkowała w niej myśl o własnych konstrukcjach. Stanisław ciągle
opowiadał, o balonie i powietrznym lataniu nie mogąc się od tego tematu
oderwać. Spowodowało to, że austriacka rodzina umieściła go w szkole lotniczej,
skąd 1916 roku wstąpił ochotniczo do austro węgierskiego lotnictwa.
Przez dwa semestry uczył się w szkole mechaników, a stamtąd przeniesiono go na
Węgry. Według wersji znanego fotografa Wiktora Jadernego, przyjaciela młodego Stanisława,
Stanisław dopędził na rowerze pod Krakowem austriackich baloniarzy, którzy
przypomnieli sobie mieleckiego chłopca, przygarniając go i umieszczając w
szkole mechaników lotniczych. Niezależnie od wersji Stanisław po rozpadzie
Austro‑Węgier wrócił do rodzinnego Mielca, zastając ojca na łożu śmierci.
Ojciec, Walenty Działowski, legionista, powstaniec z 1863 roku, zmarł 11
listopada 1918 roku, w dniu kiedy Polska odzyskała niepodległość.
W odrodzonej
Polsce Stanisław, fot. powyżej, wstąpił do 2 Batalionu Lotniczego w Krakowie, przekształconego
później w 2 Pułk Lotniczy. Ściągnął do siebie swego brata Mieczysława, gdzie
wspólnie szlifowali zawód mechanika lotniczego.
Kiedy Stanisław wraz ze szkołą pilotów przeniesiony został z Krakowa do Bydgoszczy pociągnął znów za sobą swego brata. Zafascynowani lotnictwem studiowali pisma fachowe, cały czas marząc o własnej konstrukcji. Posiadając smykałkę techniczną skonstruowali motocykl, a następnie szybowiec nazwany „Bydgoszczanką”. Poniżej zdjęcia i dyplom.
Pomimo niepowodzeń z „Bydgoszczanką” szybowiec uznany został za rewelację techniczną. Dzięki niemu ich nazwiska dostały się na łamy gazet, a oni weszli do kręgu konstruktorów lotniczych w kraju.
Kiedy Stanisław wraz ze szkołą pilotów przeniesiony został z Krakowa do Bydgoszczy pociągnął znów za sobą swego brata. Zafascynowani lotnictwem studiowali pisma fachowe, cały czas marząc o własnej konstrukcji. Posiadając smykałkę techniczną skonstruowali motocykl, a następnie szybowiec nazwany „Bydgoszczanką”. Poniżej zdjęcia i dyplom.
Pomimo niepowodzeń z „Bydgoszczanką” szybowiec uznany został za rewelację techniczną. Dzięki niemu ich nazwiska dostały się na łamy gazet, a oni weszli do kręgu konstruktorów lotniczych w kraju.
Nie bacząc na
trudne warunki materialne i lokalowe oraz kpiny ze strony otoczenia, bracia
zbudowali swoją pierwszą awionetkę. Nie mieli do niej silnika, jednak szczęście
im na tyle sprzyjało, że znaleźli sponsora. Był nim pasjonat lotnictwa,
bydgoski szewc - Jan Krüger. Dzięki niemu bracia zakupili silnik wraz ze
śmigłem. 1 lutego 1926 roku samolot oblatał pilot Józef Muślewski. Jego
osiągi stały się ówczesną rewelacją. Nazwę samolotu DKD-1 stworzyły
pierwsze litery nazwisk konstruktorów i ofiarodawcy silnika, oraz liczba
kolejnego egzemplarza.
Sukces mielczan został zauważony i odnotowany przez prasę. Gazeta Bydgoska zamieściła na ten temat obszerną relację.
Sukces mielczan został zauważony i odnotowany przez prasę. Gazeta Bydgoska zamieściła na ten temat obszerną relację.
Następnym
krokiem braci Działowskich było zdobycie uprawnień pilota. Stanisław był
wyjątkowo pojętnym uczniem pilotażu. Licencję pilota zdobył w październiku 1926
roku, a jego brat Mieczysław trzy lata później w Aeroklubie Akademickim w
Krakowie. Ponieważ osiągnięcia Działowskich zostały dostrzeżone w Warszawie,
Stanisław został wraz ze swoim DKD-1 zaproszony na wystawę do Warszawy. Nie
wysłał samolotu drogą kolejową do Warszawy, jak to było w zwyczaju, lecz
samodzielnie dokonał przelotu, budząc swym czynem nie lada sensację, a pismo
„Lotnik” zamieściło z jego wypowiedzi obszerną relację, w której sierżant pilot
Stanisław Działowski, a jednocześnie konstruktor i budowniczy samolotu, wyraził
całą swoją lotniczą pasję. W tym czasie
też przeniesiono go do 2 Pułku Lotniczego w Krakowie, gdzie pełnił funkcję
pilota oblatywacza, pilota instruktora, oraz kontrolera nadzoru technicznego
parku lotniczego.
Ci dwaj amatorzy
samodzielnie wykonali rysunki, dokonali prób i zbudowali ulepszoną wersję DKD-2, a następnie DKD-3.
Należy zdać sobie sprawę, że działania obu braci odbywały się bez należytych środków finansowych. Stanisław ożeniony z bydgoszczanką miał liczną rodzinę obdarzoną siedmioma synami. Nic jednak nie mogło zahamować jego pasji lotniczej. Z własnej inicjatywy podjął się lotów propagujących organizację Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej (LOPP). Latał swym DKD-3 nad Krakowem i Śląskiem rozrzucając ulotki, chcąc jedynie od organizatorów zwrotu kosztów paliwa.
Należy zdać sobie sprawę, że działania obu braci odbywały się bez należytych środków finansowych. Stanisław ożeniony z bydgoszczanką miał liczną rodzinę obdarzoną siedmioma synami. Nic jednak nie mogło zahamować jego pasji lotniczej. Z własnej inicjatywy podjął się lotów propagujących organizację Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej (LOPP). Latał swym DKD-3 nad Krakowem i Śląskiem rozrzucając ulotki, chcąc jedynie od organizatorów zwrotu kosztów paliwa.
To w tym czasie
wykonał swój pierwszy lot do rodzinnego miasta Mielca. W Mielcu sprawiono mu
uroczystą fetę, a było to w czerwcu 1927 roku. Działowski wylądował na łące
wzbudzając samolotem i swoją osobą ogromną sensację. Mielec stał się pierwszym
miastem, które przyszło z pomocą finansową ofiarując kilkaset złotych. Zażądano
tylko, aby na jednym ze swych samolotów umieszczony został herb miasta, co
Działowscy uczynili. Od tej pory skrzydła Działowskich często pojawiały się nad
Mielcem, a jak świadkowie twierdzą, kobiety zaaferowane przylotem samolotu,
przypalały w garnkach potrawy.
Faktem jest, że Mielczanie
zarazili się od Działowskich pasją lotniczą. Mieszkańcy spontanicznie oddawali
pieniądze na rzecz budowy awionetek, wykupywali znaczki i okolicznościowe
kartki. Zaczęli organizować lotnicze festyny. To w wyniku tej pomocy powstał
DKD-3, z Gryfem, jako herbem Mielca na stateczniku.
Poniżej Stanisław i Mieczysław Działowski przy samolocie DKD-4, który na II Konkursie Awionetek w 1928 roku w Warszawie zajął 1 miejsce. (arch. M Działowski)
Poniżej Stanisław i Mieczysław Działowski przy samolocie DKD-4, który na II Konkursie Awionetek w 1928 roku w Warszawie zajął 1 miejsce. (arch. M Działowski)
Poniżej DKD-5 który zajął na II Konkursie Awionetek w 1928 roku 5-te miejsce. Pierwszy z lewej
Mieczysław,
a 5-ty Stanisław Działowski.
(arch. W. Sankowski)
Działowscy często
przylatywali do Mielca na samolocie własnej konstrukcji. Z ich inicjatywy
zorganizowano w Mielcu pierwsze pokazy lotnicze. Na pokazy przyleciały z
Krakowa trzy duże samoloty i Działowscy na DKD-3. Byli inicjatorami rozwoju
lotnictwa w Mielcu, a jedną z nich było powołanie Komitetu Budowy Lotniska.
Wkrótce przy współudziale mieszkańców i sprzyjającym im władzom miasta
przystąpiono do budowy lotniska turystycznego. Zniwelowano 20 hektarów terenu, a
otwarcie lotniska nastąpiło 5
listopada 1931 roku. Na uroczystość
otwarcia zgromadziły się tłumy ludzi. Od tego momentu zainteresowanie
lotnictwem stało się jeszcze większe. Urządzano kursy i imprezy LOPP, wpłacano
składki, a w gminach tworzono koła. W szkołach rozwijało się modelarstwo, a
dzieciaki zaczęły puszczać latawce. W roku 1928 na II Krajowym Konkursie
Awionetek na 16 zgłoszonych wystąpiły trzy samoloty konstrukcji Działowskich:
DKD-3, DKD-4 i DKD-5. Po kilku awariach i kłopotach z przylotem do Warszawy
DKD-4 zajęła w konkursie pierwszą nagrodę. DKD-3 zdobyła trzecią, a DKD-5 piątą
nagrodę, pokonując nawet awionetkę RWD.
Był to wspaniały sukces konstruktorów – amatorów - braci Działowskich. Owacyjnie witał ich Kraków, prasa rozpisywała się o ich sukcesie, a rodzinny Mielec wyprawił na ich cześć uroczysty bankiet.
Był to wspaniały sukces konstruktorów – amatorów - braci Działowskich. Owacyjnie witał ich Kraków, prasa rozpisywała się o ich sukcesie, a rodzinny Mielec wyprawił na ich cześć uroczysty bankiet.
Poniżej Komisja II Konkursu Awionetek, od lewej siedzą prof.
Władysław Tuszyński i pułk. Rayski.
Stoi z dyplomem za I miejsce uhonorowany Mieczysław
Działowski. (arch. M. Działowski)
Awionetki Działowskich witane przez tłumy sympatyków
lotnictwa na krakowskim lotnisku w 1928 roku.
(arch. W. Sankowski)
Nie obyło się
bez niepowodzeń i katastrof. Stanisław Działowski z kpt. Maciejewskim lecąc
DKD-5 na międzynarodowe zawody lotnicze „Challenge 1930” w Berlinie, musieli
awaryjnie lądować. Kapotując rozbili samolot, a Stanisław uległ ciężkim
obrażeniom ciała. Następnym
niepowodzeniem był start w III Krajowym Konkursie Awionetek. Wyremontowany po
kapotażu DKD-5 nie został dopuszczony do konkursu z powodu nadmiernej wagi.
Poniżej samolot DKD-4 bis na wystawie w Poznaniu. (arch. M.
Działowski)
Ogromny sukces
na II Krajowym Konkursie Awionetek, a następnie pech podczas lotu do Berlina i
dyskwalifikacja na III Krajowym Konkursie Awionetek miały wpływ na dalsze losy
Działowskich. Wielu całkowicie
zniechęciłoby się do dalszej
działalności, ale nie oni, uparcie dążący do swego celu. Powstawały nowe
konstrukcje - DKD-6, 7, 8 i 9 jednak niedokończone z powodu braku kapitału.
W 1931 roku
Stanisław zaprojektował typ samolotu pod nazwą „Aeromobil DKD-10”, który zarazem
miał służyć do jazdy po ziemi, jak i lotów w powietrzu i być na potrzeby
wojska. Do realizacji pomysłu, jak zwykle potrzebne były pieniądze. Otrzymano
pozwolenie na zbiórkę pieniężną wśród podoficerów. Ze względu na darczyńców
„Aeromobil” nazwano „Podoficer” i taką nazwę popularnie stosowano. Niestety ze
względu na zbyt duży ciężar 600
kg i małą szybkość w locie 140 km/godz. uznano
konstrukcję jako nieudolną i tak niedokończony samolot znalazł się na
wystawie we Lwowie, gdzie zaskoczyła go
druga wojna światowa.
Szkic samolotu DKD-10 Aeromobil nazwany „Podoficer”
Poniżej Stanisław i Mieczysław Działowski podczas służby w 2
Pułku Lotniczym w Krakowie (arch. M. Działowski)
Po wybuchu II
Wojny Światowej Stanisław wraz ze swym synem też Stanisławem ochotniczo zgłaszają
się do 6 Pułku Lotniczego we Lwowie, a
stamtąd na wojenną tułaczkę najpierw do Francji. W marcu 1940 Stanisław-senior
zostaje instruktorem pilotażu w 108 Batalionie Lotniczym w Montpellier. Po upadku
Francji ojciec i syn zostają ewakuowani do Anglii, gdzie Stanisław-junior
trafia jako uczeń do fabryki samolotów, a senior do RAF-u. Jako pilot RAF latał
w składzie 2 AACU (Anti-Aircraft Cooperation Unit) w lotach patrolowych nad
kanałem La Manche. 15 października 1941 został ranny w locie bojowym i
skierowany do szpitala wojskowego w East Kilbrick w Szkocji. Do ran dołączyły
się komplikacje z poprzednich kontuzji. Zmarł 19 marca 1942 roku. Spoczywa na
cmentarzu w szkockim mieście Perth.
Tak zakończyły
się losy niezwykłego człowieka, konstruktora, pilota i ojca licznej
rodziny, człowieka urodzonego na Ziemi
Mieleckiej, którą rozsławiał poprzez swoją lotniczą pasję. Lata powojenne nie
sprzyjały legendzie, na którą swoim życiem zasłużył. Był przecież pilotem RAF w
Anglii.
Młodszy z Braci
Mieczysław przeżył wojnę, spędzając okupację w Mielcu, a w powojennych czasach
był współzałożycielem Aeroklubu Mieleckiego. Latał początkowo na samolotach
sportowych, ale lata komunistycznej dyktatury nie sprzyjały pilotom
międzywojennym. Został zawieszony w czynnościach pilota. Zmarł w Mielcu w 1983
roku.
M. Działowski z Januszem
Meissnerem pisarzem, pilotem, komendantem szkoły pilotów w
Anglii na spotkaniu w Mielcu 1962r.
Pasjonująca historia Braci Działowskich przetrwała po dzień dzisiejszy. Dawny Aeroklub Mielecki przyjął nazwę imienia „Braci Działowskich” zawdzięczając im uskrzydlenie Mielca.
Wracając wstecz
do lat z przed II Wojny Światowej należy podkreślić, że nie były latami
łatwymi. Zacofana Polska musiała odrobić zaległości spowodowane polityką
zaborców. Dotyczyło to w szczególności tak zwanej Polski „B” obejmującej obszar
dawnej Galicji, gdzie leżał Mielec. Należało nie tylko odrobić opóźnienia, ale
także rozwijać nowe gałęzie przemysłu. Widział to doskonale ówczesny prezydent
Ignacy Mościcki, którego pamiętne słowa przedstawia okładka Młodego Lotnika.
Zacofanie dotyczyło także szkolnictwa i kultury przy wysokim bezrobociu. W Polsce „B”, gdzie nie było przemysłu, a rolnictwo było rozdrobnione, działo się pod tym względem najgorzej. Zadaniem ówczesnych Władz była nie tylko likwidacja zacofania, ale także takie usytuowanie przemysłu, aby przemysł szczególnie zbrojeniowy znajdował się jak najdalej od granic naszych odwiecznych wrogów Niemiec i Rosji, a w tym wypadku ZSRR. Były to przyczyny dla których wybór Centralnego Okręgu Przemysłowego (COP) wypadł w rejonie pasa sięgającego od Skarżyska, Stalowej Woli i dalej na południe w kierunku Mielca, Dębicy, Rzeszowa i Tarnowa. Takie usytuowanie miało na celu bezpieczną produkcję zbrojeniówki, na wypadek konfliktu zbrojnego przy jednoczesnej likwidacji bezrobocia.
Zacofanie dotyczyło także szkolnictwa i kultury przy wysokim bezrobociu. W Polsce „B”, gdzie nie było przemysłu, a rolnictwo było rozdrobnione, działo się pod tym względem najgorzej. Zadaniem ówczesnych Władz była nie tylko likwidacja zacofania, ale także takie usytuowanie przemysłu, aby przemysł szczególnie zbrojeniowy znajdował się jak najdalej od granic naszych odwiecznych wrogów Niemiec i Rosji, a w tym wypadku ZSRR. Były to przyczyny dla których wybór Centralnego Okręgu Przemysłowego (COP) wypadł w rejonie pasa sięgającego od Skarżyska, Stalowej Woli i dalej na południe w kierunku Mielca, Dębicy, Rzeszowa i Tarnowa. Takie usytuowanie miało na celu bezpieczną produkcję zbrojeniówki, na wypadek konfliktu zbrojnego przy jednoczesnej likwidacji bezrobocia.
Warto zastanowić
się w tym momencie dlaczego decyzja o lokalizację przemysłu lotniczego wypadła na
Mielec. Nad lokalizacją długo się zastanawiano. Generał Rayski proponował
Lublin, albo Mielec. Istniały propozycję usytuowania zakładów koło Ropczyc.
Losy lokalizacji ważyły się aż do stycznia 1937, rozważając budowę zakładu koło
Ropczyc, natomiast w Mielcu planowano postawienie fabryki zapalników i części
metalowych do amunicji artyleryjskiej. Ostatecznie wybór padł na Mielec, gdzie
w 1937 roku rozpoczęto budowę fabryki samolotów pod nazwą PZL Mielec Wytwórnia
Płatowców numer 2.
Możemy dzisiaj rozważać, w jakim stopniu świadomość lotnicza społeczeństwa mieleckiego rozbudzona działalnością Braci Działowskich pomogła w usytuowaniu przemysłu lotniczego w Mielcu. Biorąc pod uwagę zafascynowanie Mielczan lotnictwem, istniejącym już lotniskiem i hojnością Rady Gminnej nie mam wątpliwości, że było to języczkiem u wagi podczas ostatecznej decyzji.
Możemy dzisiaj rozważać, w jakim stopniu świadomość lotnicza społeczeństwa mieleckiego rozbudzona działalnością Braci Działowskich pomogła w usytuowaniu przemysłu lotniczego w Mielcu. Biorąc pod uwagę zafascynowanie Mielczan lotnictwem, istniejącym już lotniskiem i hojnością Rady Gminnej nie mam wątpliwości, że było to języczkiem u wagi podczas ostatecznej decyzji.
Rekordem można
nazwać, że po 18 miesiącach powstał nowoczesny zakład budowy samolotów
Wybudowano nowoczesne lotnisko, osiedle mieszkaniowe, a w Rzeszowie fabrykę
silników lotniczych. Już 1 sierpnia 1938 roku PZL Mielec rozpoczęły produkcję
samolotów PZL-P37B Łoś, których kilkanaście sztuk wyprodukowano w tej
fabryce do wybuchu II Wojny Światowej.
Konstruktorem
samolotu PZL-P37B Łoś był Jerzy Dąbrowski, polski konstruktor lotniczy urodzony
1899 w Nieborowie koło Łowicza. Samolot był 2-silnikowym dolnopłatem, z
podwoziem-jedno goleniowym, dwukołowe, chowane w locie. Załoga 4 osobowa,
pilot, dowódca obserwator, strzelec dolny-radiotelegrafista i tylny strzelec.
Stanowisko obserwatora znajdowało się w przeszklonym nosie samolotu,
wyposażonym w karabin maszynowy strzelający do przodu. Radiotelegrafista
siedział wewnątrz kadłuba, za komorą bombową, a do jego obowiązków należała
także obsługa tylno-dolnego karabinu maszynowego.
Do 1 września
1939 r. wytwórnie: PZL-WP nr 1 w Warszawie i PZL-WP nr 2 w Mielcu (działająca
od 1 sierpnia 1939 r.) zdążyły wyprodukować łącznie około 120 bombowców PZL 37 A i B. W jednostkach wojskowych znajdowało się tylko 70 samolotów.
14 oblatanych maszyn serii B z
wytwórni warszawskiej i trzy serii B
z mieleckiej przeprowadzono drogą powietrzną na lotnisko Małaszewicze koło
Brześcia nad Bugiem.
Samolot wzbudził
ogromne zainteresowanie za granicą, czego efektem było kilka zamówień na około
100 sztuk, między innymi do Turcji, Rumunii, Jugosławii i Bułgarii. Licencję na
produkcję samolotów kupiła Belgia. Samoloty produkowane na eksport miały być w
wersji C i D, lecz ich różnica polegała jedynie na innym silniku. Łosie wersji
A i B miały silniki 918 KM
Bristol Pegasus, natomiast wersji C i D silniki 970 KM Gnome Rhone. Nigdy
jednak do produkcji nie weszły. Wymiary: rozpiętość skrzydeł 18 m, długość 13, wysokość 4,25 m, paliwa zabierał 950 kg, a ze zbiornikami
dodatkowymi 1500 kg,
prędkość przelotowa 345 km/godz. zasięg z pełnym ładunkiem bomb 1500 km, pułap 9250 m po zrzuceniu bomb.
Tylko 3
egzemplarze zdołało z Mielca odlecieć do jednostek bojowych, pozostałe w
procesie produkcji zostały zniszczone prze załogę wytwórni przed wkroczeniem
Niemców.
Żałować należy,
że w latach 60-tych zniszczono w Mielcu dokumentację techniczną Łosia. Jednak
obecny PZL Mielec pod zarządem Sikorsky wykonał model tego samolotu w skali
1:1. Nie będzie to ze względu na brak dokumentacji replika samolotu, jednak
zewnętrznie z zachowaniem wszystkich wymiarów przypominać będzie oryginał.
Model samolotu PZL-37B Łoś stojący w zakładzie PZL Mielec Sikorsky zbudowany przez załogę PZL w 2013 roku
Model samolotu PZL-37B Łoś stojący w zakładzie PZL Mielec Sikorsky zbudowany przez załogę PZL w 2013 roku
Z przykrością należy wspomnieć, że Bracia
Działowscy nie są za swoje zasługi właściwie doceniani, tak w powojennej
Polsce, jak i po przemianach ustrojowych 1989 roku. Obserwuje się doczepianie pod ich sukces innych autorów, co rozwadnia
zasadniczo ich osiągnięcia na polu świadomości lotniczej Mielca. Czyż nie czas,
aby w 100-lecie zakiełkowania Mieleckich Skrzydeł w głowie jednego z Braci
Działowskich zmienić nastawienie i właściwie upamiętnić ich działalność?
Teofil
Lenartowicz
Wrocław, dnia 4
stycznia 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz