sobota, 21 września 2013

Korespondencja dotycząca tematu z 25 sierpnia o Bliźnie i płk Aleksandrze Rusinie ps. "Olek"




Korespondencja dotycząca poprzedniego tematu o książce pt. „Tajemnice Blizny”
E-mail otrzymany od pana Jacka Flisa:
Witam Panie Teofilu.
            Na początku życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
            Pozwolę sobie na kilka słów komentarza, ponieważ wywołał mnie Pan niejako do odpowiedzi, wymieniając mnie i brata w swoim tekście z nazwiska (odwołał się Pan do przykładu Flisów). Mam jednak kłopot z odniesieniem się do tekstu, gdyż niedokładnie rozumiem, o co Panu chodzi podając nas za przykład. W związku z tym pozwolę sobie na wyjaśnienie kilku kwestii, które jak rozumiem, Pana nurtują.
1. Rozdziały, których współautorami byłem ja i Marek, były poświęcone działalności poligonu w Bliźnie i jego dziejach po wojnie. Z tej przyczyny nie znalazły się tam zagadnienia związane z działalnością wywiadowczą, w tym także Rusala. Tej tematyce poświęcone są inne rozdziały.
2. Zapewniam Pana, że powstanie tej książki poprzedzone było wieloletnimi badaniami historycznymi, a teksty powstały w oparciu o wiarygodne źródła. Na przykład prace badawcze na temat działalności poligonu Blizna prowadziliśmy z bratem ponad dziesięć lat.
3. Zarzuca Pan autorom niechęć do opierania się na wspomnieniach. Niestety same wspomnienia są, mówiąc delikatnie, mało dokładnym materiałem do ustalania faktów historycznych. Niech Pan spokojnie przeanalizuje na przykład treść wspomnień Czesława Barana, dotyczących Blizny, które zamieścił Pan w "Śmierć zagląda w oczy". Z całym szacunkiem, ale ten Pan nie mógł widzieć V-1 i V-2 przelatujących codziennie nad Przecławiem z kilku przyczyn:
-odpalenia nie były prowadzone codziennie
-V-1 i V-2 nie odpalano równocześnie
-V-1 startowały tylko przez kilkanaście dni w 1944 roku
-no i co najważniejsze, pociski leciały generalnie w kierunku północno-wschodnim, czyli w stronę Kolbuszowej, to jest dokładnie w kierunku przeciwnym niż Przecław. Nie ma więc możliwości aby przelatywały nad Przecławiem.
Idąc dalej informacja, że partyzanci wykradli z Blizny zgubioną rakietę i po zdemontowaniu przewieźli do Londynu to całkowita bzdura. Proszę teraz samemu ocenić wartość historyczną takich informacji.
Do czego prowadzi wyciąganie wniosków tylko w oparciu o wspomnienia, przekonała się dotkliwie właśnie autorka książki "Zaporczycy" Ewa Kurek. Po wyroku sądu musiała z książki usunąć sporne fragmenty.
4. Śpieszę z wyjaśnieniami, że tekst o Bliźnie na stronie internetowej Parku Historycznego, o którym Pan wspomina, nie ma nic wspólnego z książką "Tajemnice Blizny". Osoba autora Pana Gąsiewskiego oraz podobieństwo treści może wskazywać są to fragmenty z jego książki "Blizna Fakty i sensacje".
5. No i tutaj muszę Pana rozczarować. Pan Gąsiewski jest właśnie Mielczaninem, historykiem, jednym z najbardziej twórczych mieleckich redaktorów. To właśnie jego książkę "Blizna fakty i sensacje" promowano w tym roku w Bliźnie na zlocie militarnym, to on jest autorem teksu na stronie internetowej Parku. To właśnie jemu Gmina Ostrów powierzyła zadanie napisania książki o Bliźnie.
Jak Pan więc widzi to właśnie Mielec nadaje ton i kierunek w popularyzacji historii Blizny. Tak więc Pana argument, że "obcy" tworzą historię Blizny jest całkowicie bezpodstawny.
Pozdrawiam Jacek Flis
Moja odpowiedź do tekstu Pana Jacka Flisa.
            Nie mam żalu, że uraził Pana mój przykład, gdyż nie był zbyt precyzyjny. Dotyczył on pozytywnego przykładu jak należy dbać o własną historię, aby uwypuklić wydarzenia historyczne z własnego terenu i tak Panowie zrobiliście. Podobnie zrobił nadleśniczy śp. Zygmunt Jurasz prezentując w swoich materiałach działalność leśników. Zapomniał jednak, że uwypuklając działalność leśników przyćmił działalność ludzi o podobnych  zasługach, lub większych. Nie chciałbym tutaj licytować zasług ludzi walczących z obydwoma ciemiężycielami Polski. Jednak człowieka takiego jak ja razi pewna dysproporcja.
Pragnę odnieść się do punktów Pańskiego maila.
Ad. 1. Dobrze, że sam Pan przyznał, że w materiałach z których korzystaliście mało było wiadomości o Rusalu. Ja jednak mam prawo sądzić, że gdyby on pochodził z gminy Ostrów Panowie potrudzilibyście się więcej. Mógłbym też sądzić, o kierowaniu się niechęcią do tego człowieka, jednak wykluczam ten wątek.
Ad. 2. Jeśli idzie o wiarygodne źródła dotyczące Blizny i ruchu wywiadowczego, to jestem nimi zainteresowany chętnie będę je poznawał.
Ad. 3. Wspomnienia Czesława Barana nie są dobrym przykładem. Włączyłem je do swoich wspomnień jako ciekawostkę. Ma Pan rację, że wykradzenie rakiety z Blizny to całkowita bzdura, ale ja nie sądzę, żeby historyk potraktował to poważnie. Odnośnie widoczności rakiety, to miałby Pan rację, gdyby rakieta była wielkości wrony i leciała na jej wysokości. Brakuje Panu wyobraźni jak to wyglądało. Ja to zjawisko widziałem własnymi oczami każdorazowo i właśnie z Przecławia. Byłem już wtedy 16-letnim chłopcem. Rakiety leciały w kierunku północnym i nie musiały lecieć nad Przecławiem, aby być widoczne. Było to dla mnie urzekające widowisko. Gdyby Pan pofatygował się do leżącej po lewej stronie Wisłoki na początku wsi Podole i przeszedł by Pan na podwórko Kurgana, w miejsce gdzie stała wieża triangulacyjna zwana przez ludzi Patrią, zobaczyłby Pan piękny widok na las w Bliźnie. Obecnie ten widok zasłaniają drzewa i budynki. Jest to nad doliną Wisłoki wysokie wzgórze, o którym mieszkańcy mówią, że jest na wysokości wieży kościoła w Książnicach. Przed wojną wybudowano tam wieżę służącą prawdopodobnie do pomiarów gruntów.
Powyżej na zdjęciu dwaj bracia Kurgan, stojący w miejscu gdzie na ich podwórzu we wsi Podole stała wieża triangulacyjna zwana Patrią.  
 Trudno mi ocenić wysokość wieży która tam stała, gdyż nigdy na niej nie byłem, jednak musiał się z niej rozciągać wspaniały widok w tym na Bliznę. Niemcy korzystali z tej wieży obserwując moment startu rakiety. Przyjeżdżali tam przed jej odpaleniem i wchodzili na wieżę. Jazda określonego niemieckiego samochodu przez teren działania oddziału partyzanckiego „Rusala” był sygnałem dla nich, że będzie odpalana rakieta, co było mobilizacją sił w celu dotarcia do ewentualnego niewypału rakiety przed przybyciem Niemców. Wolno mi podejrzewać, że gdyby to oddział partyzancki z Kolbuszowej, Dębicy, Sędziszowa czy Ostrowa był z tym faktem związany zapewne w materiałach Blizny byłby wystarczająco szeroko uwypuklony. Przytoczony przez Pana przykład Ewy Kurek nie jest dobrym przykładem, gdyż nie zmienia to faktu, że partyzanci Zapory wrzucali wszy na puszysty piękny kożuch Siła-Nowickiego. W większości o to była  jego rodzina obrażona. Nie znamy i nie będziemy znali jego roli w ujęciu Zapory przez Bezpiekę. Prawdą jest, że V-1 i V-2 nie były odpalane jednocześnie i nie były odpalane codziennie, ale nieprawdą jest, że tylko kilkanaście dni w 1944 roku. Tych rakiet tak V-1 jak i V-2 było wiele. Spadały w wielu miejscach w Polsce w większości w rejonach północnych i w pobliżu Blizny. Ja nie zapisywałem dat, ani nie prowadziłem kroniki, ale nie można tego sprowadzać do kilku dni w 1944 roku.
Ad. 4. Ma pan rację. Tekst na stronie internetowej Parku Historycznego nie ma nic wspólnego z książką „Tajemnice Blizny” tylko z książką „Blizna Fakty i sensacje”. Tylko, że w książce „Blizna fakty i Sensacje” niedawno ukazanej, najwięcej zmienił się tytuł. Pozostały tekst został w większości wzięty z książki „Tajemnice Blizny”. To podobieństwo jest tak widoczne, że wystarczy spojrzeć na datę wydania, żeby zorientować się w czym jest rzecz. Sądzę, że Pan o tym wie.
Ad. 5. Znowu przyznaję Panu rację, nawet bez rozczarowania, bo o tym doskonale wiem. Wszystko się w tym punkcie zgadza, tylko nie zgadza się, bo pan Gąsiewski Włodzimierz nie jest Mielcem. A ja mam pretensje właśnie do Mielca, a szczególnie do historyków. Kiedy rozmawiałem z jednym z historyków, powiedział mi, że Olek Rusin stary człowiek, któremu wszystko się myli i nie należy temu dawać wiary. Dowiedziałem się też, że mam obsesję. Że jestem adwokatem pewnych osób, bo nie chodziło tylko o Bliznę i Rusina. Jeszcze inni wysyłali mi pogróżki. Istnieją tacy którzy nazywają jeszcze dzisiaj Rusala bandytą. Kiedy mianowano go do stopnia pułkownika, byli tacy którzy demonstracyjnie protestowali przeciwko niemu w urzędzie gminy itd. itd. Ma Pan racje, że pewne historie opowiadane, lub pisane podobnie jak przykład Czesława Barana mogą stanowić ogromny margines błędów, ale historyk powinien potrafić wyłuskać prawdę, do niej dojść i ją przekazać. Ja znam ludzi z tamtych terenów, a znając ich potomków żyjących obecnie, wiem jakie stanowisko zajmują wobec pewnych postaci podobnych do Rusina. Negatywne stanowisko zajmują wszyscy ci, którzy dostawali od niego lanie na goły tyłek za współpracę z okupantem. Rusin człowiek z ludu nie splamił sobie rąk braterską krwią. W obwodzie mieleckim ps. Mleko wydano wyroki i zlikwidowano całą elitę dowódców AK właśnie za rabunki i rozboje.  Mam pretensje do mieleckich historyków, że nie wzięli wiele z tego co opowiadał. On nie zapisywał dat i nie prowadził kroniki, on walczył przez 17 lat z obydwoma systemami totalitarnymi i nie ugiął się nigdy. Swoim sprytem i swej żony przechytrzył wszystkich i nie pozwolił się zabić. Stąd bierze się jego wielkość przewyższająca wielkością innych bohaterów, o których czytamy w relacjach wielu historyków. Powinniśmy się wstydzić, że nie potrafimy upamiętnić takich ludzi, bo dotyczy to wielu innych. Nie rozumiem dlaczego nie korzystamy z bohaterów rozsławiających ziemię na której żyli. Proszę zapytać rodzinę Rusina co myślą na ten temat. Proszę wejść na stronę Internetową Opozycja Mielecka, aby dowiedzieć się wiele ciekawych szczegółów o Rusinie. Istnieje tam publikowanych wiele dokumentów, których treść warto przytoczyć. Niedostateczne publikowanie wielkości bohaterstwa płk Olka Rusina w Parku Historycznym Blizna jest zamazywaniem jego wartości patriotycznej. Tej wartości jakiej obecnie tak nam bardzo brakuje i którą powinniśmy przekazywać młodszemu pokoleniu. Moim zdaniem  wszystko to co napisano na stronie Parku Historycznego Blizna należy uzupełnić o pełną działalność „Rusala” w odpowiedniej proporcji do innych wydarzeń i wymienionych bohaterów. Niech będzie chwała Panu i Pańskiemu bratu jeśli się potrudzicie i dokonacie tego dzieła nie oglądając się na innych. 
            Przepraszam Pana, że niedostatecznym określeniem w poście mojego blogu błędnie odczytał Pan zarzut skierowany w nazwisku Flis.
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 17.9.2013
            E-mail otrzymany od pana Jacka Magdoń z Ropczyc cytuję:
            Dziękuje za uwagi zawarte w  Pańskim blogu, na temat książki "Tajemnice Blizny". Jako jeden z współautorów ostatniego rozdziału pragnę odpowiedzieć na zarzut nieuwzględnienia w należytym stopniu postaci Płk. Aleksandra Rusina. Jeśli chodzi o rozdział ostatni "Blizna" po latach" nie mogliśmy szeroko opisać losów osób związanych z rozpracowanie poligonu, gdyż wydawca książki życzył sobie przede wszystkim, aby opisać proces likwidacji materialnych pozostałości poligonu po wojnie. Dlatego odesłałem w przypisie czytelników do moich artykułów o postaci "Rusala" w czasopismach "Strzelec" i "Głos Powiatu". W artykułach tych skorzystałem z udostępnionych mi zbiorów rodzinnych. Byłem też współorganizatorem spotkań młodzieży strzeleckiej z Pułkownikiem. Zgadzam się, że ta wielka postać nie została jeszcze należycie upamiętniona. Znam też liczne wątki złego traktowania A. Rusina  przez pracodawców w latach 60-tych i 70-tychnie, a nie tylko w okresie stalinowskim. To też trzeba będzie kiedyś napisać. Wkład AK Mielec w rozpracowanie V jest niezaprzeczalny i zbyt mało znany. Niestety, przez całe lata nie pisano o Bliźnie książek i to nie przypadek, że wydawcami są muzeum w Gdańsku i fundacja w Londynie. W publikacji tej mieliśmy ograniczone miejsce, stąd podwójni autorzy niektórych rozdziałów. Książka ta niejako przełamała tę niemoc wydawniczą, ale zaledwie sygnalizuje liczne ważne wątki, lecz nie jest monografią. Z związku z powyższym będę Panu bardzo wdzięczny za wszelkie materiały dotyczące Płk. A. Rusina, szczególnie te niepublikowane, a także inne wiążące się z Pustkowem czy Blizną.  Odczuwam liczne braki w źródłach dotyczące wykorzystania obiektów poligonowych przez sowietów. Proszę Pana o udostępnienie osobistych wspomnień, o których wspominane jest w blogu. Mam nadzieję, że w przyszłości wrócę do tematu w innej publikacji i zobowiązuję się wykorzystać udostępnione materiały i Pana sugestie. Z wyrazami szacunku Jacek Magdoń Ropczyce. Koniec cytatu.
Moja odpowiedź do tekstu  pana Jacka Magdoń.
            Sprawa nie jest tak prosta jakby się pozornie wydawało, gdyż nie wystarczy tylko całą działalność "Olka" odpowiednio napisać. Należało by jeszcze zmienić mentalność władz terenowych, historyków, wydawców prasowych, odpowiednich organizacji w tym niepodległościowych kombatanckich itd. Przez ten mur jeszcze dzisiaj trudno się przebić. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że wójt nie weźmie udziału w uroczystości odznaczania "Olka", lub sprzeciwi się, upamiętnianiu "Olka" na obelisku bojąc się protestów skierowanych do niego, a przewodniczący koła kombatantów był donosicielem na "Olka", przewodnicząca jakiegoś koła jest wnuczką dziadka dostającego lanie na goły tyłek od "Olka", a inni ludzie mało znający historię słyszą, że "Olek" był bandytą, to mamy odpowiedź. Naszym dzisiejszym zadaniem powinna być szeroko zakrojona działalność uświadamiająca młodsze pokolenia jak to właściwie było. Można to zrobić jedynie poprzez upamiętnianie, działalność publicystyczną i ciągłą stałą walką o prawdę historyczną, przeciwstawiając się protestom i zwalczając wątki szkodzące dobremu imieniu "Olka". Wielkość "Olka" polega nie tylko na ilości zdobytych medali. Jego wielkością jest fakt, że walczył z okupantami 17 lat, nie pozwolił się unicestwić, a co najważniejsze nigdy nie zdradził swoich idei i towarzyszy broni. Znałem "Olka" i wiem, że on był uczciwie wierny własnym ideałom. Chowanie głowy w piasek przez ludzi na pewnych stanowiskach i mających coś do powiedzenia przynosi zmowę milczenia dając upust fałszywym oskarżeniom. W sprawie "Olka" interweniowałem do najwyższych władz i prasy. Kończyło się, na pochwałach pod moim adresem, a prasa niechcąca się narażać nie publikowała prawdy o "Olku" bojąc się protestu. To co piszę dotyczy nie tylko "Olka", ale większości żołnierzy wyklętych obrzydzanych dziesiątki lat przez komunistyczną władzę. Poniżej posyłam Panu link na stronę, gdzie pan Marek Podolski publikuje wszystkie materiały o "Olku". Więcej nic nie potrzeba, gdyż tam jest większość materiałów także z IPN. Pozdrawiam Teofil lenartowicz.
            Myślę na razie zakończyć temat Blizny i płk Aleksandra Rusina ps. „Olek” i „Rusal”. Jednakże w najbliższym czasie opiszę wszystko co wiem o tej sprawie, opublikuję i wyślę do prasy nie tylko lokalnej, gdyż temat dotyczy szerszych kręgów.
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 21 września 2013

1 komentarz:

  1. Witam Pana
    Cieszę się z Pana powrotu do zdrowia.
    Może skorzysta Pan z możliwości i przyjedzie do Rzeszowa 11 października. Na Uniwersytecie Rzeszowskim będzie prezentacja książki "Tajemnice Blizny". Będą autorzy, więc będzie Pan mógł zadać pytania i postawić publicznie zarzuty, które formułuje Pan wobec autorów i książki na swoim blogu. Myślę, że naukowcy chętnie udzielą Panu odpowiedzi.
    Pozwolę sobie na kilka słów komentarza do Pańskiej odpowiedzi.
    Po pierwsze chciałem sprostować: mój tekst został zamieszczony jako dostępny dla wszystkich komentarz do Pana wpisu na blogu. Myślę, że to ważne, bo z Pana wpisu wynika że to był email, czyli prywatna wiadomość. Można to sprawdzić w zakładce z sierpnia.
    Muszę również zwrócić uwagę, że z niezrozumiałych dla mnie przyczyn manipuluje Pan moja wypowiedzią. Wielokrotnie przekręca Pan moje słowa i stwierdzenia, zmieniając tym samym sens moich wypowiedzi. Nie wiem w jakim celu Pan to robi, ale jest to co najmniej dziwne.
    Pierwsza sprawa, ja nigdzie nie sugerowałem, że Pana słowa mnie uraziły. Raczył Pan powołać się publicznie na moje nazwisko, więc udzieliłem wyjaśnień w temacie i nic ponad to.
    Jakoś nie może do Pana dotrzeć, że naukowcy zajmują się różnymi aspektami historii. Siłą rzeczy materiały, które publikują, zawierają szczegółowe opisy niektórych spraw i mniej dokładną analizę innych. Zwykle jedynie tyle, ile potrzeba do wyjaśnienia kontekstu. Jak już pisałem, artykuły moje i brata dotyczyły spraw poligonu i jego losach powojennych. Z tej przyczyny nie zawierają szczegółowych informacji o działaniach wywiadowczych Polaków. Tą tematyką zajęli się w swoich rozdziałach prof. Ostasz i dr. Zapart. To jest jedyna przyczyna takiego podziału treści.
    Na marginesie, ani ja, ani brat, nie mieszkamy ani w Bliźnie ani w Gminie Ostrów, stąd Pańskie stwierdzenia, że uwypuklamy wydarzenia z "naszego terenu" są całkowicie bezpodstawne.
    Ja nigdzie nie napisałem, że w materiałach z których korzystaliśmy było mało wiadomości o Rusalu!!! To Pan wymyślił to stwierdzenie i przedstawił jako moje!!! Pytanie tylko po co!?
    Natomiast w dalszych stwierdzeniach mam wrażenie, że posunął się Pan za daleko. Sugerowanie wprost zaniechań, braku rzetelności w badaniach naukowych z przyczyn osobistych jest po prostu obraźliwe!!!
    Niestety nie potrafię zobaczyć tego wielkiego podobieństwa między książką W. Gąsiewskiego a książką "Tajemnice Blizny" . Faktycznie udało mi sie zauważyć wiele podobieństw tekstów Gąsiewskiego z fragmentami z wcześniejszych wydawnictw, nawet dosłownie przepisane fragmenty, ale to dotyczy kilku książek.
    Zgadzam się z Panem, że ekspozycja w Parku w Bliźnie jest fatalna, jak zresztą całokształt działalności tej instytucji z tzw. zlotami militarnymi na czele.
    Wczytałem się w Pana teksty na blogu i wydaje mi się, że próbuje Pan na siłę ustawić mnie i ksiązkę po którejś stronie konfliktu, o którym Pan wspomina. Sugeruje Pan cały czas, że w swoich tekstach celowo pomijamy zasługi wybranych osób, sztucznie zaś powiększamy zasługi innych.
    Otóż stanowczo zaprzeczam i sprzeciwiam sie takim stwierdzeniom. Są one dla mnie krzywdzące i obraźliwe. Proszę nie sugerować mi celowego fałszowania wyników moich badań wynikającego z osobistych pobudek, bądź czyichś inspiracji.
    Chętnie będę dyskutował w sprawach merytorycznych, ale nie ma mojej zgody na wciąganie mnie w Pana spiskową teorię. Nie widzę mozliwości kontynuowania dalszej dyskusji w takim tonie.
    Jacek Flis

    OdpowiedzUsuń