sobota, 24 marca 2018

Polemika w sprawie "Olka" Rusina


Polemika w sprawie Olka Rusina
Pragnę podziękować felietoniście panu Andrzejowi Talarkowi, że przynajmniej on odniósł się w należyty sposób do tematu Żołnierza Wyklętego „Olka” Rusina, opierając się na stronie „Mielecka Opozycja” Marka Podolskiego. Wszystko co jest na owej stronie, rzetelnie zostało zapisane przez człowieka o wysokiej wartości, którego znam i cenię. Marek Podolski, wszedłem z nim w kontakt, bo w genealogii okazało się, że mamy wspólne korzenie. Jego uczynność jest tak wielka, że do obecnych czasów przysyła mi rodzinne informacje. 
Poniżej pragnę odnieść się do stwierdzenia pana Talarka zarzucającemu „Olkowi” że  żył jak umiał w tym PRL-u, jak widać idąc na różne kompromisy z socjalistyczną rzeczywistością” Nie zgadam się z tym stwierdzeniem uważając powyższe słowa za krzywdzące postać „Olka” Może sobie ktoś pomyśleć, że idealizuję jego postać i stąd się to bierze. Natomiast ja  będący świadkiem wydarzeń odpieram zarzut. Jest błędem uważać, że „Olek” szedł na kompromis wstępując do Milicji Obywatelskiej (MO) Znałem w Przecławiu starszych moich kolegów będących w MO, którzy tam służyli, a działo się tak, bo był taki nakaz  rządu londyńskiego, aby opanowywać władze terenowe w tym MO nie dopuszczając w ten sposób komunistów. „Olek” i wielu z tych ludzi nie splamiło się współpracą. Pamiętam w Przecławiu, kiedy na rabunek w 1945 roku przyszli krasnoarmiejcy z Tuszymy, to moi starsi koledzy będący w AK, a później w MO rozbroili ich i przepędzili. W szczegółach mam w Wspomnieniach zapisany nocny sowiecki atak na posterunek MO w Przecławiu i nazwiska cudem uratowanych prowadzonych na śmierć. Kiedy wkraczała Armia Czerwona wielu wydawało się, że idzie wybawienie. „Olek” dostał glejt od sowieckiego dowódcy za uratowanie kilku czerwonoarmistów walczących w jego oddziale, podobnie jak za baterię zdobytych niemieckich dział. Wiadomo jaki cel miało idące za frontem NKWD. Terror, mordowanie, wywózka na Syberię, grabieże i niszczenie opozycji było ich celem. Wielu ratując własne życie zdradziło swych przyjaciół, obejmując stanowiska kontrolowane przez komunistów. „Olek” nie wziął udziału w grabieży do której chciano go użyć w MO i stąd naraził się i został przeznaczony do likwidacji, a powodów było więcej. Zwiał do lasu i natychmiast przygarnął do siebie podobnie zagrożonych jak on. Warto pochylić się nad losem ludzi, którzy walcząc z komuną mieli w perspektywie tylko śmierć. Apatia, pijaństwo, beznadziejność życia, zacieśniająca się przed nimi pętla szubienicy. Jeśli „Olek” nie zginął podobnie jak Wojciech Lis, to tylko dzięki temu, że tępił w oddziale panujące pijaństwo, a jego przebiegłość, czujność i odwaga były fantastyczne. Kiedy spotykałem się z nim wymienialiśmy wzajemne informacje uzupełniając je o wiele  szczegółów.
Kiedy po rozwiązaniu AK przeszedł pod dowództwo WiN, nie poszedł z Hieronimem Dekutowskim ps. Zapora, aby przebijać się przez granicę i wydostać z oddziałem z kraju opanowanego przez komunistów. Wiedział, że to beznadziejne. Wspaniała kobieta Ewa Kurek wykonała ogromną pracę spisując relacje Zaporczyków w kilku tomach książek. Są to wstrząsające opowieści, a ona oskarżona przez rodzinę Siła-Nowickiego oskarżona procesie o ochronę dóbr osobistych została zniszczona finansowo. Natomiast jej książkę o Zaporczykach w 2004 roku ocenzurowane. Widziałem ją ostatnio w telewizji Trwam, a obecnie dowiaduję się, że zmarła 8 marca 2018. Roman Sojka - wnuk donoszącego do UB dziadka, na łamach gazety Korso podobnie straszył mnie, że zrobi ze mną to samo co zrobiono z Ewą Kurek. Mam wycinek z tej gazety.
Ocenzurowana książka Ewy Kurek pt. Zaporczycy
„Olek” kiedy dotrwał do 1956 roku i nie musiał się ukrywać, żył pod piętnem bandyty, pozbawiony praw, z wpisem do akt przez bezpiekę, że nie wolno mu wyjechać za granicę przed 1994 rokiem. Jakie to były kompromisy z socjalistyczną władzą? Doprowadzano społeczeństwo do takiego szczucia na niego, że w Przecławiu pluto na nauczycielkę, bo zaprosiła go na rocznicę Akcji Burza. Kiedy odznaczano go do stopnia pułkownika w 2007 roku, ludzie podburzani przez wrogów „Olka” wpadli do urzędu gminy robiąc awanturę, że go odznaczają. Jego syn Roman to wszystko wie, że nawet po śmierci „Olka” szkalowano go i nikt nie stanął w jego obronie. To nie prawda, że „żył jak umiał w tym PRL-u. On żył na marginesie społeczeństwa, które pozwoliło mu tylko na wegetację pod piętnem bandyty.
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 24 marca 2018                   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz