Polemika w
sprawie Olka Rusina
Pragnę
podziękować felietoniście panu Andrzejowi Talarkowi, że przynajmniej on odniósł
się w należyty sposób do tematu Żołnierza Wyklętego „Olka” Rusina, opierając
się na stronie „Mielecka Opozycja” Marka Podolskiego. Wszystko co jest na owej
stronie, rzetelnie zostało zapisane przez człowieka o wysokiej wartości,
którego znam i cenię. Marek Podolski, wszedłem z nim w kontakt, bo w genealogii
okazało się, że mamy wspólne korzenie. Jego uczynność jest tak wielka, że do obecnych
czasów przysyła mi rodzinne informacje.
Poniżej pragnę
odnieść się do stwierdzenia pana Talarka zarzucającemu „Olkowi” że „żył
jak umiał w tym PRL-u, jak widać idąc na różne kompromisy z socjalistyczną
rzeczywistością” Nie zgadam się z tym stwierdzeniem uważając powyższe słowa
za krzywdzące postać „Olka” Może sobie ktoś pomyśleć, że idealizuję jego postać
i stąd się to bierze. Natomiast ja
będący świadkiem wydarzeń odpieram zarzut. Jest błędem uważać, że „Olek”
szedł na kompromis wstępując do Milicji Obywatelskiej (MO) Znałem w Przecławiu
starszych moich kolegów będących w MO, którzy tam służyli, a działo się tak, bo
był taki nakaz rządu londyńskiego, aby
opanowywać władze terenowe w tym MO nie dopuszczając w ten sposób komunistów. „Olek”
i wielu z tych ludzi nie splamiło się współpracą. Pamiętam w Przecławiu, kiedy
na rabunek w 1945 roku przyszli krasnoarmiejcy z Tuszymy, to moi starsi koledzy
będący w AK, a później w MO rozbroili ich i przepędzili. W szczegółach mam w
Wspomnieniach zapisany nocny sowiecki atak na posterunek MO w Przecławiu i
nazwiska cudem uratowanych prowadzonych na śmierć. Kiedy wkraczała Armia
Czerwona wielu wydawało się, że idzie wybawienie. „Olek” dostał glejt od
sowieckiego dowódcy za uratowanie kilku czerwonoarmistów walczących w jego
oddziale, podobnie jak za baterię zdobytych niemieckich dział. Wiadomo jaki cel
miało idące za frontem NKWD. Terror, mordowanie, wywózka na Syberię, grabieże i
niszczenie opozycji było ich celem. Wielu ratując własne życie zdradziło swych
przyjaciół, obejmując stanowiska kontrolowane przez komunistów. „Olek” nie
wziął udziału w grabieży do której chciano go użyć w MO i stąd naraził się i
został przeznaczony do likwidacji, a powodów było więcej. Zwiał do lasu i
natychmiast przygarnął do siebie podobnie zagrożonych jak on. Warto pochylić
się nad losem ludzi, którzy walcząc z komuną mieli w perspektywie tylko śmierć.
Apatia, pijaństwo, beznadziejność życia, zacieśniająca się przed nimi pętla
szubienicy. Jeśli „Olek” nie zginął podobnie jak Wojciech Lis, to tylko dzięki
temu, że tępił w oddziale panujące pijaństwo, a jego przebiegłość, czujność i
odwaga były fantastyczne. Kiedy spotykałem się z nim wymienialiśmy wzajemne
informacje uzupełniając je o wiele
szczegółów.
Kiedy po
rozwiązaniu AK przeszedł pod dowództwo WiN, nie poszedł z Hieronimem
Dekutowskim ps. Zapora, aby przebijać się przez granicę i wydostać z oddziałem
z kraju opanowanego przez komunistów. Wiedział, że to beznadziejne. Wspaniała
kobieta Ewa Kurek wykonała ogromną pracę spisując relacje Zaporczyków w kilku
tomach książek. Są to wstrząsające opowieści, a ona oskarżona przez rodzinę Siła-Nowickiego
oskarżona procesie o ochronę dóbr osobistych została zniszczona finansowo. Natomiast
jej książkę o Zaporczykach w 2004 roku ocenzurowane. Widziałem ją ostatnio w
telewizji Trwam, a obecnie dowiaduję się, że zmarła 8 marca 2018. Roman Sojka - wnuk donoszącego do UB dziadka, na łamach gazety Korso podobnie straszył mnie, że zrobi ze mną to samo co zrobiono z Ewą Kurek. Mam wycinek z tej gazety.
Ocenzurowana książka Ewy Kurek pt. Zaporczycy |
„Olek” kiedy
dotrwał do 1956 roku i nie musiał się ukrywać, żył pod piętnem bandyty,
pozbawiony praw, z wpisem do akt przez bezpiekę, że nie wolno mu wyjechać za
granicę przed 1994 rokiem. Jakie to były kompromisy z socjalistyczną władzą?
Doprowadzano społeczeństwo do takiego szczucia na niego, że w Przecławiu pluto
na nauczycielkę, bo zaprosiła go na rocznicę Akcji Burza. Kiedy odznaczano go
do stopnia pułkownika w 2007 roku, ludzie podburzani przez wrogów „Olka” wpadli
do urzędu gminy robiąc awanturę, że go odznaczają. Jego syn Roman to wszystko
wie, że nawet po śmierci „Olka” szkalowano go i nikt nie stanął w jego obronie.
To nie prawda, że „żył jak umiał w tym
PRL-u. On żył na marginesie społeczeństwa, które pozwoliło mu tylko na
wegetację pod piętnem bandyty.
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 24 marca 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz