Rewolucja na
Zaciszu
Takiego
typu ogłoszenie na kartce papieru odnalazłem kilka dni temu w skrzynce
pocztowej. Pisano o nawiązywaniu więzi sąsiedzkiej mojego osiedla Zacisze we
Wrocławiu i łączeniu się w wzajemne struktury sąsiedzkie, dążące do udzielania
sobie pomocy, wymiany myśli i poznawania się. Podano adres ulicy Kochanowskiego
21 we Wrocławiu i datę spotkania. Ponieważ zawsze popieram tego typu inicjatywy
wszelkich opcji poszedłem na spotkanie pod wskazany adres. Zapoznałem się z grupą
młodych ludzi organizujących spotkanie, gdzie zostałem bardzo mile powitany
kompotem i miłymi słowami.
Spotkanie
odbyło się w starej nie remontowanej willi przy ulicy Kochanowskiego 21, gdzie
dodatkową atrakcją była piwnica, w której każdym kącie czuć było historię i
dawne czasy. Ponieważ także piwnica nie była nigdy remontowana, więc pokazano
mi w niemieckim języku wytłoczony w betonie podłogi napis prezentowany poniżej
na zdjęciu.
Napis sam w sobie mówi jacy ludzie mieszkali w tym domu, kiedy jeszcze Dolny Śląsk był w rękach
niemieckich.
Warto
sobie przypomnieć tamte z przed 77 lat czasy. Szedł mi wówczas 12-ty rok życia,
kiedy w 1939 roku podglądałem z za płotu myjących się przy studni niemieckich
żołdaków upojonych zwycięstwem nad Polską. Pamiętam leżących przy drodze
zastrzelonych Żydów przez żołdaków ćwiczących w strzelaniu oko z jadących
samochodów. Widziałem później holokaust, pożar rodzinnego domu, więzienie przez
4 miesiąca przez gestapo Ojca. W wieku 14 lat przeżywałem dwukrotne przymusowe
zabieranie mnie od rodziców na wyjazd do pracy dla Niemców. Udaną ucieczkę z
pociągu, krycie się po lasach przed łapankani. W wieku 16 lat widziałem
wylewający się z głowy Ojca mózg po zastrzeleniu przez Niemców. Znałem i
widziałem wiele okropności w jaki nieludzki sposób mordowano w pobliskim obozie
jeńców sowieckich, Żydów, Polaków i innych.
Kiedy
nastąpiło tzw. wyzwolenie i Armia Czerwona zatrzymała się na pół roku, a Niemcy
niszczyli Warszawę, żyłem z mamą w strefie przyfrontowej. Nie istniały żadne
prawa. Sowiecka NKWD wyciągała do woli ludzi z poprzedniego ruchu oporu wywożąc
ich na zesłanie do własnego kraju. Dotyczyło to także wychodzących po amnestii
z lasów żołnierzy Armii Krajowej. Działo się to wszystko w trudnym dla ludności
terenie, gdyż w pobliżu znajdował się cały kompleks niemieckich obiektów
wojskowych, w tym wyrzutnie rakiet V-1 i
V-2 w Bliźnie, obóz koncentracyjny, dwa
poligony wojskowe i zakłady lotnicze PZL w Mielcu. Niemcy ich bronili, a Armia
Czerwona potrzebowała je jak najszybciej zdobyć.
W
styczniu 1945 po odejściu Armii Czerwonej na zachód, dalej panowało bezprawie.
Istniało wiele band rabunkowych nie
mających nic wspólnego z ruchem oporu. Nie wiadomo było, kto, kogo i
kiedy obrabował i zamordował. Kiedy wyszkoleni w Związku radzieckim agenci NKWD
utworzyli w Polsce organy Bezpieczeństwa Publicznego, ludzie z utworzonych
mętów społecznych dokonywali na bezbronnej ludności dalszych przestępstw. Swoje
własne przestępstwa i band rabunkowych
zwalano na broniących się i walczących z komunistyczną tyranią. Po rozwiązaniu
Armii Krajowej ratujący się przed zagładą walczyli w organizacji WiN. Znałem wielu
z nich i wiem, że nigdy nie splamili się bandytyzmem i bratnią krwią. Jednak
tak jak Niemcy nazywali ich bandytami, tak później propaganda PRL nazywała ich
tak samo. Smutno jest powiedzieć, że niektórych kręgach po dziś dzień panuje
taka opinia.
Dzisiaj
po ¾ wieku od tamtych czasów, warto sobie odpowiedzieć na pytanie, czy
czułem się w takiej Polsce bezpiecznie? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć.
Powiem tak. Kiedy po skończeniu szkoły telekomunikacyjnej dostałem nakaz pracy,
czułem w tej pracy ogromne zagrożenie. Miałem dostęp do podsłuchu
zaszyfrowanych rozmów najważniejszych osób w PRL. Wykonywałem prace techniczne,
ale ciągle byłem śledziony i podejrzewany o podsłuch. Nie wiedziałem jak sobie
z tym poradzić. Czułem oddech śledzących mnie służb na każdym swoim kroku.
Nafaszerowany ideologią były momenty wątpliwości, czy to co słyszałem od
rodziców, w szkole przed wojną, oraz od wielu zaufanych osób jest prawdą.
Wydawało się, że zniszczenie świata kapitalistycznego i stworzenie nowego
społeczeństwa opartego na wzór Związku Radzieckiego jest dobrem samym w sobie.
Podawanie za wzór człowieka radzieckiego budującego nam w darze Pałac Kultury
był jednym z argumentów. Jednak fakt, że z butami wchodzono w życie człowieka, stres w pracy i z czasem przestałem się bać, spowodowały bez szkodliwe opuszczenie
nadanej nakazem pracy.
Czy
jednak czułem się bezpiecznie? Czułem nadal oddech śledzących mnie przed zdradą
tajemnic. Z czasem zmniejszało się zagrożenie, jednak ciągle istniało. Nawet w
czasie rozmów z przyjaciółmi mówiąc o polityce ściszano głos, zamykano okna,
udawano popieranie władzy, słuchano po kryjomu wolnych rozgłośni radiowych.
Kiedy
po latach zacząłem jeździć służbowo po wielu krajach świata, a szczególnie
przebywałem w Związku Radzieckim, zobaczyłem bez różowych okularów, jak wygląda
życie w kraju szczęśliwości sowieckiej. Stawiany nam wzorzec, radziecki
człowiek, chodził przeważnie brudny, pijany i patrzył gdzie udałoby mu się coś
ukraść. Prowadząc rozmowy z wielu Polakami, Rosjanami, Ukraińcami dowiadywałem
się prawdy. Polacy z różnych powodów nie wyjechali po wojnie do Polski, a
obecnie klamka zapadła i było to niemożliwe. Byłem niemal świadkiem niszczenia
czołgami cmentarza Orląt Lwowskich i wielu innych niegodziwości. Wielu
mieszkańców Lwowa uważało Polskę jako kraj marzeń z którego nigdy nie pozwolili
by się wyrwać, gdyby się w nim znaleźli. W latach Solidarności przygraniczni mieszkańcy
ZSRR budowali wysokie anteny, aby dowiadywać się co dzieje się w Polsce.
Zmuszono Polskę do obniżenia emisji stacji nadawczych. Za tygodnik
„Solidarność” przemycony do Lwowa płacono 30 rubli, co było wartością 1/3
średniej pensji. Znalazłem się w całej masie społecznej wstępującej do
Solidarności. Pozbyłem się balastu w postaci legitymacji partyjnej. Pamiętam
ogromny entuzjazm społeczny dla odbudowy zniszczonej Polski, który natychmiast
wyparował z ludzi po stanie wojennym.
Wreszcie
w 1989 roku doczekałem wolnej Polski. Zacząłem inaczej oddychać. Znikło
zagrożenie. Pomoc Zachodu, wstąpienie do NATO i UE spowodowały odrabianie
zaległości i wychodzenie z kryzysu. Otrzymaliśmy z Zachodu pomocną dłoń. Jednak
pomimo wejścia Polski na drogę rozwoju słyszę opinię, że idziemy w złym
kierunku.
Obecnie
młodym nie pamiętających moich czasów, łatwo wmówić że zasłużeni ludzie w
wyjściu z systemu totalitarnego byli zdrajcami, konfidentami i wrogami
Ojczyzny. Wielu ludzi zaczyna wierzyć, że Polska ma do spełnienia misję
nawrócenia UE z niewłaściwej drogi. Wybielanie Polaków i zwalanie wszelkiego
zła na Żydów, Niemców, Ukraińców, Rosjan, muzułmanów, uchodźców i nie wiadomo
kogo, powoduje narastanie nienawiści nie tylko narodowej, ale także tej
osobistej więzi sąsiedzkiej.
To
tylko obojętność Polaków do wydarzeń w własnym kraju spowodowała polityczną
zmianę rządzenia. Umacnia się nienawiść i wrogość. Niszczenie struktur
demokratycznych zastępując je politycznymi prowadzi do dyktatury systemu
autorytarnego. Powrócił „kult jednostki” tak mocno krytykowany po śmierci
Stalina. Warto przypomnieć, że to kulty Hitlera i Stalina były podstawą
totalitaryzmu, nienawiści i doprowadziły do II Wojny Światowej. Uważam, że
władza sterowana pod dyktando jednego człowieka nie będzie władzą
demokratycznego rządu. Kiedy usłyszałem hasło „Polska dla Polaków” coś we mnie
zadrżało, bo przypomniało mi się powiedziane przed wojną za tym słowa „zabij
Żyda”. Nienawiść, zemsta i dążenie do władzy absolutnej nie wróży nic dobrego.
Czyż
nie lepiej za słowami Chrystusa i
papieża Franciszka wyznawać słowa miłości, braterstwa i wybaczania.
Zamiast niechęci, a nawet nienawiści do narodów i sąsiadów nie lepiej jest
wybaczyć zło, wyciągnąć pomocną dłoń i jednoczyć się w wysiłku do wspólnego
dobra. Już przed wiekami wiedziano, że tylko w jedności jest siła, tak narodowa
jak sąsiedzka. Warto zrozumieć, że to nasi wrogowie chcąc nas zniszczyć
rozbijają jedność. Rozsiewając nienawiść pragną porozdzielać narody. Niszcząc
struktury demokratyczne i atomizując społeczeństwo mogą sprawować autorytarną
władzę, aż doprowadzą Kraj do przepaści. Ich portfele staną się pełne,
natomiast społeczeństwo doprowadzą na skraj nędzy.
Zwracam
się do sąsiadów, przyjaciół i otoczenia. Czyż nie lepiej jest porzucić
nienawiść niechęć i wrogość, wyciągnąć pomocną dłoń i jednoczyć się w pomocne
grupy? Na naszym osiedlu zarysowała się taka możliwość i ja z niej korzystam.
Dzięki niej poznaję dotychczas nieznanych ludzi z mojego osiedla. Słucham co
myślą, jakie mają potrzeby i problemy. Dzięki młodym ludziom dowiaduję się
wskazań naukowców. Rozmawiamy o problemach tych sąsiedzkich i z najwyższej
półki. Mogą się do woli wygadać na różne tematy, a pozostali słuchają. Jestem
przekonany, że tworzenie jedności osiedlowych w grupach przyniesie wymierne
korzyści i dlatego zachęcam do tworzenia podobnych grup, a ja korzystam z
okazji i chodzę na podobne spotkania. Dowiedziałem się z filmu co napisał w
książce Gene Sharp na temat jak wyzwolić się z pod dyktatury niedemokratycznej
władzy. Wczoraj przykładowo dowiedziałem się z krótkiego filmu, jak amerykański
naukowiec tłumaczy sposób prowadzenia konwersacji. Pani Nina Adelajda Olczak
ciekawie o tym opowiedziała, a mianowicie że to samo można powiedzieć i
usłyszeć w języku szakala i żyrafy. Myślę, że każdemu może się to w życiu
przydać.
Na
zakończenie chciałbym powiedzieć, że straciłem poczucie bezpieczeństwa
wskutek poczynań obecnej władzy. Nie
będę wymieniał szczegółów, bo wszyscy je znamy. Jednak pod wpływem osiedlowych
spotkań i rozmów z ludźmi jakoś lepiej się poczułem. Biegnie mi 89 rok życia i
zapewne nie doczekam negatywnych skutków działania obecnej władzy, ale
chciałbym, aby moje wnuki, a także wszyscy w kraju nie doznali takich nieszczęść jakie przeżywali ludzie mojego pokolenia.
Teofil
Lenartowicz
Wrocław,
dnia 24 lipca 2016