O potędze Internetu i okupacyjnej przeszłości
Wielu
z nas nie zdaje sobie sprawy jakiego ogromnego przewrotu w dziedzinie
komunikacji dokonał Internet. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu w wielu wioskach
oddalonych od większych skupisk ludzkich nie było ani jednego telefonu. W
miastach tylko nieliczni mieli telefony, a pozostali na poczcie godzinami czekali
na połączenie często bezskutecznie. Dzisiaj w dobie Internetu mogę rozmawiać z
każdym i każdym zakątku świata, nawet widząc rozmówcę. Mogę też kilku
kliknięciami w komputerze wysłać teks, który natychmiast obleci cały świat i
będzie dostępny wszystkim. Wielu przeważnie starszych osób nie docenia potęgi
Internetu, a ja doceniłem ją w pełni dopiero wówczas, kiedy na swoim blogu
wszedłem w statystykę. Ogarnęło mnie zdumienie, bo tylko w październiku
dokonano 1670 wejść w wielu krajach, nawet na krańcu świata, a miesiąc
październik jeszcze się nie skończył i owe liczby zapewne wzrosną.
Polska
|
1336
|
Rosja
|
82
|
Stany
Zjednoczone
|
81
|
Niemcy
|
61
|
Francja
|
36
|
Wielka
Brytania
|
25
|
Portugalia
|
18
|
Czechy
|
13
|
Jersey
|
10
|
Włochy
|
8
|
Zostałem kiedyś zapytany, czy
można żyć bez komputera i Internetu, potwierdziłem że można. Życie człowieka
nie zależy bowiem od narzędzi jakimi się posługuje, lecz od innych wartości.
Narzędzia jednak w tak ogromnym stopniu przyczyniają się do rozwoju cywilizacji, że człowiek bez nich
nie byłby tym czym jest. Tak jest z komputerem i Internetem. W dzisiejszym
świecie wielu młodych ludzi nie potrafiłoby funkcjonować bez takich narzędzi
jakimi są komputer i Internet.
Jeszcze
nie tak dawno, nie można było się przebić z publikacją do prasy, aby jakiś
temat ważny społecznie opublikować w prasie. Nie jest moim celem rozważanie co
decydowało, czy działała swoista cenzura, humor wydawcy, czy coś zupełnie
innego. Pragnę jedynie dowieść, jak wiele dzięki komputeryzacji i Internetowi
zmieniło się w zakresie dotarcia do najdalszych rzesz odbiorców.
Z
okazji dobroczynnego dzieła Internetu, pragnę dzisiaj przedstawić temat, który
nie dostał się na łamy prasy w mieleckim środowisku. Dotyczy on żołnierza
wyklętego Aleksandra Rusina ps. „Olek”. Osądźmy sami, czy był to warty
publikacji temat. Cytuję poniżej skrócony nieco temat.
Jeśli poruszamy sprawę bohaterów, to
chciałbym abyśmy się zastanowili, co takiego dzieje się w naszym
społeczeństwie, że nie potrafimy ich obronić przed szkalowaniem. Potrafimy
wręczać medale, odznaczenia, ale nie potrafimy stanąć w ich obronie, jeśli
obrażany jest ich honor. Może nie wszyscy wiedzą, że Rusin ps. „Olek” swą
17-letnią walką w konspiracji przysporzył sobie wielu wrogów. Są nimi ci którzy
donosili na niego do Niemców, a później przez wiele lat do UB, ci którzy na goły
tyłek dostali od niego za współpracę z UB, nawet ci którym uratował życie nie
wydając w ręce wydających na nich wyrok. Ludzie ci po prostu nie mogą mu
wybaczyć, że on przeżył i stał się żywym
świadectwem ich niechlubnych działań. To właśnie tacy ludzie i ich rodziny w
własnym środowisku rozpowszechniają oskarżycielskie plotki, że „Olek” prowadził
bandycką działalność. Chcą w ten sposób zatuszować niecne czyny swoich przodków.
Sprawa jest o tyle poważniejsza, że nie były to tylko plotki, ale wręcz
protestacyjna działalność w momencie, kiedy honorowano „Olka” za zasługi. Z
protestem przyszli ludzie za wychwalanie w przemówieniu zasług „Olka”.
Wytworzono w środowisku atmosferę wrogą „Olkowi”, aby nie dopuścić do jego
pośmiertnego uhonorowania na obelisku w Przecławiu. Władze urzędu gminy dla
świętego spokoju, aby uniknąć protestów, wolały umieścić na obelisku nic nie
mówiący anonimowy tekst, niż uhonorować „Olka”.
Zastanawiam się, czy
działalność tych ludzi nie doprowadza do tego, że ówcześni historycy, lub
pseudo historycy marginalizują działalność „Olka” do tego stopnia, że w nowo
wydanych publikacjach odnajduję jedynie śladowe wzmianki o „Olku”, a co
najbardziej oburza, to fakt robienia w tych publikacjach bohaterów właśnie z
osób, którzy na to nie zasługują. Czy mnie człowiekowi pamiętającemu tamte
czasy nie może się otwierać scyzoryk w kieszeni? Kiedy zaapelowałem do „Olka”
organizacji kombatanckiej, do Zarządu Głównego ŚZŻAK, Kapituły Orderu Virtuti
Militari i do posła, o wystąpienie na łamach prasy, w jego obronie, wszyscy
nabrali wody w usta. Prezes organizacji kombatanckiej ograniczył się do listu
do mnie, pozostali nie zajęli odpowiedniego stanowiska, aby zobligować podległe
im organizacje do zajęcia się sprawą. Usłyszałem jedynie pochwały pod swoim
adresem. Milczeniem skwitowali sprawę
historycy, władze samorządowe i
pozostałe mieleckie organizacje. Pod swoim adresem usłyszałem pogróżki, w
prasie ukazał się list wnuka donosiciela na ”Olka”, zarzucający mu bandytyzm, o
mnie rozpowszechniono opinię, że szkaluję Przecław, a z ust przedstawiciela
prasy usłyszałem niekorzystny dla siebie zarzut. „Olek” tak się
niesprawiedliwością przejął, że wkrótce po tym zmarł. Jeszcze przed samą
śmiercią rozmawiałem z nim. Był kompletnie załamany. Zadaję pytanie, czy tak
powinno zachować się społeczeństwo w stosunku do człowieka będącego bohaterem
tej Ziemi? Czy w obronie jego godności i honoru ma dbać jedynie jego rodzina?
Koniec cytatu.
Żyję
na tym świecie już 88 lat i pamiętam działalność „Olka”. Przypominam sobie jaka
ogarniała ludzi apatia na wiadomości o zwycięstwach Niemców i widoków
startujących rakiet V z Blizny. Świadczyły one o potędze Niemiec, co osłabiało
nadzieję na wyzwolenie. Ale przypominam sobie także, jak wracała w serca
nadzieja, gdy dowiadywaliśmy się o partyzanckich czynach oddziału „Olka”. Nie
były to początkowo duże sukcesy, jednak mówiły że są ludzie którzy walczą mimo
wszystko z Niemcami. Kiedy żołnierze „Olka” rozbroili niemieckiego żołnierza i
zabrali mu motocykl, cieszyliśmy się. Kiedy w mleczarni zniszczyli urządzenia
mleczarskie, to mogłem przez kilka dni napić się mleka, którego nie mieliśmy,
bo musieliśmy oddać na kontyngent Niemcom. Cieszyliśmy się, chociaż tych uciech
pod butem okupanta było tak niewiele. Trudy okupacyjnego życia potwierdza
zamieszczony dokument o karze jaką otrzymał mój ojciec za niedostarczanie
Niemcom mleka, którego nie mieliśmy, bo nasza krówka się nie doiła. Musieliśmy
kupować mleko u sąsiadów i oddawać.
Nie
mam zamiaru prowadzić polemiki, na temat wyważania zasług „Olka”, bo każdy może
mieć na sprawę bohaterstwa inny pogląd. Bohaterstwa nie da się zmierzyć, ani
zważyć, ono po prostu w człowieku jest. Moim zdaniem na Ziemi Mieleckiej „Olek”
Aleksander Rusin, obok innych bohaterów powinien być należycie upamiętniony. Uważam
tak dlatego, że znam jego zasługi nie tylko z historii, ale pamiętam je z
czasów i miejsca, kiedy się odbywały. Mogę do tego dodać, wiele spędzonego z
nim czasu na rozmowach, o wielu tematach. Nie będę tu wyjaśniał jego zasług,
chociaż nie wszystkim są znane, a do tego zeszło by sporo czasu, aby je opisać.
Jedną z cech określającą jego wielkość, jest to, że był prostym, uczciwym
człowiekiem, działającym niemal instynktownie w warunkach zagrożenia.
Pomimo
ubiegającego czasu, sprawa stosunku do „Olka” niewiele się zmieniła. W prawdzie
z okazji wydobycia dużej części rakiety V-2 w rejonie Blizny i dzięki jego
informacji przekazanej rodzinie znowu o nim usłyszeliśmy, ale na tym się
skończyło. Moim zdaniem tacy zasłużeni Żołnierze Wyklęci jak on i jego żona
Maria powinni mieć priorytet w upamiętnianiu ich zasług. Jeśli nie zdobyliśmy
się na odwagę walczyć o ich cześć przez 26 lat wolnej po transformacji
ustrojowej Polski, to przynajmniej obecnie zrekompensujmy owe zaniedbanie. W
dzisiejszej dobie, kiedy rozbudowujemy Polskę i powstają nowe obwodnice miast,
nowe ronda, ulice i wiele innych obiektów, nadajemy im nazwy tych bohaterów.
Apeluję
do samorządów, aby z tej okazji pamiętali o zasługach bohaterów Ziemi
Mieleckiej. Nadając ich imieniem nazwy
rond, ulic i obwodnic upamiętnimy ich czyny. Tacy ludzie jak „Olek”, jego żona
Maria, Władysław Jasiński ps. „Jędruś”, czy Wojciech Lis zasługują na to. Zasługują
na pamięć zamordowani za zdobywanie tajemnic rakiet V także Józef Bułaś, Józef
Świder i Józef Wałek.
Postarajmy
się także zdobyć na to, aby dawać właściwy odpór tendencjom godzącym w cześć
bohaterom ziemi, z której się wywodzą. Jednym z takich działań będzie upamiętnienie
ich nazwisk na rynku w Przecławiu. Na obronę ich czci argumentów nam nie
brakuje, więc zróbmy to. Nie zwlekajmy. Jesteśmy im to winni tym bardziej, że
za ich życia nie otrzymali należytego uznania.
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 23
październik 2015