Kilka dni temu zadzwonił do mnie
daleki krewny, niemal że kuzyn, z pretensjami o to że w jednym z postów na
swoim blogu napisałem o Mielcu cytuję: Nasuwa się pytanie, jak to się stało, że z
małego galicyjskiego dawniej miasteczka wyrosła ponad 60 tysięczna metropolia i
dalej się rozwija. Jakie były tego
przyczyny i początki? Co to byli za ludzie, którzy tego dzieła się
podjęli, tworząc zręby przemysłu lotniczego i nowoczesnego miasta. Dokonania
tamtych ludzi z przed 75 laty będą w naszych oczach jeszcze większe, jeśli
uświadomimy sobie z jakiego poziomu startowało społeczeństwo tamtych czasów.
Panowało zacofanie, ciemnota, analfabetyzm, bezrobocie i bieda. To jarzmo
zaborców wycisnęło i pozostawiło Polsce takie piętno, a w dawnej Galicji
wyciśnięte zostało najboleśniej. Patrząc przez ten pryzmat, tym bardziej widać
jakiego ogromnego dzieła dokonało społeczeństwo Mielca budując nowoczesny
przemysł i miasto. Koniec
cytatu. Rzeszowski krewniak bardzo się zdenerwował, zarzucając mi, że nie
prawdą jest, że w dawnej Galicji pod zaborem austriackim panowało zacofanie,
ciemnota, analfabetyzm, bezrobocie i bieda. Przytoczył przykład znanych
mieleckich ludzi, botanika Władysława Szafera i Kędziora wykształconych
Mielczan, a także miasta Lwów i Kraków będących ośrodkami kultury, a więc
uniwersytety i inne uczelnie w których kształcili się Polacy. Twierdził, że
biedę to dopiero on zna, bo kiedy stracił ojca to matka ciężko na niego i
pozostałe dzieci pracowała. Krzycząc nie dopuszczał mnie do głosu, denerwował
się i nie pozwalał sobie niczego wytłumaczyć. Twierdził, że takiego zacofania,
analfabetyzmu i biedy jaką wymieniłem pod zaborem austriackim nie było.
Drogi Kuzynie, mijasz
się z prawdą i to bardzo znacząco. Ty nie zdajesz sobie sprawy, jak ludzie żyli
w tamtych czasach. Galicja pod zaborem, to nie tylko Lwów, Kraków, czy takie
osobistości jak Szafer, Kędzior, czy inni wykształceni Mielczanie. Galicja pod
zaborem to kraina, gdzie ludzie w ogromnej większości żyli z rolnictwa. Zacząć
należy od tego, że gospodarstwa rolne były niesamowicie rozdrobnione. Maleńkie
poletka często bardzo odległe od siebie, z latami po dziedziczeniu coraz więcej
się rozdrabniały. W Małopolsce, którą znam, bo od 1938 roku mieszkałem z
rodzicami w małej mieścinie Przecław zaznałem takiego życia. Gospodarz na swej
ziemi nieco lepiej żył, jak miał hektar czy więcej. Miał konia, którym pracował
i kilka krów żyjących z jego ziemi. Miał dużą wielodzietną rodzinę służącą do
pracy na polu. Większość jednak miała tylko skrawek pola zwany stajonkiem i nie
miała konia, a najwyżej jedną krowinę nieco drobiu. Nie było rynku pracy na
większości terytorium. Większość mieszkańców wiosek i mniejszych miasteczek odległych
od kolei kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt kilometrów nie miała możliwości
pracy. Podobnie było ze szkołą. Na większości wiosek które znałem nie było
szkoły. Znam kilku kolegów, którzy chodzili do szkoły 6 km i więcej. Rodzice
często sami analfabeci nie posyłali dzieci do szkoły, bo potrzebni byli im do
pracy w polu. Wielu rodzicom wystarczało jak dziecko nauczyło się czytać i
pisać. Znałem te odległe od cywilizacji wioski, bo w latach 40-tych jako
listonosz odwiedzałem tamtejszych mieszkańców i wiem jak żyli. Było to jednak w
latach 40-tych XX wieku, lecz pod zaborem w XIX wieku było wiele gorzej.
Rodzice często analfabeci płodzili analfabetów, którzy potrzebni byli do pracy
w polu. Nie było obowiązku nauki w szkole podstawowej. Drogi krewniaku, gdybyś
zobaczył zapisy w księgach parafialnych XIX wieku zobaczysz podpisy krzyżami po
imionami dzieci. Twój pradziad wyraził zgodę na małżeństwo swojej małoletniej córki
z moim pradziadem podpisując się krzyżami. Ja mam na to dowód. Moja mama nie
chodziła nigdy do szkoły, bo będąc sierotą musiała pracować. Czytać nauczyła
się sama, kiedy była już dorosła. Pożywieniem tych ludzi było to co sami
wyprodukowali na swej ziemi często przymierając głodem. Na wielu wsiach jeszcze
w latach 40-tych XX wieku nie było światła, gazu, kanalizacji, szkoły, poczty,
telefonu, doktora, gazety, kościoła, cmentarza i sklepu. Ja znałem takie wioski
nieopodal Mielca. Lwów i Kraków to tylko niewielka część Galicji, bo większość
była taka jak opisałem. Nie zaprzeczam, że istniały w Galicji ośrodki kultury,
gdzie kształcili się i zdobywali wiedzę Polacy, jednak dotyczyło to
mniejszości. Powiedziałeś, że w swoim życiu zaznałeś biedę, bo wcześnie
straciłeś ojca i mama sama wychowywała trójkę dzieci. To nie była ta bieda,
którą ja widziałem. Twoja mama żyła w mieście, miała emeryturę po ojcu, ale
była bardzo zapobiegliwa i życiowo zaradna. Dorabiała handlem i z tego
wykształciła Ciebie i pozostałe dzieci. Znałem tą Twoją rzekomą biedę, bo znam
Cię od maleńkiego, kiedy mama nosiła Cię na rączkach i wiem jak żyłeś.
Nie obrażaj się
krewniaku za te słowa. Nie dopuściłeś mnie do głosu i stąd ta decyzja. Poza tym
uznałem, że podobnie może myśleć wiele innych młodych ludzi. Podumajmy nad
życiem tamtych ludzi, a dojdziemy do wniosku, że było ono nieporównywalnie
cięższe niż dzisiaj.
Teofil Lenartowicz
Wrocław dnia 28 lipca 2013