Listopadowe
wspomnienia
Listopad
jest miesiącem w którym odwiedzamy na cmentarzach swoich bliskich. Jest jednak
nie tylko miesiącem porządków na grobach, odwiedzin i modlitw w dniu Wszystkich
Świętych, ale przede wszystkim jest miesiącem wspomnień. To właśnie wówczas,
kiedy stojąc nad grobem zapalam znicz i wypowiadam słowa modlitwy, stają mi
przed oczami sylwetki zmarłych. Wspominam trudne życie rodziców i tych bliskich
do których sięgam pamięcią. Wspominam także tych, których udało mi się wydobyć
z ciemności zapomnienia. Są to dziadkowie i pradziadkowie oraz zstępni ich
rodzin poznanych z genealogicznych poszukiwań. Obecnie wydobyci z zapomnienia
trafili na kartki genealogicznych wspomnień ku czci następnych pokoleń. Co
zrobią następne pokolenia z tą pamięcią? Oto jest pytanie, które zadaję sobie
stojąc przed grobami bliskich. Często nie ma ich grobów, bo nie wiadomo gdzie
zginęli i jak oraz gdzie zostali pochowani. Są to mój stryj Władysław – nie
wrócił z I Wojny Światowej walcząc o wolną Polskę, stryj Henryk – żołnierz
Andersa zginął pochowany na cmentarzu Kanakin w Iraku. Nie wiadomo gdzie się
ich kości znajdują. Odwiedzając na cmentarzu bliskich staję pod cmentarnym
krzyżem i zapalam wśród innych znicz, odmawiam modlitwę i wspominamy ich. Zginął
także z rąk faszystowskich oprawców mój Ojciec Stanisław, ale przynajmniej jego
kości zostały należycie pochowane i mogę je odwiedzać. Dla mnie dzień
Wszystkich Świętych jest jednocześnie świętem wspomnień.
Tak
się u mnie składa, że mamy z żoną Lidką taką ilość grobów do obsłużenia i
odwiedzenia w dniu Wszystkich Świętych i tak nasze groby są odległe od siebie,
że nie jesteśmy w stanie odwiedzić ich w jednym dniu. Dodatkowo ruch
przedświąteczny tak utrudnia dojazdy, że zmuszeni jesteśmy do wyjeżdżania kilka
dni wcześniej, by z powrotem wrócić przed ruchem do domu, gdyż we Wrocławiu
żona ma na cmentarzach także sporo rodzinnych grobów. Wyjeżdżamy zazwyczaj rok
rocznie kilka dni przed dniem Wszystkich Świętych. Jedziemy ponad 400 km do
Mielca i Przecławia. Następnie do Częstochowy, gdzie żona ma mnóstwo rodzinnych
grobów i wracamy przed dniem Wszystkich Świętych do Wrocławia, gdzie już w dniu
zmarłych odwiedzamy groby bliskich żony. Na wszystkich grobach staramy się
robić porządki, stawiamy kwiaty, zapalamy znicze, odmawiamy modlitwy, no i
oczywiście wspominamy ich.
Kiedy
przykładowo idę przez cmentarz w rodzinnym Przecławiu, lub Mielcu, napotykam
niemal co krok nagrobek ze znajomym nazwiskiem. Przeszedłem przez życie na tym
padole już 88 lat i prawie wszyscy których znałem leżą sobie na tych cmentarzach.
Leżą koledzy, koleżanki, znani z pracy, bliżsi i dalsi sąsiedzi i znajomi. Leżą
także ci, którzy często dawali mi dobrze w skórę. Wszystkie te nazwiska
wzbudzają wspomnienia wywołując z pamięci
dobre, ale także często gorzkie, trudne przeżyte chwile. Tak jak
wszystko ma swój kres, tak i my do swego kresu dobijemy.
Teofil
Lenartowicz
Wrocław,
dnia 22 listopada 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz