Kochane zdrowie
Tak się składa że mając sporo lat na karku jestem starcem i mam ciągłe kontakty ze służbą zdrowia.
Dotyczy to nie tylko wizyt u lekarza rodzinnego, innych przychodniach i zażywaniu
dużej ilości leków, ale odnosi się to z coraz częstszymi pobytami w szpitalach.
Teofil Lenartowicz, czyli ja w wieku 9-ciu lat
Teofil Lenartowicz obecnie w wieku 96 lat
Nie będę wymieniał chorób, bo nie jest to nikomu potrzebne, tylko ogólnie pragnę się podzielić informacją jak czuje się pacjent, kiedy chorobą zostaje rzucony na szpitalne łóżko?
Jest to podstawowe pytanie, które odnosi się nie tylko do pacjenta, ale przede wszystkim do obsługującej pacjenta służby zdrowia. Jednocześnie chcę podzielić tym co ja odczuwam, kiedy znajduję się na kolejnym szpitalnym łóżku i jakie mam w tym zakresie doświadczenie.
Zdaję sobie doskonale sprawę, że są różni pacjenci o różnych charakterach i wychowaniu, podobnie jak różni są niosący pacjentom pomoc. Są to opiekunki, salowe, pielęgniarki i lekarze. To od nich zależy jak się czuje dany pacjent kiedy zmorzy go choroba. Dla obsługujących pacjent staje się bezwolnym przedmiotem, dla którego zgodnie z zaleceniem wykonują posługę. Mnogość obowiązków nie zezwala zawsze na ciepłe słowo, więc często słowo bywa gorzkie. Z przykładów pamiętam, jak kiedyś pielęgniarka wyszeptała mi do ucha wiele przykrych słów, tylko dlatego że o coś prosiłem. Kiedy leżałem po wszczepieniu endoprotezy kolana i nie mogłem w nocy się poruszyć, wezwana pielęgniarka rzuciła na mnie ręcznik i wyszła bez słowa. Byłem niesamowicie cierpiący trwając w bólu do rana. Często obsługujący szybko wybiegają z sali, aby nie zdążyć o coś poprosić. Pamiętam lekarza, który widząc na twarzy mój ból, pochylił się i dotknął mnie, a ja poczułem się lepiej.
Pacjenci również nie są aniołami. Nie stosują się do zaleceń, mając wyimaginowane roszczenia. Słyszałem pacjenta który zarzucał, że zarazili go w szpitalu na cukrzycę. Tak po jednej jak i po drugiej stronie bywają różni ludzie i różne bywają sytuacje.
Kiedy w czasie pandemii leżałem półtora doby na SOR-e, to wraz ze mną leżały na wózkach, obok ubikacji, 3 nieprzytomne stare osoby, którymi nikt się nie zajmował. Aż przykro było patrzeć na ten obrazek.
Kwestia zakończenia żywota na tym padole, to odrębny temat. W czasach które ja pamiętam ludzie umierali w domach wśród rodzin, podtrzymani za rękę w ostatnich chwilach. Mogli się z rodziną pożegnać, udzielić rad i przyjąć ostatnie namaszczenie. Obecnie chorego zabiera pogotowie więc jego ostatnie chwile pozbawione są rodzinnego pożegnalnego ciepła. Ostatnie chwile życia człowieka, to bardzo ważny element, niezależny czy jest się wierzącym czy nie. Niezrozumiałe dla mnie jest dlaczego często każe się umierającego na wieloletnie cierpienie, zamiast pomóc mu godnie odejść. Osobiście wolałbym znać godzinę swojego odejścia, posłuchać ulubionych melodii, pożegnać rodzinę z uśmiechem na ustach i pogodzony z Stwórcą zejść z tego świata odlatując do Aeroklubu Niebieskiego. Dlaczego często karze się człowieka niezwykle długim i przykrym cierpieniem?
Temat pragnę zakończyć lepszym akcentem, bo ostatnio, a było to kilkanaście dni temu wróciłem ze szpitala na Koszarowej, gdzie leżałem na IX Oddziale Wewnętrznym, z rozpoznaniem zapalenia płuc. Byłem pogodzony z losem i nie liczyłem na wiele, ale okazało się inaczej. Miano mnie po trzech dniach wypisać, jak było 2 miesiące wcześniej, ale jakoś na wizycie spojrzano na mnie lepszym okiem i zrobiono mi wiele znaczących badań, które znacznie rozjaśniły stan moich chorób. Oprócz krwi, którą dostałem otrzymałem dożylnie dawkę żelaza którego koszt wyniósł 2000 zł. Także lekarze, pielęgniarki, opiekunki i inni również odnosili się bez zarzutów, nawet powiedziawszy w przyjemny sposób. Znając złe przykłady z poprzednich szpitali starałem się z uśmiechem na ustach witać obsługujących i to procentowało. Muszę powiedzieć, że jedzenie także było smaczne i w dostatecznej ilości. Przyznam, że w domu jem o wiele mniej.
Nawiązując do narracji telewizyjnych, mógłbym powiedzieć, że to za premiera Tuska tak się poprawiło, ale było by to taką samą nieprawdą, jak i powiedzenie Kaczyńskiego, że Tusk jest niemieckim agentem. Chociaż minister zdrowia pani Leszczyna zapowiada poprawę w jej resorcie, to ja nie wierzę, aby się wiele poprawiło. Uważam jednak, a być może jest to przypadek, że na Oddziale IX szpitala na Koszarowej nastąpiło coś pozytywnego. Nie będę powyższego analizował, a jedynie złożę serdeczne podziękowanie lekarce prowadzącej Aleksandrze Hawro i lekarzowi Wojciechowi Pawlak, oraz wszystkim pozostałym z którymi przyszło mi się zetknąć.
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 17 marca 2024
Na konsylium przy chorym głowią się lekarze. Pacjent pyta: Co mi jest? Sekcja to wykaże!
OdpowiedzUsuńPanie Teofilu, mimo niegodziwości służb medycznych, z determinacją walczył Pan z bólem, wykazując wolę życia, dostrzegając jednak drobny odruch serca! Życzę Panu wiele jeszcze lat w dobrej kondycji z pełnym optymizmem w kontaktach z dobrymi ludźmi!
UsuńSerdeczne dzięki
UsuńPanie Teofilu, życzę jeszcze wielu lat w jak najlepszym zdrowiu i wielu ciekawych wpisów tutaj na blogu, bo świetnie się Pana czyta, pozdrawiam najserdeczniej
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękujemy, Panie Teofilu! W medycynie najważniejszy jest człowiek. Życzę zdrowia, samych dobrych doświadczeń z ochroną zdrowia, a najlepiej braku konieczności kontaktu z nią. Pozdrawiam, Aleksandra Hawro
OdpowiedzUsuńDzięki za kontakt i miłe słowa, natomiast ja jeszcze raz dziękuję Pani dr Aleksandro i dr Wojciechowi Pawlakowi oraz całemu personelowi Oddziału IX szpitala na Koszarowej
OdpowiedzUsuń