Spotkanie z
młodzieżą szkolną o lotnictwie
W
poprzednim temacie o historii, kiedy opowiadałem dzieciom o losach stryja i
latach okupacji niemieckiej w Polsce, wspomniałem dzieciom o swojej Kasi
zdobywającej niemiecki czołg, co spowodowało wybuch śmiechu na sali. Ponieważ w
poście jedynie nadmieniłem o tym, chciałbym więcej napisać o owym zdarzeniu.
|
Samochody pancerne, czołgi i z mechanizowany niemiecki sprzęt wojenny na rynku w Przecławiu. W tle niedokończona przed wojną budowa szkoły. Jednak naukę rozpoczęto w niej na parterze jeszcze przed wojną. W 1938 roku rozpocząłem w tej szkole naukę od 4-tej klasy. Natomiast 7-mą klasę ukończyłem w niej w 1942 roku. |
Wydarzyło
się to, kiedy na rynku małego miasteczka Przecław stacjonowały niemieckie
czołgi, wozy pancerne itd.
|
Niemieccy oficerowie austriackiego pochodzenia na dziedzińcu zamku Reyów w Przecławiu. Pamiętam jak z tego dziedzińca na cały Przecław ryczała zwycięskie marsze niemiecka orkiestra wojskowa po zdobyciu Warszawy. Działały te melodie bardzo przygnębiająco. |
|
Przed zajętym dla potrzeby niemieckich dowódców zamkiem Reyów w Przecławiu |
Niemcy przygotowywali się wówczas do uderzenia na Związek
Radziecki, swego ówczesnego przyjaciela z którym wspólnie podzielili się
Polską. Znaliśmy ich zamiary, bo niemieccy żołdacy wyraźnie o tym mówili.
Miałem wówczas 13 lat i nie chodziłem do szkoły, bo Niemcy pozajmowali na swój użytek
szkołę i wiele innych budynków. Czasy były ciężkie, bo nie mieliśmy co jeść,
nie było pieniędzy i brakowało na wszystko. Jedynie mały kawałek ziemi pozwalał
nam przetrwać bez ojca, który na wiele miesięcy zamknięty był na Gestapo.
Miałem
wówczas ptaka – kawkę, którą dawniej w podarunku przyniósł mi skądś ojciec.
Była oswojona do ludzi przebywając nawet w mieszkaniu. Latała bardzo nisko, a
ojciec mówił że dlatego iż miała podcięte skrzydła. Była jedyną moją radością i
przyjaciółką nazywaną Kasią. Przywykła tak do tego imienia, że reagując na mój
głos przylatywała nawet z dużej odległości siadając mi zawsze na lewym
ramieniu. Uwielbiała wszystko co się świeci, natychmiast to dziobała i
porywała. Kiedy siedząc na moim ramieniu otwierałem usta, to ona niesamowicie
zawzięcie dziobała moje zęby. Musiałem bardzo uważać żeby nie dziobnęła mnie w
oko, bo także te błyszczały pobudzając jej wyobraźnię. Latała przeważnie w
pobliżu domu unikając dzikich kawek, bo te nie wiadomo z jakiej przyczyny
atakowały ją i biły. Jeśli odlatywała od domu, to tylko w moim towarzystwie.
W
tym trudnym okresie była w domu maszynka do napychania tytoniem tutek papierosowych.
Wkładało się do niej tytoń, wsuwało w tutkę, wyciskało tytoń i papieros był
gotowy. Chętnych do wymiany papierów za jajka, mleko i inne artykuły było tak
wielu, że tylko brak tytoniu hamował ów proceder. Skorzystałem wówczas z
pomysłu zbierania papierosowych niedopałków zwanych petami. Nie było innego
sposobu jak tylko zbieranie ich od Niemców. Chodziłem więc wśród nich, pomiędzy
ich pojazdami, czołgami oraz innym sprzętem zbierając porzucone pety. Miłość z
Kasią była obopólna, czuła się bezpiecznie w moim towarzystwie. Zawsze tylko ze
mną kręciła się wśród Niemców. Unikała jednak z nimi bliższych kontaktów
reagując jedynie na mój głos.
Był
ciepły majowy dzień, kiedy zawołałem Kasię i poszliśmy zbierać pety. Żołdacy
krzątali się porozbierani wśród swego sprzętu i nie robili nam krzywdy. W
pewnym momencie zauważyłem, że Kasia poderwała się i z trudem wzlatuje
trzymając coś w dzióbie. Ona z trudem latała, a to co miała w dzióbie było dość
ciężkie. Uleciała zaledwie kilka metrów jak siedzący bez koszuli szwab poderwał
się i z krzykiem pobiegł za Kasią. Kasi ciężko się leciało, ale dopiero po
około 200 metrach upuściła zdobycz. Szwab podniósł to i zadowolony wrócił do
swoich. Nie muszę ukrywać, że nie wiedziałem o co chodzi, biegłem za nimi i
dopiero po upuszczeniu przez Kasię zdobyczy zobaczyłem, że były to kluczyki.
Miał szwab szczęście, że Kasia nie mogła z ciężarem lecieć ponad płoty. Gdyby
udało się Kasi dolecieć do domu, wówczas zdobyła by niemiecki czołg, który za
kilka dni nie mógłby wyruszyć z Niemcami na podbój Związku Radzieckiego. Tak
przedstawiała się walka mojej kochanej Kasi z hitlerowskim najeźdźcą.
Po tej zabawnej opowieści dzieci ryknęły
śmiechem. Cała sala zadrżała, a ja na zakończenie dodałem, że kilka miesięcy
później moja Kasia zginęła w pożarze domu. Pożar był kolejną tragedią, po
której wydarzyły się następne i jeszcze gorsze.
Powyższą
kwestię z Kasią potraktujmy jako dopełnienie poprzedniego tematu o wojnie i
zesłańczych losach mojego stryja. Natomiast w następnym temacie wygłoszonym 7
marca opowiedziałem o historii powstania przemysłu lotniczego.
Do
spotkania ze mną zaproszono we Wrocławiu w szkole numer 26 kilka klas, a
mianowicie klasy IV, V i VI. Ciężko mówić dzieciom o trudnych sprawach lotnictwa, jednak istnieją sposoby,
które mogą zainteresować. Ponieważ swoją opowieść oparłem na mojej książce „100
lat przygody Mielca z lotnictwem”, więc opowiedziałem dzieciom o Braciach
Działowskich, którzy własnej konstrukcji samolotami, osobiście zbudowanymi,
zdobywali najwyższe nagrody, czym tak rozsławili własne 4-ro tysięczne
miasteczko Mielec, że mieszkańcy zbudowali tam własne lotnisko, a
dalekowzroczne polskie władze usytuowały tam krajowy przemysł lotniczy zwany
Centralnym Okręgiem Przemysłowym COP.
|
Podczas prezentacji opowieści o historii lotnictwa w Mielcu, obok siedząca żona Lidia Lenartowicz |
|
Na wyświetlaczu obecnie produkowany w Mielcu śmigłowiec Black Hawk |
|
Obok mnie dwójka wspaniałych uczniów szkoły 26 we Wrocławiu |
Opowiedziałem
dzieciom o pasji jaką miał młody 14-letni chłopiec Stanisław Działowski, kiedy
100 lat temu zobaczył lotniczy balon wypuszczony przez austro węgierskich
żołnierzy w celu obserwacji działań wroga podczas I Wojny Światowej.
Został
tym obiektem tak zafascynowany, że porzucił rodzinę i udał się za żołnierzami z
balonem. Dotarł aż do Wiednia, gdzie zapłakanego wprost z ulicy przygarnęła
pewna rodzina. Spełniła chłopca marzenia i umieściła go w szkole mechaników
lotniczych, skąd po zakończonej wojnie w 1918 roku powrócił do rodzinnego
Mielca. Jego ojciec, wielkopolski powstaniec zmarł dokładnie 11 listopada 1918
roku w dniu powrotu Stanisława i w dniu
kiedy Polska odzyskała niepodległość. Następnie młody Działowski wstąpił
do Polskiego Wojska, gdzie w Bydgoszczy służąc w lotnictwie wykorzystywał
zdobyte w szkole umiejętności. Wpajał w życie swoją pasję budując lotnicze konstrukcje.
Do pomocy ściągnął swego brata Mieczysława służącego także w wojsku i wspólnie
budowali lotnicze obiekty. Zbudowali motocykl, a następnie szybowiec, który
okazał się rewelacją zdobywając nagrodę i dyplom wyróżnienia. Przeniesieni do
2-go Pułku Lotniczego w Krakowie dalej konstruowali i budowali samoloty.
Zdobyli licencje pilotów, a ich 3 skonstruowane i zbudowane samoloty o nazwach
DKD zdobyły na konkursie awionetek lotniczych pierwsze, trzecie i piąte
miejsce. Zbudowali około 10-ciu samolotów DKD własnej konstrukcji i oblatali, a
tylko niesprzyjające okoliczności sprawiły, że jeden z nich nie wszedł do
produkcji seryjnej.
|
Na wyświetlaczu Stanisław Działowski podczas swej służby w Polskim Wojsku |
|
Dwaj Bracia Działowscy |
|
Na wyświetlaczu szybowiec konstrukcji Działowskich |
|
Jeden z samolotów DKD konstrukcji Braci Działowskich na wystawie w Poznaniu |
Często
przylatywali do swego rodzinnego miasta Mielca, a Mielczanie zafascynowani ich
sukcesami budowali własne lotnisko. Na uruchomionym przy wydatnej pomocy
Działowskich lotnisku organizowano zawody lotnicze i pokazy, w których
Działowscy brali udział.
|
Na Wyświetlaczu budowa lotniska turystycznego w Mielcu powstałego przy wydatnej pomocy Braci Działowskich i społeczeństwa Mielca |
Przylatywały do Mielca samoloty, a miasto wydało
bankiet na cześć Działowskich. Sukcesy Działowskich stały się znane w kraju. Można
śmiało powiedzieć, że ich sukcesy wraz z rozbudzoną w Mielczanach świadomością
lotniczą stały się języczkiem u wagi, kiedy decydowano o lokalizacji COP i
usytuowaniu fabryki samolotów w Mielcu. Tak też się stało i wkrótce w
powstałych w Mielcu Polskich Zakładach Lotniczych (PZL) zaczęto budować rodzimej
konstrukcji samoloty. Jeszcze przed II Wojną Światową zbudowano tam kilkanaście
samolotów PZL 37 Łoś.
|
Na wyświetlaczu widoczni z lewej Stanisław, a z prawej Mieczysław Działowski podczas służby wojskowej w II Pułku Lotniczym w Krakowie |
Po wybuchu wojny Stanisław Działowski przedostał się z
wojskiem do Anglii, gdzie walcząc z Niemcami został zestrzelony i po dłuższym
leczeniu zmarł zostając pochowany na jednym z angielskich cmentarzy.
|
Pokazałem na mapie zaznaczony punkt, gdzie leży Mielec |
Pani Iwona Kowalik
operowała laptopem wyświetlając wykonaną przez nią prezentację na wyświetlaczu.
Robiła zdjęcia przedstawione tutaj. Na szkolnej stronie zamieściła tekst o
spotkaniu i film, z czym można się zapoznać klikając : LINK Należy się
jednak wyjaśnienie do tekstu Pani Kowalik. Nie dane było mi być pilotem. Jeśli
latałem będąc w wielu krajach, to tylko jako mechanik.
Po
opowiadaniu o Działowskich pokazałem zdjęcia samolotów produkowanych w Mielcu
oraz zdjęcia dotyczące Działowskich i ich samolotów.
|
Na wyświetlaczu jeden z pierwszych samolotów odrzutowych Lim produkowanych w Mielcu na Radzieckiej licencji |
|
Na wyświetlaczu samolot AN-2 mogący startować i lądować na wodzie produkowany po wojnie w Mielcu. |
|
Samolot An-2 do celów rolniczych i agrolotniczych produkowany w dużych ilościach w Mielcu do Związku Radzieckiego |
|
Na wyświetlaczu samolot odrzutowy myśliwski polskiej konstrukcji produkowany w Mielcu dla potrzeb Polskiego Wojska od lat 60-tych i używanych przez wojsko do obecnej chwili |
|
Na wyświetlaczu obecnie produkowany w Mielcu śmigłowiec Black Hawk. Produkuje go amerykański koncern Sikorsky przejęty obecnie przez koncern Locked Martin |
Opowiedziałem o swojej
pracy w Mielcu i zagranicznych podróżach tam, gdzie znajdowały się nasze
samoloty. Powiedziałem także w kilku słowach o agrolotnictwie. Oprócz dzieci słuchało
kilka nauczycielek.
Na
zakończenie odpowiedziałem na kilka pytań, co świadczyło o zainteresowaniu.
Były podziękowania, pochwały, a jeden z uczniów wręczył mi w prezencie bombonierkę.
Czas
pokaże na ile udało mi się zainteresować lotnictwem młodych obywateli przyszłej
Polski.
Chętnych
poznania historii przemysłu lotniczego informuję, że książkę pt. „100 lat
przygody Mielca z lotnictwem” można nabyć w księgarni Dębickich w Mielcu oraz
osobiście u mnie. Dotyczy to także drugiej mojej książki pt. „Notatnik
syberyjskiego zesłańca” na której oparłem poprzednie wystąpienie w szkole.
Opisałem w niej tragiczny los stryja, który z zesłania dotarł do Armii Andersa
i zginął.
Należy
także wspomnieć, że przed feriami zimowymi, podobne spotkanie jak moje, miał dr
Stanisław Maksymowicz – były wychowawca młodzieży na AWF i pilot. Pokazał
dzieciom strój pilota i spadochron, czym bardzo zainteresował uczniów. Czeka
jeszcze uczniów spotkanie z Stanisławem Błasiakiem – twórcą klubu lotników
Loteczka. On zapewne więcej niż ja uczniom opowie. Latał jako pilot zawodowo w
PLL LOT i posiada ogromne doświadczenie lotnicze, a jeszcze większe jeśli idzie
o lotniczą historię.
|
Moja żona Lidia przed budynkiem szkoły 26 we Wrocławiu |
Pozostaję
z ogromnym szacunkiem dla wszystkich czytających ów tekst. Przepraszam jeśli
uznacie zbyt długą moją opowieść.
Teofil
Lenartowicz
Wrocław,
dnia 12 marca 2017
Teofil, gratulacje - robisz świetną robotę.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia również dla małżonki.
JM.
Twoja aktywność Teofilu budzi uznanie i zazdrość ;-)
OdpowiedzUsuńSzkołę 26 znam, bo byłem tam z moją geneal-prezentacją...
i nie tylko.
Sprawozdanie ciekawe i coraz dłuższe.
Gratuluję pomocnika. Lidziu pięknie wspierasz Teofila.
Pozdrawiam imieninowo. G.
Bardzo ciekawie opowiadasz. Jestem dla Was pełna podziwu - jak zawsze, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń