Spór po
usunięciu pomnika z przed budynku starostwa powiatowego.
Pragnę
odnieść się do dyskusji na temat usunięcia pomnika żołnierza radzieckiego z
przed budynku starostwa w Mielcu. Proszę nie brać mi za złe, że włączam się do
dyskusji o mieleckich sprawach nie mieszkając w Mielcu od 30 lat. Mam jednak
nadzieję, że niektórzy wysłuchają co mam do
powiedzenia, gdyż Mielec stał się na zawsze moją Małą Ojczyzną i nikt
nie ma prawa odebrać mi tej wartości. Zabieram głos tym bardziej dlatego, że
najdłuższa część mojego życia odbyła się właśnie na Ziemi Mieleckiej, a więc
wówczas kiedy pomnik postawiono przed
budynkiem PZPR.
Istniejący
spór, czy Armia Czerwona wyzwoliła Polskę, czy też nie wyzwoliła, uważam za
całkowicie bezprzedmiotowy, gdyż jednoznacznej oceny dokonała historia.
Historia jednoznacznie oceniła, że tzw. wyzwolenie Polski było jedynie zamianą
jednego totalitaryzmu przez drugi, a podważanie tego faktu i toczący się spór
na ten temat nie mają najmniejszego sensu. Możemy jedynie rozważać, czy pomnik
powinien dalej tam stać, czy stało się dobrze, że go usunięto.
Jestem
wiekowo osobą znającą ocenę nie tylko z historii, ale też znam z autopsji wkroczenie Armii Czerwonej na Ziemię
Mielecką. Armia Czerwona była takim samym narzędziem systemu totalitarnego za
którym szły hordy NKWD, podobnie jak za Wermachtem szło SS i Gestapo. Od
takowej oceny oddzieliłbym żołnierzy obu armii, gdyż tą należy traktować
inaczej. Słyszałem w swoim życiu oceny, że Wermacht nie popełniał zbrodni.
Jeszcze więcej nasłuchałem się, że Armia Czerwona nie popełniała zbrodni. Ja
mam jednak swoją własną ocenę. Inaczej oceniam i traktuję żołnierza
radzieckiego, którego uśmiechniętego zobaczyłem pierwszy raz podczas
wyzwolenia, a inaczej traktuję i oceniam Armię Czerwoną.
Obecnie
wielu kojarzy się pomnik żołnierza trzymającego dziecko na rękach z obrazem
pozytywnym. Jednak wielu, podobnie jak i mnie, kojarzy się ten sam pomnik z
Armią Czerwoną – obrazem negatywnym, narzędziem systemu totalitarnego.
Zadaję
sobie pytanie. Czy mnie przeszkadzał pomnik żołnierza radzieckiego w Mielcu?
Nie, nie przeszkadzał mi. Niechby tam do woli sobie stał jeśli taka jest wola
ludzi. Jednak na zapytanie, czy wolałbym na tym miejscu widzieć coś innego?
Odpowiedziałbym twierdząco. Myślę, że władze samorządowe Mielca wiedzą, lecz
nie zdradzają jeszcze propozycji pomnika na tym miejscu, ale spodziewam się, że
to wkrótce nastąpi. Nie chciałbym tylko, aby to był pomnik sygnalizujący odwrót
od systemu demokratycznego.
Co
ja były Mielczanin znający nieco historię Ziemi Mieleckiej mógłbym odpowiedzieć
na zadane pytanie, co tam powinno stanąć? Odpowiedziałbym.
Na
tym miejscu gdzie stał symbol Armii Czerwonej powinien stanąć Pomnik Zwycięstwa
Demokracji nad Systemami Totalitarnymi. Szczególnie z systemem totalitarnym,
który niszczył przez pół wieku naszą godność narodową. Na pomniku powinni zostać
upamiętnieni tacy Żołnierze Wyklęci jak Władysław Jasiński ps. Jędruś, Wojciech
Lis, Aleksander Rusin ps. Olek i Rusal. Powinno być wspomnienie zdobywających w
Bliźnie tajemnic rakiet V i tych którzy przy tym zginęli.
Właśnie
w Mielcu, na Ziemi Mieleckiej powinien stanąć taki pomnik, albowiem nic się tam
nie robi, aby zmazać hańbę jaką rzucono na Żołnierzy Wyklętych. Właśnie to
miejsce po pomniku i gdzie stoi była siedziba komitetu powiatowego PZPR
doskonale się do tego nadaje.
Pan
Kłaczyński w TV Rzeszów stając w obronie pomnika wspomniał, że żołnierz AK
zachęcał do powitania wkraczających do Mielca żołnierzy radzieckich. Oczywiście
tak mogło być, ale gdyby tego żołnierza AK, kilka miesięcy później, zapytano co
się z nim stało, to odpowiedź byłaby inna. Byłby już na zesłaniu w Związku
Radzieckim, został zamordowany, lub tak jak wielu chroniąc się poszedł do lasu.
Posłużmy się przykładem Aleksandra Rusina ps. „Olek”. W jego oddziale AK
walczyło 5-ciu żołnierzy radzieckich i on wspominał, że to byli dzielni
żołnierze. Później Olka ostrzegł jakiś przesłuchujący go, pochodzący ze Lwowa
sowiecki oficer. Powiedział mu, że choć jest komunistą, to ma serce Polaka i
jak za chwilę przesłuchujący NKWD-zista zapyta go o przynależność do AK, to
niech potwierdzi i powie, że należał przed wojną do Akcji Katolickiej. Olek
obronił się w ten sposób. Olek był człowiekiem dzielnym, dobrze wyszkolonym
żołnierzem, patriotą i uczciwym człowiekiem. Jego uczciwość odezwała się, kiedy
w początkowym okresie był w Mielcu w Milicji Obywatelskiej. Olek wspominał jak
przyszedł na MO w Mielcu sowiecki komisarz i zwrócił się, aby mu załatwili
jakiś ładny kostium dla żony. Olek w naiwności swojej zapytał, czy on chce,
abyśmy mu kupili kostium dla jego żony? Ty głupi brzmiała odpowiedź – on chce
abyśmy zarekwirowali gdzieś kostium i mu dali. Olek odpowiedział, my polskiej
kobiecie nie zabierzemy, żeby dać rosyjskiej. U tych czerwonoarmistów była taka
mentalność. Oni tak rozumowali i to było u nich normalne. Innym razem kiedy
stał już w dole do rozstrzelania uniknął śmierci. Kiedy dostał wezwanie do
komendy NKWD w Przecławiu i przesłuchującemu NKWD-ziście wydawało się, że
rozbroił go z posiadanej broni, Olek wyrżnął go w gębę, obalił stojącego
strażnika i zwiał kryjąc się na ambonie w kościele przed pościgiem NKWD. Znowu
mu się udało. Olek aby przetrwać zmuszony był pójść do lasu, bo inaczej by
zginął. Jednocześnie w jego oddziale odnajdywali schronienie podobni jak on.
Zgłosiła się do oddziału Olka łączniczka z oddziału partyzanckiego Wojciecha
Lisa, po jego zamordowaniu przez UB. Nie było wyjścia, Olek przyjął ją do siebie,
później po kryjomu w nocy wziął z nią ślub w Rzochowie. Nazywała się Maria
Kuśnierz. Ona też Żołnierz Wyklęty ratowała Olka z wielu opresji. Olek
wspominał, że przeżył jedynie dzięki okolicznej ludności i własnej żonie, a ja
dodam, że także dzięki sprytowi, przezorności i znajomości kryjówek okolicznych
lasów. Czyhano na niego, UB spaliło mu rodzinny dom i tłukło jego żonę chcąc ją
zmusić do wydania męża. Zastawiano na niego wiele pułapek, aby go schwytać.
Kiedy korzystał z kolejnych amnestii i zgłaszał się, dalej był zagrożony.
Wyjechał aby się ukryć na Ziemie Odzyskane, ale i tam go znaleźli. Umknął im z
rąk wracając z powrotem do rodzinnej wioski Dobrynin pod Mielec i dalej się
ukrywał. Dopiero w 1956 roku, kiedy zaszły polityczne zmiany Olek wyszedł z
ukrycia. Nie znaczy to, że miał już łatwe życie. Władza systemu totalitarnego
była pamiętliwa. Oznaczyła go nie tylko mianem bandyty, ale na każdym kroku
przez podstawionych donosicieli utrudniała mu życie. Przykładów gnębienia Olka
jest bardzo wiele. Podam tylko jeden z nich, a był to wpis w akta, który
zabraniał Olkowi wydania paszportu do lat 1990. Gdyby Olka udało się wcześniej
zlikwidować, to może zaprzestano by
oszczerstw i nawet uznano by jego zasługi. Jednak Olek żył, więc należało go
dalej zwalczać. Znałem Olka i jego działalność z okresu lat 1939 do jego
śmierci. Wiadomo mi, że nigdy nie splamił się krwią bratobójczą, jak czynili to
walcząc z narzucaną władzą Zaporczycy Hieronima Dekutowskiego, czy oddział
Wojciecha Lisa. Oprócz walki z Niemcami Olek dawał tęgie baty ubowcom
puszczając ich w gaciach żywo. Ale było też tak, że kiedy Zaporczycy wydali
wyrok śmierci na komunistę Alojzego Popiela z Przecławia, wyrządzającego tam
wiele zła, to Olek nie wskazując go wykonawcom wyroku, uratował mu życie. Olek
wspominał, że nawet kiedy leżał w szpitalu w 1981 roku przed stanem wojennym,
to nieznana kobieta z komitetu powiatowego PZPR ostrzegła go przed
niebezpieczeństwem i Olek zwiał ze szpitala nie pozwalając się internować. Tak
to trwało. Kiedy po transformacji ustrojowej 1989 roku zaczęto uznawać zasługi
Olka i władze wojskowe odznaczyły go do stopnia pułkownika, to istniały
społeczne protesty, że odznaczają bandytę. Olek niedługo później zmarł ze zgryzoty
i niewdzięczności ludzkiej, a było to nie tak dawno, bo 2008 roku. Był okres
kiedy Olek na podstawie fałszywych oskarżeń był wydalony z Światowego Związku
Żołnierzy Armii Krajowej.
Zadaję
po raz kolejny pytanie, dlaczego nic nie zrobiono, aby zmyć z Olka obrzydliwe
oskarżenia, które trwają do dziś i tylko jego rodzina walczy o jego cześć? Czy
społeczeństwo dla którego on tyle zrobił, żebyśmy byli wolni nie ma obowiązku
walczyć o jego cześć? Znam wiele przykładów rozsiewania o Olku fałszywych
oskarżeń, a także unikania obrony jego czci przez osoby i instytucje, które
powinny to robić. Przykłady mogę zainteresowanym ujawnić. Potrafiono jedynie
korzystać z jego usług występowania na uroczystościach państwowych, ale
wspominać o jego zasługach usta się już nie otwierały.
Strona
rosyjska protestuje po usunięciu
pomnika, ale czy nie pamięta, że pod osłoną Armii Czerwonej szły oddziały NKWD,
które bez pardonu likwidowały nawet tych żołnierzy AK, którzy wychodząc z
ukrycia oddawali broń. Często tak myślę, że gdyby Olek działał na innym
terenie, to społeczeństwo należnie uhonorowało by jego zasługi i stanęło by w
obronie jego czci.
Proponowałem
kiedyś, aby na obelisku w Przecławiu upamiętnić Olka, jego partyzancki oddział
AK i tych którzy zdobywając tajemnice rakiet V zginęli w Bliźnie. Niestety, nic
z tego nie wyszło, bo bano się protestów osób nazywających Olka bandytą. Przypominam
sobie pewne wydarzenie, kiedy byłem na spotkaniu w Przecławiu z udziałem
wówczas wójta. Powiedział on, że w planie po remoncie rynku na obelisku
znajdzie się napis upamiętniający wyzwolicieli Przecławia. Zapytałem wówczas,
czy ma na myśli Armię Czerwoną? Usłyszałem enigmatyczną odpowiedź, że
wyzwoliciele mogą być różni. Informację o wyzwolicielach przeczytałem też w
tygodniku Korso. Na szczęście zreflektowano się i do upamiętnienia wyzwolicieli,
a wiadomo Armii Czerwonej, w Przecławiu nie doszło.
Niech
sprawa pomnika w Mielcu i to co powyżej napisałem stanie się testem, czy Społeczeństwo
Ziemi Mieleckiej, Władze Samorządowe i odpowiednie organizacje zdolne są do
tego, aby uporać się z niewdzięcznością i należycie upamiętnić tych, dzięki
którym staliśmy się wolni.
Teofil
Lenartowicz
Wrocław,
dnia 12 grudnia 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz