sobota, 25 sierpnia 2012

Klęska urodzaju jabłek


Widząc takie ogromny urodzaj jabłek w tym roku, oraz ich marnotrawstwo przypomniały mi się wydarzenia z lat młodości, kiedy z chłopakami w Przecławiu chodziliśmy do sadu księdza proboszcza Zająca, kradnąc po prostu jego owoce. Przeskakiwaliśmy płot, wskakiwaliśmy na jabłonie, by następnie szybko za koszulę naładować sobie pełno jabłek, wrócić z łupem i zajadać się owocami. Były to powojenne lata 40-te, kiedy w domach nie przewalało się z wyżywieniem i dla wielu z moich kolegów owoce zerwane u księdza były sposobem spędzenia głodu. Kiedy obecnie widzę marniejące pod drzewami w ogrodach jabłka i słyszę narzekania jak to obecnie jest w Polsce źle przypominają mi się właśnie tamte młodzieńcze lata. Przypomina mi się również inne związane z jabłkami wydarzenie. Było lato 1946 roku w Przecławiu, gdzie w sadach kradli jabłka żołnierze Sowieccy. Przyjeżdżali z Tuszymi, gdzie stacjonowali, aby uzupełnić swoje żywnościowe niedobory. Ponieważ najwięcej sadów w tamtym czasie było na Woli (dawna nazwa ulicy), a kradzieże były wyniszczające sady, więc zaczęto działać, aby przeciwstawić się kradzieżom. Milicjantami w Przecławiu byli przecławscy chłopcy nieco starsi ode mnie, a posterunek Milicji Obywatelskiej znajdował się w rynku. Rozdali starszym chłopakom broń i wspólnie rozbroili kradnących Rosjan i kilku z nich zamknęli na posterunku zawiadamiając komendanturę sowiecką w Mielcu o zdarzeniu. Reakcja była taka, że oddział Sowietów nocą zaatakował posterunek MO, odbił aresztowanych żołnierzy zabierając ze sobą jednego z milicjantów Ludwika Kordzińskiego, który w tym czasie pełnił dyżur na posterunku MO. W nieznanym celu prowadzili go na Tuszymę. Będąc na moście w Przecławiu udało mu się uciec. Skoczył z mostu do Wisłoki i w ten sposób się uratował. Nie wiadomo co Rosjanie z zemsty chcieli z nim zrobić. Dla mnie do dzisiejszego dnia zagadką jest jak można skoczyć z mostu do płytkiej latem Wisłoki i wyjść z tego cało. Tak mówił sam Kordziński, ale czy to jest prawda, mam wątpliwości. Z drugiej strony często w niebezpieczeństwie wychodzi się z opresji, chociaż wydaje się to niemożliwe.
Teofil Lenartowicz
Wrocław, 25.8.2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz