niedziela, 4 stycznia 2015

Jak Mielcowi urosły skrzydła



Jak Mielcowi urosły skrzydła



            Wchodząc w 2015 rok warto podkreślić i zastanowić się, jak to się stało, że 100 lat temu w główce 14-letniego mieleckiego chłopca zaczęły kiełkować lotnicze skrzydła Mielca.

Tak to należy nazwać, gdyż od tego momentu narodziła się przygoda Mielca lotnictwem. Warto z tej okazji przypomnieć owego chłopca i jego lotnicze zasługi nie tylko dla miasta z którego pochodził, ale także dla całości pisanego z dużej litery Lotnictwa. Warto sięgając do przeszłości przypomnieć towarzyszące temu wydarzenia.

            Z wielu wydanych publikacji dowiadujemy się, że początek mieleckiej przygody z lotnictwem zaczyna się tuż przed II Wojną Światową. Publikacje głoszą powstanie przemysłu lotniczego w Mielcu z chwilą uruchomienia Polskich Zakładów Lotniczych 1 sierpnia 1938 roku. Czytając dowiemy się jakim ogromnym wysiłkiem budowano PZL w Mielcu przez napływ ściąganych z całej Polski fachowców. Prawdą jest, że fabrykę, lotnisko i osiedle mieszkaniowe zbudowano w ekspresowym tempie wprost na piaskach. W podobnym tempie powstawał w PZL Mielec polskiej konstrukcji samolot PZL 37 Łoś, także budowany przez wielu fachowców z całej Polski. Nie można temu zaprzeczyć. Jednakże czytając większość publikacji może się wydawać, jakoby społeczeństwo Mielca miało znikomy udział w tym ogromnym przedsięwzięciu. Czytając można odnieść wrażenie, jakoby fachowcy z całej Polski zjechali na bezludną wyspę, gdzie zbudowali nowoczesny przemysł, a przecież nie stało się to bez udziału Mielczan. Brakuje podkreślenia w publikacjach roli społeczeństwa mieleckiego, którego zauroczenie lotnictwem przyczyniło się w znacznym stopniu do budowy zrębów przemysłu lotniczego w Mielcu.

            Życzeniem moim jest zmiana nastawienia w tym kierunku i w tym celu pragnę opowiedzieć w jaki sposób mieleckie społeczeństwo zostało zauroczone lotnictwem wiele lat przed budową PZL Mielec. W tym celu przewertowałem nieco publikacji, z których wyłania się dlaczego wybór lokalizacji wypadł akurat na Mielec liczący wówczas kilkanaście tysięcy ludności, a nie na jakieś inne być może większe miasto? Odpowiedź nie jest jednoznaczna, gdyż nie ma dokumentu stwierdzającego ten fakt. Jednak wyraźnie dojrzeć można, że języczkiem u wagi stała się rozbudzona świadomość lotnicza społeczeństwa mieleckiego rozmiłowanego w lotnictwie. Mielec miał już w tym czasie lotnisko, ale nade wszystko rozmiłowane w lotnictwie społeczeństwo. Wprawdzie lotnisko było tylko turystyczne, ale społeczeństwo prawdziwie rozkochane w lotnictwie.

Cofnijmy się z wydarzeniami o 100 lat i przypomnijmy jednego z dwu Braci Stanisława Działowskiego, który uruchomił lawinę zainteresowania lotnictwem w Mielcu. Było to w czasie I Wojny Światowej, kiedy pojawili się Mielcu żołnierze austriaccy z ogromnym balonem służącym do obserwacji nieprzyjacielskich wojsk.
14-letni wówczas Stanisław, tak urzeczony został balonem, że wraz z żołnierzami zniknął z Mielca wraz z pożyczonym rowerem. Nie wiadomo jaki był jego los, ale odnalazł się w Wiedniu, gdzie błąkającego i zapłakanego na ulicy chłopca przygarnęło do siebie jakieś litościwe bezdzietne małżeństwo. Wyobrażam sobie jaki musiał w jego głowie powstać silny impuls, pod wpływem którego zakiełkowała w niej myśl o własnych konstrukcjach. Stanisław ciągle opowiadał, o balonie i powietrznym lataniu nie mogąc się od tego tematu oderwać. Spowodowało to, że austriacka rodzina umieściła go w szkole lotniczej, skąd 1916 roku wstąpił ochotniczo do austro węgierskiego lotnictwa. Przez dwa semestry uczył się w szkole mechaników, a stamtąd przeniesiono go na Węgry. Według wersji znanego fotografa Wiktora Jadernego, przyjaciela młodego Stanisława, Stanisław dopędził na rowerze pod Krakowem austriackich baloniarzy, którzy przypomnieli sobie mieleckiego chłopca, przygarniając go i umieszczając w szkole mechaników lotniczych. Niezależnie od wersji Stanisław po rozpadzie Austro‑Węgier wrócił do rodzinnego Mielca, zastając ojca na łożu śmierci. Ojciec, Walenty Działowski, legionista, powstaniec z 1863 roku, zmarł 11 listopada 1918 roku, w dniu kiedy Polska odzyskała niepodległość.

W odrodzonej Polsce Stanisław, fot. powyżej, wstąpił do 2 Batalionu Lotniczego w Krakowie, przekształconego później w 2 Pułk Lotniczy. Ściągnął do siebie swego brata Mieczysława, gdzie wspólnie szlifowali zawód mechanika lotniczego.
Kiedy Stanisław wraz ze szkołą pilotów przeniesiony został z Krakowa do Bydgoszczy pociągnął znów za sobą swego brata. Zafascynowani lotnictwem studiowali pisma fachowe, cały czas marząc o własnej konstrukcji. Posiadając smykałkę techniczną skonstruowali motocykl, a następnie szybowiec nazwany „Bydgoszczanką”. Poniżej zdjęcia i dyplom.



Pomimo niepowodzeń z „Bydgoszczanką” szybowiec uznany został za rewelację techniczną. Dzięki niemu ich nazwiska dostały się na łamy gazet, a oni weszli do kręgu konstruktorów lotniczych w kraju.

Nie bacząc na trudne warunki materialne i lokalowe oraz kpiny ze strony otoczenia, bracia zbudowali swoją pierwszą awionetkę. Nie mieli do niej silnika, jednak szczęście im na tyle sprzyjało, że znaleźli sponsora. Był nim pasjonat lotnictwa, bydgoski szewc - Jan Krüger. Dzięki niemu bracia zakupili silnik wraz ze śmigłem. 1 lutego 1926 roku samolot oblatał pilot Józef Muślewski. Jego osiągi stały się ówczesną rewelacją. Nazwę samolotu DKD-1 stworzyły pierwsze litery nazwisk konstruktorów i ofiarodawcy silnika, oraz liczba kolejnego egzemplarza.
Sukces mielczan został zauważony i odnotowany przez prasę. Gazeta Bydgoska zamieściła na ten temat obszerną relację.

Następnym krokiem braci Działowskich było zdobycie uprawnień pilota. Stanisław był wyjątkowo pojętnym uczniem pilotażu. Licencję pilota zdobył w październiku 1926 roku, a jego brat Mieczysław trzy lata później w Aeroklubie Akademickim w Krakowie. Ponieważ osiągnięcia Działowskich zostały dostrzeżone w Warszawie, Stanisław został wraz ze swoim DKD-1 zaproszony na wystawę do Warszawy. Nie wysłał samolotu drogą kolejową do Warszawy, jak to było w zwyczaju, lecz samodzielnie dokonał przelotu, budząc swym czynem nie lada sensację, a pismo „Lotnik” zamieściło z jego wypowiedzi obszerną relację, w której sierżant pilot Stanisław Działowski, a jednocześnie konstruktor i budowniczy samolotu, wyraził całą swoją lotniczą pasję.  W tym czasie też przeniesiono go do 2 Pułku Lotniczego w Krakowie, gdzie pełnił funkcję pilota oblatywacza, pilota instruktora, oraz kontrolera nadzoru technicznego parku lotniczego.

Ci dwaj amatorzy samodzielnie wykonali rysunki, dokonali prób i zbudowali ulepszoną wersję DKD-2, a następnie DKD-3.


Należy zdać sobie sprawę, że działania obu braci odbywały się bez należytych środków finansowych. Stanisław ożeniony z bydgoszczanką miał liczną rodzinę obdarzoną siedmioma synami. Nic jednak nie mogło zahamować jego pasji lotniczej. Z własnej inicjatywy podjął się lotów propagujących organizację Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej (LOPP). Latał swym DKD-3 nad Krakowem i Śląskiem rozrzucając ulotki, chcąc jedynie od organizatorów zwrotu kosztów paliwa.

To w tym czasie wykonał swój pierwszy lot do rodzinnego miasta Mielca. W Mielcu sprawiono mu uroczystą fetę, a było to w czerwcu 1927 roku. Działowski wylądował na łące wzbudzając samolotem i swoją osobą ogromną sensację. Mielec stał się pierwszym miastem, które przyszło z pomocą finansową ofiarując kilkaset złotych. Zażądano tylko, aby na jednym ze swych samolotów umieszczony został herb miasta, co Działowscy uczynili. Od tej pory skrzydła Działowskich często pojawiały się nad Mielcem, a jak świadkowie twierdzą, kobiety zaaferowane przylotem samolotu, przypalały w garnkach potrawy.

Faktem jest, że Mielczanie zarazili się od Działowskich pasją lotniczą. Mieszkańcy spontanicznie oddawali pieniądze na rzecz budowy awionetek, wykupywali znaczki i okolicznościowe kartki. Zaczęli organizować lotnicze festyny. To w wyniku tej pomocy powstał DKD-3, z Gryfem, jako herbem Mielca na stateczniku.

Poniżej Stanisław i Mieczysław Działowski przy samolocie DKD-4, który na II Konkursie Awionetek w 1928 roku w Warszawie zajął 1 miejsce. (arch. M Działowski)






Poniżej DKD-5 który zajął na II Konkursie Awionetek  w 1928 roku 5-te miejsce. Pierwszy z lewej Mieczysław,
 a 5-ty Stanisław Działowski. (arch. W. Sankowski)

Działowscy często przylatywali do Mielca na samolocie własnej konstrukcji. Z ich inicjatywy zorganizowano w Mielcu pierwsze pokazy lotnicze. Na pokazy przyleciały z Krakowa trzy duże samoloty i Działowscy na DKD-3. Byli inicjatorami rozwoju lotnictwa w Mielcu, a jedną z nich było powołanie Komitetu Budowy Lotniska. Wkrótce przy współudziale mieszkańców i sprzyjającym im władzom miasta przystąpiono do budowy lotniska turystycznego. Zniwelowano 20 hektarów terenu, a otwarcie  lotniska nastąpiło 5 listopada  1931 roku. Na uroczystość otwarcia zgromadziły się tłumy ludzi. Od tego momentu zainteresowanie lotnictwem stało się jeszcze większe. Urządzano kursy i imprezy LOPP, wpłacano składki, a w gminach tworzono koła. W szkołach rozwijało się modelarstwo, a dzieciaki zaczęły puszczać latawce. W roku 1928 na II Krajowym Konkursie Awionetek na 16 zgłoszonych wystąpiły trzy samoloty konstrukcji Działowskich: DKD-3, DKD-4 i DKD-5. Po kilku awariach i kłopotach z przylotem do Warszawy DKD-4 zajęła w konkursie pierwszą nagrodę. DKD-3 zdobyła trzecią, a DKD-5 piątą nagrodę, pokonując nawet awionetkę RWD.

Był to wspaniały sukces konstruktorów – amatorów - braci Działowskich. Owacyjnie witał ich Kraków, prasa rozpisywała się o ich sukcesie, a rodzinny Mielec wyprawił na ich cześć uroczysty bankiet.


Poniżej Komisja II Konkursu Awionetek, od lewej siedzą prof. Władysław Tuszyński i pułk. Rayski.

Stoi z dyplomem za I miejsce uhonorowany Mieczysław Działowski. (arch. M. Działowski) 
 
  

Awionetki Działowskich witane przez tłumy sympatyków lotnictwa na krakowskim lotnisku w 1928 roku.

(arch. W. Sankowski)


Nie obyło się bez niepowodzeń i katastrof. Stanisław Działowski z kpt. Maciejewskim lecąc DKD-5 na międzynarodowe zawody lotnicze „Challenge 1930” w Berlinie, musieli awaryjnie lądować. Kapotując rozbili samolot, a Stanisław uległ ciężkim obrażeniom ciała.  Następnym niepowodzeniem był start w III Krajowym Konkursie Awionetek. Wyremontowany po kapotażu DKD-5 nie został dopuszczony do konkursu z powodu nadmiernej wagi.

Poniżej samolot DKD-4 bis na wystawie w Poznaniu. (arch. M. Działowski)


Ogromny sukces na II Krajowym Konkursie Awionetek, a następnie pech podczas lotu do Berlina i dyskwalifikacja na III Krajowym Konkursie Awionetek miały wpływ na dalsze losy Działowskich.  Wielu całkowicie zniechęciłoby  się do dalszej działalności, ale nie oni, uparcie dążący do swego celu. Powstawały nowe konstrukcje - DKD-6, 7, 8 i 9 jednak niedokończone z powodu braku kapitału.

W 1931 roku Stanisław zaprojektował typ samolotu pod nazwą „Aeromobil DKD-10”, który zarazem miał służyć do jazdy po ziemi, jak i lotów w powietrzu i być na potrzeby wojska. Do realizacji pomysłu, jak zwykle potrzebne były pieniądze. Otrzymano pozwolenie na zbiórkę pieniężną wśród podoficerów. Ze względu na darczyńców „Aeromobil” nazwano „Podoficer” i taką nazwę popularnie stosowano. Niestety ze względu na zbyt duży ciężar 600 kg i małą szybkość w locie 140 km/godz. uznano konstrukcję jako nieudolną i tak niedokończony samolot znalazł się na wystawie  we Lwowie, gdzie zaskoczyła go druga wojna światowa.

 Szkic samolotu DKD-10 Aeromobil nazwany  „Podoficer”


Poniżej Stanisław i Mieczysław Działowski podczas służby w 2 Pułku Lotniczym w Krakowie (arch. M. Działowski)





Po wybuchu II Wojny Światowej Stanisław wraz ze swym synem też Stanisławem ochotniczo zgłaszają się  do 6 Pułku Lotniczego we Lwowie, a stamtąd na wojenną tułaczkę najpierw do Francji. W marcu 1940 Stanisław-senior zostaje instruktorem pilotażu w 108 Batalionie Lotniczym w Montpellier. Po upadku Francji ojciec i syn zostają ewakuowani do Anglii, gdzie Stanisław-junior trafia jako uczeń do fabryki samolotów, a senior do RAF-u. Jako pilot RAF latał w składzie 2 AACU (Anti-Aircraft Cooperation Unit) w lotach patrolowych nad kanałem La Manche. 15 października 1941 został ranny w locie bojowym i skierowany do szpitala wojskowego w East Kilbrick w Szkocji. Do ran dołączyły się komplikacje z poprzednich kontuzji. Zmarł 19 marca 1942 roku. Spoczywa na cmentarzu w szkockim mieście Perth.

Tak zakończyły się losy niezwykłego człowieka, konstruktora, pilota i ojca licznej rodziny,  człowieka urodzonego na Ziemi Mieleckiej, którą rozsławiał poprzez swoją lotniczą pasję. Lata powojenne nie sprzyjały legendzie, na którą swoim życiem zasłużył. Był przecież pilotem RAF w Anglii.

Młodszy z Braci Mieczysław przeżył wojnę, spędzając okupację w Mielcu, a w powojennych czasach był współzałożycielem Aeroklubu Mieleckiego. Latał początkowo na samolotach sportowych, ale lata komunistycznej dyktatury nie sprzyjały pilotom międzywojennym. Został zawieszony w czynnościach pilota. Zmarł w Mielcu w 1983 roku.

 M. Działowski z Januszem Meissnerem pisarzem, pilotem, komendantem szkoły pilotów w Anglii na spotkaniu w Mielcu 1962r.


Pasjonująca historia Braci Działowskich przetrwała po dzień dzisiejszy. Dawny Aeroklub Mielecki przyjął nazwę imienia „Braci Działowskich” zawdzięczając im uskrzydlenie Mielca.

Wracając wstecz do lat z przed II Wojny Światowej należy podkreślić, że nie były latami łatwymi. Zacofana Polska musiała odrobić zaległości spowodowane polityką zaborców. Dotyczyło to w szczególności tak zwanej Polski „B” obejmującej obszar dawnej Galicji, gdzie leżał Mielec. Należało nie tylko odrobić opóźnienia, ale także rozwijać nowe gałęzie przemysłu. Widział to doskonale ówczesny prezydent Ignacy Mościcki, którego pamiętne słowa przedstawia okładka Młodego Lotnika.
Zacofanie dotyczyło także szkolnictwa i kultury przy wysokim bezrobociu. W Polsce „B”, gdzie nie było przemysłu, a rolnictwo było rozdrobnione, działo się pod tym względem najgorzej. Zadaniem ówczesnych Władz była nie tylko likwidacja zacofania, ale także takie usytuowanie przemysłu, aby przemysł szczególnie zbrojeniowy znajdował się jak najdalej od granic naszych odwiecznych wrogów Niemiec i Rosji, a w tym wypadku ZSRR. Były to przyczyny dla których wybór Centralnego Okręgu Przemysłowego (COP) wypadł w rejonie pasa sięgającego od Skarżyska, Stalowej Woli i dalej na południe w kierunku Mielca, Dębicy, Rzeszowa i Tarnowa. Takie usytuowanie miało na celu bezpieczną produkcję zbrojeniówki, na wypadek konfliktu zbrojnego przy jednoczesnej likwidacji bezrobocia.

Warto zastanowić się w tym momencie dlaczego decyzja o lokalizację przemysłu lotniczego wypadła na Mielec. Nad lokalizacją długo się zastanawiano. Generał Rayski proponował Lublin, albo Mielec. Istniały propozycję usytuowania zakładów koło Ropczyc. Losy lokalizacji ważyły się aż do stycznia 1937, rozważając budowę zakładu koło Ropczyc, natomiast w Mielcu planowano postawienie fabryki zapalników i części metalowych do amunicji artyleryjskiej. Ostatecznie wybór padł na Mielec, gdzie w 1937 roku rozpoczęto budowę fabryki samolotów pod nazwą PZL Mielec Wytwórnia Płatowców numer 2.
 Możemy dzisiaj rozważać, w jakim stopniu świadomość lotnicza społeczeństwa mieleckiego rozbudzona działalnością Braci Działowskich pomogła w usytuowaniu przemysłu lotniczego w Mielcu. Biorąc pod uwagę zafascynowanie Mielczan lotnictwem, istniejącym już lotniskiem i hojnością Rady Gminnej nie mam wątpliwości, że było to języczkiem u wagi podczas ostatecznej decyzji.  

Rekordem można nazwać, że po 18 miesiącach powstał nowoczesny zakład budowy samolotów Wybudowano nowoczesne lotnisko, osiedle mieszkaniowe, a w Rzeszowie fabrykę silników lotniczych. Już 1 sierpnia 1938 roku PZL Mielec rozpoczęły produkcję samolotów PZL-P37B Łoś, których kilkanaście sztuk wyprodukowano w tej fabryce do wybuchu II Wojny Światowej. 

Konstruktorem samolotu PZL-P37B Łoś był Jerzy Dąbrowski, polski konstruktor lotniczy urodzony 1899 w Nieborowie koło Łowicza. Samolot był 2-silnikowym dolnopłatem, z podwoziem-jedno goleniowym, dwukołowe, chowane w locie. Załoga 4 osobowa, pilot, dowódca obserwator, strzelec dolny-radiotelegrafista i tylny strzelec. Stanowisko obserwatora znajdowało się w przeszklonym nosie samolotu, wyposażonym w karabin maszynowy strzelający do przodu. Radiotelegrafista siedział wewnątrz kadłuba, za komorą bombową, a do jego obowiązków należała także obsługa tylno-dolnego karabinu maszynowego.

Do 1 września 1939 r. wytwórnie: PZL-WP nr 1 w Warszawie i PZL-WP nr 2 w Mielcu (działająca od 1 sierpnia 1939 r.) zdążyły wyprodukować łącznie około 120 bombowców PZL 37 A i B. W jednostkach wojskowych znajdowało się tylko 70 samolotów. 14 oblatanych maszyn serii B z wytwórni warszawskiej i trzy serii B z mieleckiej przeprowadzono drogą powietrzną na lotnisko Małaszewicze koło Brześcia nad Bugiem.

Samolot wzbudził ogromne zainteresowanie za granicą, czego efektem było kilka zamówień na około 100 sztuk, między innymi do Turcji, Rumunii, Jugosławii i Bułgarii. Licencję na produkcję samolotów kupiła Belgia. Samoloty produkowane na eksport miały być w wersji C i D, lecz ich różnica polegała jedynie na innym silniku. Łosie wersji A i B miały silniki 918 KM Bristol Pegasus, natomiast wersji C i D silniki 970 KM Gnome Rhone. Nigdy jednak do produkcji nie weszły. Wymiary: rozpiętość skrzydeł 18 m, długość 13, wysokość 4,25 m, paliwa zabierał 950 kg, a ze zbiornikami dodatkowymi 1500 kg, prędkość przelotowa 345 km/godz. zasięg z pełnym ładunkiem bomb 1500 km, pułap 9250 m po zrzuceniu bomb.

Tylko 3 egzemplarze zdołało z Mielca odlecieć do jednostek bojowych, pozostałe w procesie produkcji zostały zniszczone prze załogę wytwórni przed wkroczeniem Niemców.

Żałować należy, że w latach 60-tych zniszczono w Mielcu dokumentację techniczną Łosia. Jednak obecny PZL Mielec pod zarządem Sikorsky wykonał model tego samolotu w skali 1:1. Nie będzie to ze względu na brak dokumentacji replika samolotu, jednak zewnętrznie z zachowaniem wszystkich wymiarów przypominać będzie oryginał.
Model samolotu PZL-37B Łoś stojący w zakładzie PZL Mielec Sikorsky zbudowany przez załogę PZL w 2013 roku

 Z przykrością należy wspomnieć, że Bracia Działowscy nie są za swoje zasługi właściwie doceniani, tak w powojennej Polsce, jak i po przemianach ustrojowych 1989 roku. Obserwuje się doczepianie pod ich sukces innych autorów, co rozwadnia zasadniczo ich osiągnięcia na polu świadomości lotniczej Mielca. Czyż nie czas, aby w 100-lecie zakiełkowania Mieleckich Skrzydeł w głowie jednego z Braci Działowskich zmienić nastawienie i właściwie upamiętnić ich działalność?
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 4 stycznia 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz