niedziela, 8 grudnia 2019

Niezwykłości Ziemi Mieleckiej


Wieża triangulacyjna Patria we wsi Podole
Jedną z niezwykłości będącą na Ziemi Mieleckiej jest zapewne wieża triangulacyjna stojąca na granicy Przecławia z wsią Podole. Wieży tej nie ma już od dziesiątków lat i nawet niewielu pamięta gdzie ona stała. Została wybudowana na najwyższym szczycie w okolicy kilka lat przed II Wojną Światową i rzekomo służyć miała do pomiarów gruntu. Nazwę wieży i do czego służyła znam ze słyszenia i nie jestem pewien czy podałem je prawidłowo, gdyż nie ma to znaczenia w tym o czym chcę napisać.

Bliżej z ową wieżą zapoznałem się w latach 1946 – 1948, kiedy będąc listonoszem w Przecławiu byłem na Podolu częstym gościem. Stała ona na podwórku jednego z mieszkańców Podola o nazwisku Łazarz. Dokładnie znałem tego mężczyznę, bo był na tyle przedsiębiorczym, że parał się wydobywaniem żwiru z dna Wisłoki. Wziął sobie do pomocy mocnego jak tur mojego kolegę Edwarda Grębosza zwanego Szafą i z nim wydobywali żwir. Łazarz miał łódź z płaskim dnem zwaną krypą i na nią przy pomocy czerpaków wydobywali żwir. Szafa był bardzo usankcjonowany pracą u Łazarza, chełpił się tym i często przy składce na wódkę dorzucał podwójną składkę.

Nieco odbiegłem od opowieści, ale wstępując często z listami na podwórko Łazarza zachwycałem się widokiem na dolinę Wisłoki i jeszcze odleglejsze lasy Puszczy Sandomierskiej ciągnące się wzdłuż Wisłoki. Kilkadziesiąt metrów za drogą był kierkut z porozrzucanymi tam macewami, służącymi także do utwardzenia piaszczystej drogi. Stojąca na tym najwyższym punkcie wieża do wysokości około 3-4 piętra miała jeszcze wspanialszy widok wokół. Nie ma obecnie stamtąd tego wspaniałego widoku, gdyż okoliczne drzewa zasłaniają go. Nie stoi tam już wieża, a okoliczni mieszkańcy niewiele wiedzieli kiedy została usunięta.  

Jednak niezwykłość owego miejsca jest zupełnie inna. Opowiedział mi o niej dowódca oddziału partyzanckiego AK Aleksander Rusin ps. „Olek”, który działalnością partyzancką sięgał daleko poza Ziemię Mielecką. Czytającemu pragnę nadmienić, że na Ziemi Mieleckiej w paśmie lasów Puszczy Sandomierskiej w latach 1940-1944 hitlerowcy stworzyli dwa sąsiadujące z sobą poligony. Jeden wermachtu, a drugi SS w którego centrum znajdowała się wieś Blizna, gdzie przeprowadzano próby rakietowe V1 i V2. Na południe od owego miejsca istniał obóz koncentracyjny Pustków i chemiczne zakłady nazywane wówczas Lignozą. Natomiast w kierunku północnym był Mielec z przemysłem lotniczym i lotniskiem, gdzie Niemcy remontowali swoje samoloty.

Jednym z ważniejszych zadań partyzanckich oddziału Olka była penetracja poligonu SS i zdobywanie tajemnic rakiet V. Olek i jego partyzanci przedzierali się przez zasieki poligonów, zdobywali niewypały rakiet V i inne tajemnice. Niezwykle ważnym było, aby w wypadku upadłego niewypału rakiety V, partyzanci Olka byli szybsi od Niemców i mogli pozbierać jej części. W ten sposób zdobyte części rakiet, różnymi kanałami przekazywane były dowództwu AK w Warszawie.

W tym miejscu doszliśmy do setna niezwykłości wieży stojącej na pograniczu Podola z Przecławiem. Otóż ową wieżę Niemcy wykorzystywali do obserwacji momentu wystrzeliwania rakiety z wyrzutni w Bliźnie. Stamtąd rozpościerał się wspaniały widok na lasy skąd z Blizny wystrzeliwane były rakiety. Pod koniec 1943 roku i na początku 1944 nasiliło się wystrzeliwanie i stąd coraz częściej oglądałem nad horyzontem lasów rakietę, a następnie widok na niebie i jej łoskot. Olek obserwując Niemców, zorientował się że przed wystrzeleniem rakiety jadą oni pewnym samochodem z budą na Podole. Następnie wchodzą na wieżę i obserwują start rakiety. Wiedza ta pozwoliła, że partyzanci wiedząc o wystrzeleniu rakiety, byli przygotowani i mogli przed Niemcami pozbierać części rakiet. Zdarzało się, że ginęli przy tym, ale takie to były wówczas czasy.

Dla zobrazowania miejsca, gdzie stała wieża, posłużę się zdjęciem wykonanym około 1942 roku, własności Józefy Magleckiej z domu Czyzowskiej. Zdjęcie przedstawia powrót młodzieży przecławskiej z uroczego miejsca zwanego Stawiska. Była to dolina na dnie której płynął strumyk zwany Słowikiem, wpadający do Wisłoki i niewielki lasek z rozśpiewanymi wiosną słowikami. Widoczne na zdjęciu topole rosły na wzgórzu, wzdłuż piaszczystej drogi wznoszącej się z Przecławia ku wsi Podole. Tam na najwyższym wzniesieniu, widać na zdjęciu zarys owej wieży. Nie udało mi się podczas skanowania i obróbki owego zdjęcia wyraźniej utrwalić wieży.
1-Furmańska Janina, 2-Szawlińska Helena, 3‑Kordzińska Renia, 4-Grębosz Roman,  5-Wątróbska Henryka, 6-NN, 7-NN, 8-Janina Jarosz Zeyrlhuber. Na horyzoncie powyżej 9-tej osoby widać zarys wieży triangulacyjnej.

Może nie każdemu wydawać się powyższy fakt jako niezwykły, z czym nie zamierzam polemizować. Dla poparcia swej tezy dodam tylko, że jest on nieznany. Nie znajdziemy go w żadnej publikacji, lub w czyimkolwiek wspomnieniu. Wątpię czy zapamiętany został w rodzinie Olka.

Olek w czasie swej wieloletniej walki z obydwoma systemami totalitarnymi nie prowadził notatek. Nie miał nikogo kto by spisywał raporty i wysyłał dowództwu. Historia jego oddziału są znane jedynie z relacji spisanej przez Ewę Kurek w książce pt. Zaporczycy. Komuna nie wybaczyła mu że przeżył, więc z zemsty zrobiła go bandytą. W niezwykle brutalny sposób utrwalano opinie zwalając na niego własne UB-ckie przestępstwa. Taka opinia dotrwała do czasów transformacji ustrojowej i pozostała w niej niezwalczana przez następne dziesiątki lat. Historycy podobnie jak za komuny unikali tematu Olka, aby nie być posądzani o sprzyjanie mu. Nikt z organizacji kombatanckich, ani ŚZŻAK nie pomógł Olkowi oczyścić się z absurdalnych oskarżeń. Z czasów kiedy pisałem o zasługach Olka pamiętna jest wypowiedź redaktorki gazety Korso, że jestem adwokatem Olka. Nikt nie odważył się powiedzieć o zasługach Olka nawet wówczas kiedy otwierano Park Historyczny Blizna. To straszne, bo nie wywołano do apelu nawet tych, którzy zginęli podczas zdobywania tajemnic rakiet V. Flaki mi się przewracały w brzuchu słysząc o innych niż Olek bohaterach. Kiedy po uroczystości zagadnąłem prelegenta dlaczego nie powiedział o zasługach Olka, otrzymałem odpowiedź, że zna jego zasługi. Wiedział, ale nie powiedział.

Spotkania z Olkiem dały mi ogromną wiedzę i uzupełniły wszystko co poznałem w obu systemach totalitarnych. Jego niezwykłość jawi mi się ponad wszystkich bohaterów wymienianych na Ziemi Mieleckiej i pretendujących do upamiętnienia na pomniku. Czy nie najwyższa pora, aby opublikować projekt pomnika, poddać go pod publiczną dyskusję, aby nie popełniając błędu dać pierwszeństwo tym bohaterom co najwięcej cierpieli?
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 8 grudnia 2019
    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz