Wieża
triangulacyjna Patria we wsi Podole
Jedną z niezwykłości będącą na Ziemi
Mieleckiej jest zapewne wieża triangulacyjna stojąca na granicy Przecławia z
wsią Podole. Wieży tej nie ma już od dziesiątków lat i nawet niewielu pamięta
gdzie ona stała. Została wybudowana na najwyższym szczycie w okolicy kilka lat
przed II Wojną Światową i rzekomo służyć miała do pomiarów gruntu. Nazwę wieży
i do czego służyła znam ze słyszenia i nie jestem pewien czy podałem je
prawidłowo, gdyż nie ma to znaczenia w tym o czym chcę napisać.
Bliżej z ową wieżą zapoznałem się w
latach 1946 – 1948, kiedy będąc listonoszem w Przecławiu byłem na Podolu
częstym gościem. Stała ona na podwórku jednego z mieszkańców Podola o nazwisku
Łazarz. Dokładnie znałem tego mężczyznę, bo był na tyle przedsiębiorczym, że
parał się wydobywaniem żwiru z dna Wisłoki. Wziął sobie do pomocy mocnego jak
tur mojego kolegę Edwarda Grębosza zwanego Szafą i z nim wydobywali żwir.
Łazarz miał łódź z płaskim dnem zwaną krypą i na nią przy pomocy czerpaków
wydobywali żwir. Szafa był bardzo usankcjonowany pracą u Łazarza, chełpił się
tym i często przy składce na wódkę dorzucał podwójną składkę.
Nieco odbiegłem od opowieści, ale
wstępując często z listami na podwórko Łazarza zachwycałem się widokiem na
dolinę Wisłoki i jeszcze odleglejsze lasy Puszczy Sandomierskiej ciągnące się
wzdłuż Wisłoki. Kilkadziesiąt metrów za drogą był kierkut z porozrzucanymi tam
macewami, służącymi także do utwardzenia piaszczystej drogi. Stojąca na tym
najwyższym punkcie wieża do wysokości około 3-4 piętra miała jeszcze
wspanialszy widok wokół. Nie ma obecnie stamtąd tego wspaniałego widoku, gdyż
okoliczne drzewa zasłaniają go. Nie stoi tam już wieża, a okoliczni mieszkańcy
niewiele wiedzieli kiedy została usunięta.
Jednak niezwykłość owego miejsca jest
zupełnie inna. Opowiedział mi o niej dowódca oddziału partyzanckiego AK
Aleksander Rusin ps. „Olek”, który działalnością partyzancką sięgał daleko poza
Ziemię Mielecką. Czytającemu pragnę nadmienić, że na Ziemi Mieleckiej w paśmie
lasów Puszczy Sandomierskiej w latach 1940-1944 hitlerowcy stworzyli dwa
sąsiadujące z sobą poligony. Jeden wermachtu, a drugi SS w którego centrum
znajdowała się wieś Blizna, gdzie przeprowadzano próby rakietowe V1 i V2. Na
południe od owego miejsca istniał obóz koncentracyjny Pustków i chemiczne
zakłady nazywane wówczas Lignozą. Natomiast w kierunku północnym był Mielec z
przemysłem lotniczym i lotniskiem, gdzie Niemcy remontowali swoje samoloty.
Jednym z ważniejszych zadań
partyzanckich oddziału Olka była penetracja poligonu SS i zdobywanie tajemnic
rakiet V. Olek i jego partyzanci przedzierali się przez zasieki poligonów,
zdobywali niewypały rakiet V i inne tajemnice. Niezwykle ważnym było, aby w
wypadku upadłego niewypału rakiety V, partyzanci Olka byli szybsi od Niemców i
mogli pozbierać jej części. W ten sposób zdobyte części rakiet, różnymi
kanałami przekazywane były dowództwu AK w Warszawie.
W tym miejscu doszliśmy do setna
niezwykłości wieży stojącej na pograniczu Podola z Przecławiem. Otóż ową wieżę
Niemcy wykorzystywali do obserwacji momentu wystrzeliwania rakiety z wyrzutni w
Bliźnie. Stamtąd rozpościerał się wspaniały widok na lasy skąd z Blizny
wystrzeliwane były rakiety. Pod koniec 1943 roku i na początku 1944 nasiliło
się wystrzeliwanie i stąd coraz częściej oglądałem nad horyzontem lasów
rakietę, a następnie widok na niebie i jej łoskot. Olek obserwując Niemców,
zorientował się że przed wystrzeleniem rakiety jadą oni pewnym samochodem z
budą na Podole. Następnie wchodzą na wieżę i obserwują start rakiety. Wiedza ta
pozwoliła, że partyzanci wiedząc o wystrzeleniu rakiety, byli przygotowani i
mogli przed Niemcami pozbierać części rakiet. Zdarzało się, że ginęli przy tym,
ale takie to były wówczas czasy.
Dla zobrazowania miejsca, gdzie stała
wieża, posłużę się zdjęciem wykonanym około 1942 roku, własności Józefy
Magleckiej z domu Czyzowskiej. Zdjęcie przedstawia powrót młodzieży
przecławskiej z uroczego miejsca zwanego Stawiska. Była to dolina na dnie
której płynął strumyk zwany Słowikiem, wpadający do Wisłoki i niewielki lasek z
rozśpiewanymi wiosną słowikami. Widoczne na zdjęciu topole rosły na wzgórzu,
wzdłuż piaszczystej drogi wznoszącej się z Przecławia ku wsi Podole. Tam na
najwyższym wzniesieniu, widać na zdjęciu zarys owej wieży. Nie udało mi się
podczas skanowania i obróbki owego zdjęcia wyraźniej utrwalić wieży.
Może nie każdemu wydawać się powyższy
fakt jako niezwykły, z czym nie zamierzam polemizować. Dla poparcia swej tezy
dodam tylko, że jest on nieznany. Nie znajdziemy go w żadnej publikacji, lub w
czyimkolwiek wspomnieniu. Wątpię czy zapamiętany został w rodzinie Olka.
Olek w czasie swej wieloletniej walki z
obydwoma systemami totalitarnymi nie prowadził notatek. Nie miał nikogo kto by
spisywał raporty i wysyłał dowództwu. Historia jego oddziału są znane jedynie z
relacji spisanej przez Ewę Kurek w książce pt. Zaporczycy. Komuna nie wybaczyła
mu że przeżył, więc z zemsty zrobiła go bandytą. W niezwykle brutalny sposób
utrwalano opinie zwalając na niego własne UB-ckie przestępstwa. Taka opinia
dotrwała do czasów transformacji ustrojowej i pozostała w niej niezwalczana
przez następne dziesiątki lat. Historycy podobnie jak za komuny unikali tematu
Olka, aby nie być posądzani o sprzyjanie mu. Nikt z organizacji kombatanckich,
ani ŚZŻAK nie pomógł Olkowi oczyścić się z absurdalnych oskarżeń. Z czasów
kiedy pisałem o zasługach Olka pamiętna jest wypowiedź redaktorki gazety Korso,
że jestem adwokatem Olka. Nikt nie odważył się powiedzieć o zasługach Olka
nawet wówczas kiedy otwierano Park Historyczny Blizna. To straszne, bo nie
wywołano do apelu nawet tych, którzy zginęli podczas zdobywania tajemnic rakiet
V. Flaki mi się przewracały w brzuchu słysząc o innych niż Olek bohaterach. Kiedy
po uroczystości zagadnąłem prelegenta dlaczego nie powiedział o zasługach Olka,
otrzymałem odpowiedź, że zna jego zasługi. Wiedział, ale nie powiedział.
Spotkania z Olkiem dały mi ogromną
wiedzę i uzupełniły wszystko co poznałem w obu systemach totalitarnych. Jego
niezwykłość jawi mi się ponad wszystkich bohaterów wymienianych na Ziemi
Mieleckiej i pretendujących do upamiętnienia na pomniku. Czy nie najwyższa
pora, aby opublikować projekt pomnika, poddać go pod publiczną dyskusję, aby
nie popełniając błędu dać pierwszeństwo tym bohaterom co najwięcej cierpieli?
Teofil
Lenartowicz
Wrocław, dnia 8
grudnia 2019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz