Korespondencja
dotycząca poprzedniego tematu o książce pt. „Tajemnice Blizny”
E-mail otrzymany od pana Jacka Flisa:
Witam Panie
Teofilu.
Na początku życzę szybkiego powrotu
do zdrowia.
Pozwolę sobie na kilka słów
komentarza, ponieważ wywołał mnie Pan niejako do odpowiedzi, wymieniając mnie i
brata w swoim tekście z nazwiska (odwołał się Pan do przykładu Flisów). Mam
jednak kłopot z odniesieniem się do tekstu, gdyż niedokładnie rozumiem, o co
Panu chodzi podając nas za przykład. W związku z tym pozwolę sobie na
wyjaśnienie kilku kwestii, które jak rozumiem, Pana nurtują.
1. Rozdziały,
których współautorami byłem ja i Marek, były poświęcone działalności poligonu w
Bliźnie i jego dziejach po wojnie. Z tej przyczyny nie znalazły się tam
zagadnienia związane z działalnością wywiadowczą, w tym także Rusala. Tej
tematyce poświęcone są inne rozdziały.
2. Zapewniam
Pana, że powstanie tej książki poprzedzone było wieloletnimi badaniami
historycznymi, a teksty powstały w oparciu o wiarygodne źródła. Na przykład prace
badawcze na temat działalności poligonu Blizna prowadziliśmy z bratem ponad
dziesięć lat.
3. Zarzuca Pan
autorom niechęć do opierania się na wspomnieniach. Niestety same wspomnienia
są, mówiąc delikatnie, mało dokładnym materiałem do ustalania faktów historycznych.
Niech Pan spokojnie przeanalizuje na przykład treść wspomnień Czesława Barana,
dotyczących Blizny, które zamieścił Pan w "Śmierć zagląda w oczy". Z
całym szacunkiem, ale ten Pan nie mógł widzieć V-1 i V-2 przelatujących
codziennie nad Przecławiem z kilku przyczyn:
-odpalenia nie
były prowadzone codziennie
-V-1 i V-2 nie
odpalano równocześnie
-V-1 startowały
tylko przez kilkanaście dni w 1944 roku
-no i co
najważniejsze, pociski leciały generalnie w kierunku północno-wschodnim, czyli
w stronę Kolbuszowej, to jest dokładnie w kierunku przeciwnym niż Przecław. Nie
ma więc możliwości aby przelatywały nad Przecławiem.
Idąc dalej
informacja, że partyzanci wykradli z Blizny zgubioną rakietę i po zdemontowaniu
przewieźli do Londynu to całkowita bzdura. Proszę teraz samemu ocenić wartość
historyczną takich informacji.
Do czego
prowadzi wyciąganie wniosków tylko w oparciu o wspomnienia, przekonała się
dotkliwie właśnie autorka książki "Zaporczycy" Ewa Kurek. Po wyroku
sądu musiała z książki usunąć sporne fragmenty.
4. Śpieszę z
wyjaśnieniami, że tekst o Bliźnie na stronie internetowej Parku Historycznego,
o którym Pan wspomina, nie ma nic wspólnego z książką "Tajemnice
Blizny". Osoba autora Pana Gąsiewskiego oraz podobieństwo treści może
wskazywać są to fragmenty z jego książki "Blizna Fakty i sensacje".
5. No i tutaj
muszę Pana rozczarować. Pan Gąsiewski jest właśnie Mielczaninem, historykiem,
jednym z najbardziej twórczych mieleckich redaktorów. To właśnie jego książkę
"Blizna fakty i sensacje" promowano w tym roku w Bliźnie na zlocie
militarnym, to on jest autorem teksu na stronie internetowej Parku. To właśnie
jemu Gmina Ostrów powierzyła zadanie napisania książki o Bliźnie.
Jak Pan więc
widzi to właśnie Mielec nadaje ton i kierunek w popularyzacji historii Blizny.
Tak więc Pana argument, że "obcy" tworzą historię Blizny jest
całkowicie bezpodstawny.
Pozdrawiam Jacek
Flis
Moja odpowiedź do tekstu Pana Jacka
Flisa.
Nie
mam żalu, że uraził Pana mój przykład, gdyż nie był zbyt precyzyjny. Dotyczył
on pozytywnego przykładu jak należy dbać o własną historię, aby uwypuklić
wydarzenia historyczne z własnego terenu i tak Panowie zrobiliście. Podobnie
zrobił nadleśniczy śp. Zygmunt Jurasz prezentując w swoich materiałach
działalność leśników. Zapomniał jednak, że uwypuklając działalność leśników
przyćmił działalność ludzi o podobnych
zasługach, lub większych. Nie chciałbym tutaj licytować zasług ludzi
walczących z obydwoma ciemiężycielami Polski. Jednak człowieka takiego jak ja
razi pewna dysproporcja.
Pragnę odnieść się do punktów
Pańskiego maila.
Ad. 1. Dobrze, że sam Pan
przyznał, że w materiałach z których korzystaliście mało było wiadomości o
Rusalu. Ja jednak mam prawo sądzić, że gdyby on pochodził z gminy Ostrów
Panowie potrudzilibyście się więcej. Mógłbym też sądzić, o kierowaniu się
niechęcią do tego człowieka, jednak wykluczam ten wątek.
Ad. 2. Jeśli idzie o wiarygodne
źródła dotyczące Blizny i ruchu wywiadowczego, to jestem nimi zainteresowany
chętnie będę je poznawał.
Ad. 3. Wspomnienia Czesława
Barana nie są dobrym przykładem. Włączyłem je do swoich wspomnień jako
ciekawostkę. Ma Pan rację, że wykradzenie rakiety z Blizny to całkowita bzdura,
ale ja nie sądzę, żeby historyk potraktował to poważnie. Odnośnie widoczności
rakiety, to miałby Pan rację, gdyby rakieta była wielkości wrony i leciała na
jej wysokości. Brakuje Panu wyobraźni jak to wyglądało. Ja to zjawisko
widziałem własnymi oczami każdorazowo i właśnie z Przecławia. Byłem już wtedy
16-letnim chłopcem. Rakiety leciały w kierunku północnym i nie musiały lecieć
nad Przecławiem, aby być widoczne. Było to dla mnie urzekające widowisko. Gdyby
Pan pofatygował się do leżącej po lewej stronie Wisłoki na początku wsi Podole
i przeszedł by Pan na podwórko Kurgana, w miejsce gdzie stała wieża triangulacyjna
zwana przez ludzi Patrią, zobaczyłby Pan piękny widok na las w Bliźnie. Obecnie
ten widok zasłaniają drzewa i budynki. Jest to nad doliną Wisłoki wysokie
wzgórze, o którym mieszkańcy mówią, że jest na wysokości wieży kościoła w
Książnicach. Przed wojną wybudowano tam wieżę służącą prawdopodobnie do
pomiarów gruntów.
Powyżej na zdjęciu dwaj bracia Kurgan, stojący w miejscu gdzie na ich podwórzu we wsi Podole stała wieża triangulacyjna zwana Patrią.
Trudno mi ocenić wysokość wieży która tam stała, gdyż nigdy
na niej nie byłem, jednak musiał się z niej rozciągać wspaniały widok w tym na
Bliznę. Niemcy korzystali z tej wieży obserwując moment startu rakiety.
Przyjeżdżali tam przed jej odpaleniem i wchodzili na wieżę. Jazda określonego
niemieckiego samochodu przez teren działania oddziału partyzanckiego „Rusala”
był sygnałem dla nich, że będzie odpalana rakieta, co było mobilizacją sił w
celu dotarcia do ewentualnego niewypału rakiety przed przybyciem Niemców. Wolno
mi podejrzewać, że gdyby to oddział partyzancki z Kolbuszowej, Dębicy,
Sędziszowa czy Ostrowa był z tym faktem związany zapewne w materiałach Blizny
byłby wystarczająco szeroko uwypuklony. Przytoczony przez Pana przykład Ewy
Kurek nie jest dobrym przykładem, gdyż nie zmienia to faktu, że partyzanci
Zapory wrzucali wszy na puszysty piękny kożuch Siła-Nowickiego. W większości o
to była jego rodzina obrażona. Nie znamy
i nie będziemy znali jego roli w ujęciu Zapory przez Bezpiekę. Prawdą jest, że
V-1 i V-2 nie były odpalane jednocześnie i nie były odpalane codziennie, ale
nieprawdą jest, że tylko kilkanaście dni w 1944 roku. Tych rakiet tak V-1 jak i
V-2 było wiele. Spadały w wielu miejscach w Polsce w większości w rejonach
północnych i w pobliżu Blizny. Ja nie zapisywałem dat, ani nie prowadziłem
kroniki, ale nie można tego sprowadzać do kilku dni w 1944 roku.
Ad. 4. Ma pan rację. Tekst na
stronie internetowej Parku Historycznego nie ma nic wspólnego z książką „Tajemnice
Blizny” tylko z książką „Blizna Fakty i sensacje”. Tylko, że w książce „Blizna
fakty i Sensacje” niedawno ukazanej, najwięcej zmienił się tytuł. Pozostały
tekst został w większości wzięty z książki „Tajemnice Blizny”. To podobieństwo
jest tak widoczne, że wystarczy spojrzeć na datę wydania, żeby zorientować się
w czym jest rzecz. Sądzę, że Pan o tym wie.
Ad. 5. Znowu przyznaję Panu
rację, nawet bez rozczarowania, bo o tym doskonale wiem. Wszystko się w tym
punkcie zgadza, tylko nie zgadza się, bo pan Gąsiewski Włodzimierz nie jest
Mielcem. A ja mam pretensje właśnie do Mielca, a szczególnie do historyków. Kiedy
rozmawiałem z jednym z historyków, powiedział mi, że Olek Rusin stary człowiek,
któremu wszystko się myli i nie należy temu dawać wiary. Dowiedziałem się też,
że mam obsesję. Że jestem adwokatem pewnych osób, bo nie chodziło tylko o
Bliznę i Rusina. Jeszcze inni wysyłali mi pogróżki. Istnieją tacy którzy
nazywają jeszcze dzisiaj Rusala bandytą. Kiedy mianowano go do stopnia
pułkownika, byli tacy którzy demonstracyjnie protestowali przeciwko niemu w
urzędzie gminy itd. itd. Ma Pan racje, że pewne historie opowiadane, lub pisane
podobnie jak przykład Czesława Barana mogą stanowić ogromny margines błędów,
ale historyk powinien potrafić wyłuskać prawdę, do niej dojść i ją przekazać.
Ja znam ludzi z tamtych terenów, a znając ich potomków żyjących obecnie, wiem
jakie stanowisko zajmują wobec pewnych postaci podobnych do Rusina. Negatywne
stanowisko zajmują wszyscy ci, którzy dostawali od niego lanie na goły tyłek za
współpracę z okupantem. Rusin człowiek z ludu nie splamił sobie rąk braterską
krwią. W obwodzie mieleckim ps. Mleko wydano wyroki i zlikwidowano całą elitę
dowódców AK właśnie za rabunki i rozboje.
Mam pretensje do mieleckich historyków, że nie wzięli wiele z tego co
opowiadał. On nie zapisywał dat i nie prowadził kroniki, on walczył przez 17
lat z obydwoma systemami totalitarnymi i nie ugiął się nigdy. Swoim sprytem i
swej żony przechytrzył wszystkich i nie pozwolił się zabić. Stąd bierze się
jego wielkość przewyższająca wielkością innych bohaterów, o których czytamy w
relacjach wielu historyków. Powinniśmy się wstydzić, że nie potrafimy
upamiętnić takich ludzi, bo dotyczy to wielu innych. Nie rozumiem dlaczego nie
korzystamy z bohaterów rozsławiających ziemię na której żyli. Proszę zapytać
rodzinę Rusina co myślą na ten temat. Proszę wejść na stronę Internetową
Opozycja Mielecka, aby dowiedzieć się wiele ciekawych szczegółów o Rusinie.
Istnieje tam publikowanych wiele dokumentów, których treść warto przytoczyć.
Niedostateczne publikowanie wielkości bohaterstwa płk Olka Rusina w Parku
Historycznym Blizna jest zamazywaniem jego wartości patriotycznej. Tej wartości
jakiej obecnie tak nam bardzo brakuje i którą powinniśmy przekazywać młodszemu
pokoleniu. Moim zdaniem wszystko to co
napisano na stronie Parku Historycznego Blizna należy uzupełnić o pełną
działalność „Rusala” w odpowiedniej proporcji do innych wydarzeń i wymienionych
bohaterów. Niech będzie chwała Panu i Pańskiemu bratu jeśli się potrudzicie i
dokonacie tego dzieła nie oglądając się na innych.
Przepraszam
Pana, że niedostatecznym określeniem w poście mojego blogu błędnie odczytał Pan
zarzut skierowany w nazwisku Flis.
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia
17.9.2013
E-mail
otrzymany od pana Jacka Magdoń z Ropczyc cytuję:
Dziękuje za uwagi zawarte w Pańskim blogu, na temat książki
"Tajemnice Blizny". Jako jeden z współautorów ostatniego rozdziału
pragnę odpowiedzieć na zarzut nieuwzględnienia w należytym stopniu postaci Płk.
Aleksandra Rusina. Jeśli chodzi o rozdział ostatni "Blizna" po
latach" nie mogliśmy szeroko opisać losów osób związanych z rozpracowanie
poligonu, gdyż wydawca książki życzył sobie przede wszystkim, aby opisać proces
likwidacji materialnych pozostałości poligonu po wojnie. Dlatego odesłałem w
przypisie czytelników do moich artykułów o postaci "Rusala" w czasopismach
"Strzelec" i "Głos Powiatu". W artykułach tych skorzystałem
z udostępnionych mi zbiorów rodzinnych. Byłem też współorganizatorem spotkań
młodzieży strzeleckiej z Pułkownikiem. Zgadzam się, że ta wielka postać nie
została jeszcze należycie upamiętniona. Znam też liczne wątki złego traktowania
A. Rusina przez pracodawców w latach
60-tych i 70-tychnie, a nie tylko w okresie stalinowskim. To też trzeba będzie
kiedyś napisać. Wkład AK Mielec w rozpracowanie V jest niezaprzeczalny i zbyt
mało znany. Niestety, przez całe lata nie pisano o Bliźnie książek i to nie
przypadek, że wydawcami są muzeum w Gdańsku i fundacja w Londynie. W publikacji
tej mieliśmy ograniczone miejsce, stąd podwójni autorzy niektórych rozdziałów.
Książka ta niejako przełamała tę niemoc wydawniczą, ale zaledwie sygnalizuje
liczne ważne wątki, lecz nie jest monografią. Z związku z powyższym będę Panu
bardzo wdzięczny za wszelkie materiały dotyczące Płk. A. Rusina, szczególnie te
niepublikowane, a także inne wiążące się z Pustkowem czy Blizną. Odczuwam liczne braki w źródłach dotyczące
wykorzystania obiektów poligonowych przez sowietów. Proszę Pana o udostępnienie
osobistych wspomnień, o których wspominane jest w blogu. Mam nadzieję, że w
przyszłości wrócę do tematu w innej publikacji i zobowiązuję się wykorzystać
udostępnione materiały i Pana sugestie. Z wyrazami szacunku Jacek Magdoń
Ropczyce. Koniec cytatu.
Moja odpowiedź do tekstu pana
Jacka Magdoń.
Sprawa
nie jest tak prosta jakby się pozornie wydawało, gdyż nie wystarczy tylko całą działalność
"Olka" odpowiednio napisać. Należało by jeszcze zmienić mentalność
władz terenowych, historyków, wydawców prasowych, odpowiednich organizacji w
tym niepodległościowych kombatanckich itd. Przez ten mur jeszcze dzisiaj trudno
się przebić. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że wójt nie weźmie udziału w
uroczystości odznaczania "Olka", lub sprzeciwi się, upamiętnianiu
"Olka" na obelisku bojąc się protestów skierowanych do niego, a
przewodniczący koła kombatantów był donosicielem na "Olka",
przewodnicząca jakiegoś koła jest wnuczką dziadka dostającego lanie na goły
tyłek od "Olka", a inni ludzie mało znający historię słyszą, że
"Olek" był bandytą, to mamy odpowiedź. Naszym dzisiejszym zadaniem
powinna być szeroko zakrojona działalność uświadamiająca młodsze pokolenia jak
to właściwie było. Można to zrobić jedynie poprzez upamiętnianie, działalność
publicystyczną i ciągłą stałą walką o prawdę historyczną, przeciwstawiając się
protestom i zwalczając wątki szkodzące dobremu imieniu "Olka".
Wielkość "Olka" polega nie tylko na ilości zdobytych medali. Jego
wielkością jest fakt, że walczył z okupantami 17 lat, nie pozwolił się
unicestwić, a co najważniejsze nigdy nie zdradził swoich idei i towarzyszy
broni. Znałem "Olka" i wiem, że on był uczciwie wierny własnym ideałom.
Chowanie głowy w piasek przez ludzi na pewnych stanowiskach i mających coś do
powiedzenia przynosi zmowę milczenia dając upust fałszywym oskarżeniom. W
sprawie "Olka" interweniowałem do najwyższych władz i prasy. Kończyło
się, na pochwałach pod moim adresem, a prasa niechcąca się narażać nie
publikowała prawdy o "Olku" bojąc się protestu. To co piszę dotyczy
nie tylko "Olka", ale większości żołnierzy wyklętych obrzydzanych
dziesiątki lat przez komunistyczną władzę. Poniżej posyłam Panu link na stronę,
gdzie pan Marek Podolski publikuje wszystkie materiały o "Olku".
Więcej nic nie potrzeba, gdyż tam jest większość materiałów także z IPN.
Pozdrawiam Teofil lenartowicz.
Myślę
na razie zakończyć temat Blizny i płk Aleksandra Rusina ps. „Olek” i „Rusal”.
Jednakże w najbliższym czasie opiszę wszystko co wiem o tej sprawie, opublikuję
i wyślę do prasy nie tylko lokalnej, gdyż temat dotyczy szerszych kręgów.
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 21
września 2013
Witam Pana
OdpowiedzUsuńCieszę się z Pana powrotu do zdrowia.
Może skorzysta Pan z możliwości i przyjedzie do Rzeszowa 11 października. Na Uniwersytecie Rzeszowskim będzie prezentacja książki "Tajemnice Blizny". Będą autorzy, więc będzie Pan mógł zadać pytania i postawić publicznie zarzuty, które formułuje Pan wobec autorów i książki na swoim blogu. Myślę, że naukowcy chętnie udzielą Panu odpowiedzi.
Pozwolę sobie na kilka słów komentarza do Pańskiej odpowiedzi.
Po pierwsze chciałem sprostować: mój tekst został zamieszczony jako dostępny dla wszystkich komentarz do Pana wpisu na blogu. Myślę, że to ważne, bo z Pana wpisu wynika że to był email, czyli prywatna wiadomość. Można to sprawdzić w zakładce z sierpnia.
Muszę również zwrócić uwagę, że z niezrozumiałych dla mnie przyczyn manipuluje Pan moja wypowiedzią. Wielokrotnie przekręca Pan moje słowa i stwierdzenia, zmieniając tym samym sens moich wypowiedzi. Nie wiem w jakim celu Pan to robi, ale jest to co najmniej dziwne.
Pierwsza sprawa, ja nigdzie nie sugerowałem, że Pana słowa mnie uraziły. Raczył Pan powołać się publicznie na moje nazwisko, więc udzieliłem wyjaśnień w temacie i nic ponad to.
Jakoś nie może do Pana dotrzeć, że naukowcy zajmują się różnymi aspektami historii. Siłą rzeczy materiały, które publikują, zawierają szczegółowe opisy niektórych spraw i mniej dokładną analizę innych. Zwykle jedynie tyle, ile potrzeba do wyjaśnienia kontekstu. Jak już pisałem, artykuły moje i brata dotyczyły spraw poligonu i jego losach powojennych. Z tej przyczyny nie zawierają szczegółowych informacji o działaniach wywiadowczych Polaków. Tą tematyką zajęli się w swoich rozdziałach prof. Ostasz i dr. Zapart. To jest jedyna przyczyna takiego podziału treści.
Na marginesie, ani ja, ani brat, nie mieszkamy ani w Bliźnie ani w Gminie Ostrów, stąd Pańskie stwierdzenia, że uwypuklamy wydarzenia z "naszego terenu" są całkowicie bezpodstawne.
Ja nigdzie nie napisałem, że w materiałach z których korzystaliśmy było mało wiadomości o Rusalu!!! To Pan wymyślił to stwierdzenie i przedstawił jako moje!!! Pytanie tylko po co!?
Natomiast w dalszych stwierdzeniach mam wrażenie, że posunął się Pan za daleko. Sugerowanie wprost zaniechań, braku rzetelności w badaniach naukowych z przyczyn osobistych jest po prostu obraźliwe!!!
Niestety nie potrafię zobaczyć tego wielkiego podobieństwa między książką W. Gąsiewskiego a książką "Tajemnice Blizny" . Faktycznie udało mi sie zauważyć wiele podobieństw tekstów Gąsiewskiego z fragmentami z wcześniejszych wydawnictw, nawet dosłownie przepisane fragmenty, ale to dotyczy kilku książek.
Zgadzam się z Panem, że ekspozycja w Parku w Bliźnie jest fatalna, jak zresztą całokształt działalności tej instytucji z tzw. zlotami militarnymi na czele.
Wczytałem się w Pana teksty na blogu i wydaje mi się, że próbuje Pan na siłę ustawić mnie i ksiązkę po którejś stronie konfliktu, o którym Pan wspomina. Sugeruje Pan cały czas, że w swoich tekstach celowo pomijamy zasługi wybranych osób, sztucznie zaś powiększamy zasługi innych.
Otóż stanowczo zaprzeczam i sprzeciwiam sie takim stwierdzeniom. Są one dla mnie krzywdzące i obraźliwe. Proszę nie sugerować mi celowego fałszowania wyników moich badań wynikającego z osobistych pobudek, bądź czyichś inspiracji.
Chętnie będę dyskutował w sprawach merytorycznych, ale nie ma mojej zgody na wciąganie mnie w Pana spiskową teorię. Nie widzę mozliwości kontynuowania dalszej dyskusji w takim tonie.
Jacek Flis