Kicz, czy perełka?
W artykule gazety „Korso”, „Co z wisienką na tort? Z 16 sierpnia 2011 przeczytałem opinię przeciwną uświetnianiu miasta produkowanymi kiedyś w Mielcu samolotami. Opinia, jak opinia, każdy może mieć swoją, ale myślę, że tak bzdurnych opinii nie powinno się brać w ogóle pod uwagę. Przyrównującym samolot w Radomyślu do zdezelowanej tandety, pragnę przypomnieć szeroki artykuł Korso z przed kilku tygodni, w którym opisano spotkanie weteranów lotnictwa w tym konstruktorów zabytkowego, unikatowego, pierwszego w pełni metalowego samolotu M-2, uratowanego od zguby za staraniem pana Andrzeja Ziobronia i Władz Miasta. Odnowiony na radomyskim rynku samolot, wzbudza zainteresowanie sięgające wśród pasjonatów daleko poza Mielec. Miną lata, a ten samolot będą z zainteresowaniem oglądać przyjeżdżający z odległych stron miłośnicy lotnictwa. Czy to trzeba przypominać? Myślę że tak, aby się nie stało podobnie jak w latach 60-tych, kiedy zniszczono w Mielcu całą dokumentację samolotu PZL-P 37 Łoś produkowanego przed II Wojną Światową w Mielcu. Prawdopodobnie wyznawcy opinii o „zdezelowanej tandecie” wywodzą się z tych samych kręgów myślowych, co niszczący dokumentację samolotu PZL-P 37 Łoś.
Jeśli idzie o pomnik na mieleckim rynku, to proponuję młyn wiatrak. Dlaczego? Bo jak napisał za czasów zaborów ówczesny w Galicji historyk dr Franciszek Klein w dawnych wiekach na mieleckich równinach stało mnóstwo wiatraków. Oto jego wypowiedź w Notatniku Krakowskim na str. 124 cytuję: Na parę lat przed I wojną urządziłem kilka wy¬cieczek w różne strony Polski dla studiów nad archi-tekturą kościołów murowanych i drewnianych. Między innymi objechałem także ziemię mielecką. Zwiedziłem wówczas wszystkie dwory szlacheckie, zamki magnac¬kie, kościoły i kościółki, kapliczki przydrożne i boż¬nice. Było wtedy zamierzone wydanie dużej „Mono¬grafii Ziemi Mieleckiej", w której osobny rozdział miał być poświecony sztuce i właśnie opracowanie tego działu mnie powierzono. Niestety, do wydania dzieła nie przyszło wskutek wybuchu I wojny światowej, a po wojnie brakło funduszów na tego rodzaju przedsięwzięcia.
Z prawdziwą przyjemnością powracam nieraz myślą w tamte strony, gdzie na rozległych, jak stół rów¬nych nizinach rozłożyły się żyzne pola i łąki, gęsto usiane wiatrakami, od których poniekąd wziął nazwę Mielec. Wśród wielu dworów i dworków, pałaców i zamków, które rozsiadły się na równinie mieleckiej, szczególne moje zainteresowanie wzbudził zamek w Przecławiu. Koniec cytatu. Kiedyś urządzenie do mielenia zboża było prymitywnym urządzeniem zwanym mielcem, a nie jak nazywa się obecnie młynem. Zboże przywożona do takiego mielca w celu przemiału na mąkę. Czy dawna osada nie przyjęła nazwy Mielec od prymitywnego urządzenia zwanego mielcem i służącego do przemiału zboża? Uważam to za najbardziej prawdopodobną wersję. Mało prawdopodobną wydaje się wersja, że nazwa miasta Mielec pochodzi od nazwiska Mieleckich. Raczej Mieleccy pochodzą od nazwy miasta Mielec. Zapisy historyczne nie sięgają tak daleko, aby to stwierdzić. Prawdą jest, że Mielec słynął dawniej z młynarstwa i było tu mnóstwo młynów. W jednym z takich młynów mielili zboże w Mielcu na Borku moi przodkowie ponad 150 lat temu. Jest on zaznaczony na wojskowej XIX wiecznej mapie. Ten historycznie udowodniony młyn stoi do dzisiejszego dnia na posesji pana Marka Pyrzyńskiego przy ulicy Sienkiewicza 79A w Mielcu. Jego złota rączka ojciec Kazimierz Pyrzyński wykonał własnoręcznie model tego młyna wysokości około 1,5 metra. Można to oglądać jako ciekawostkę.
A może młyn wiatrak na pomniku byłby najlepszym rozwiązaniem na mieleckim rynku?
Teofil Lenartowicz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz