105 rocznica Niepodległości Polski jest
w Mielcu 105 rocznicą lotnictwa
Tak wynika z archiwalnych dokumentów znajdujących się w
Muzeum Lotnictwa w Krakowie, a dzieje się to za sprawą Braci Działowskich,
szczególnie starszego Stanisława. Owe dokumenty są na tyle przekonywujące, że
nie pozostawiają żadnych złudzeń co do ich wartości. Historia zapisała, a
opatrzność wskazała datę tej rocznicy. Niedowiarków zachęcam do zapoznania się
z dokumentami. Kilka z owych dokumentów opublikowałem na Facebooku, ale jest to
tylko kropla w morzu dokumentów.
Należy się ogromna wdzięczność Leszkowi Mańkowskiemu –
prezesowi Seniorów Lotnictwa w Krakowie i panu Radwanowi – dyrektorowi Muzeum
Lotnictwa też w Krakowie, że na moją prośbę i prezesa Mańkowskiego dyr. Radwan przekazał mi całą
elektroniczną kopię dokumentów Działowskich.
Społeczność Mielca ma prawo być dumna z bohaterów lotniczej
historii swego miasta. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że osiągnięcia lotnicze
Braci Działowskich znane były w całej Polsce, a miasto Mielec godnie czciło ich
lotnicze osiągnięcia. W dniu 8 grudnia 1928 roku społeczeństwo Mielca wydało
bankiet na cześć Działowskich, co wybitnie świadczy jaką ważną rolę dla miasta spełniała
ich lotnicza działalność. Dla kraju awionetka DKD-1 była pierwszą
skonstruowaną, wykonaną i oblataną polską sportową awionetką. To co dalej
tworzyli mieleccy bohaterowie budzi ogromne zdziwienie.
|
Bankiet wydany przez społeczeństwo miasta Mielca w dniu 8 grudnia 1928 roku na cześć Działowskich za ich lotnicze osiągnięcia dla miasta
|
Wiadomo jest, że Mielec z kilku tysięcy mieszkańców z czasów
powstania Niepodległości Polski 1918 roku, wyrósł obecnie do ponad 60 tysięcy.
Pierwszy wzrost był przed 1938 rokiem kiedy do budowanych i oddanych do użytku
PZL przybyło kilka tysięcy fachowców. Następny po 1946 roku kiedy komunistyczne
władze włączyły PZL pod nazwą WSK do zbrojeniówki, w celu oddania wojsku jak
największej ilości myśliwców odrzutowych. Ilość pracowników WSK wyniosła wówczas
niemal 25 tysięcy. Było to więcej niż miał Mielec mieszkańców, a było tak bo
zwożono pracowników tak z okolicznych wiosek jak i sąsiednich powiatów. Z
różnych części kraju znajdowali ludzie w Mielcu pracę i mieszkanie, a niemal
wszyscy pracowali w jedynej w mieście WSK. Całe rodziny pracowały w jednym
zakładzie. Jak pamiętam zakładem o innym profilu produkcyjnym była w Mielcu tylko
spółdzielnia krawiecka w ilości kilkaset kobiet mieszcząca się w baraku
pomiędzy obecnym kościołem a laskiem.
Mijały lata a z owego środowiska wyrosła nowa elita
kulturalna, która opanowała stanowiska w mieście i WSK. Wielu z tych elit wiedziało
o lotnictwie tyle, że dyrektorem WSK był Tadeusz Ryczaj. Nowa elita pragnęła
czegoś więcej niż sprawy jednego zakładu, a ponieważ nie mogła się przebić
przez lotniczy tematycznie labirynt znienawidziła go. To stąd dochodziły głosy,
że brzydzą Mielec lotnicze pomniki, że Mielcowi niepotrzebne lotnisko i wiele
podobnych bzdur. Wielu z elit nie będąc
z pochodzenia Mielczanami nie interesowało się historią Mielca, a szczególnie
historią lotnictwa. Ona im przeszkadzała w promowaniu innych kulturowo tematów,
po prostu była im obca i tak pozostało. Warto dodać, że komuna takich ludzi jak
Działowscy uznawała za wrogów. Dopiero po latach coś tam o nich powiedziano.
Jednak większość przybyłych z innych ziem korzeniami wrosła
w Mielec i kocha swoje miasto, a
lotnictwo stało się dla wielu ogromną życiową przygodą. Tego nie da się
zapomnieć, o tym pragniemy wspominać, wiedzieć co wspominają inni i znać historię lotnictwa.
Marzeniem Mielczan byłoby, aby okazji święta Niepodległości
Polski mogli pójść na wystawę o mieleckich ludziach lotnictwa i wydarzeniach lotniczych
począwszy od 1918 roku.
Trudno powiedzieć, ale w tym momencie dochodzimy do setna
sprawy, dlaczego w budynku „Jadernówka”, czy w Pałacu Oborskich nie ma
lotniczej wystawy tych dokumentów które się tam znajdują począwszy od Braci
Działowskich. Zamiast tego istnieje nieudolna próba kształtowania negatywnej
opinii o lotniczych pionierach. W tygodniku Korso wykonali zadanie redaktor i
kustosz, a ponieważ niewiele wiedzieli o Braciach Działowskich to napisali
bzdury. Że zawodowo byli konstruktorami – a byli amatorami pełniącymi służbę w
wojsku, że Stanisław uciekł z Polski – a Polski wtedy nie było. Że to co robili
to takie mało znaczące wydarzenie nie mające wpływu na późniejsze decyzje.
Zamiast kształtowania opinii należy przedstawić wystawę dokumentów
Działowskich, a wnioski nasuną się same.
Pytam wprost. Dlaczego obecnie w „Jadernówce” znajduje się
mało znacząca wystawa o Marianie Dąbrowskim, który ma tyle do Mielca że się w
nim urodził, a nie wystawa o ludziach mieleckiego lotnictwa takich jak Działowscy
i inni?
Podobnie było 5 lat temu, w 2018 roku z okazji święta
lotnictwa i Niepodległości Polski, kiedy w Korso ukazał się na całą stronę
artykuł o lotniczym bohaterze Lwowa 1920 roku. Miał on tyle związku z Mielcem,
że kilka tygodni chodził w Mielcu do szkoły. Pytam dlaczego z okazji tak
ważnych rocznic nie korzysta się z mieleckich
bohaterów lotnictwa, których jest mnóstwo? Dlaczego też lotnicze
historie Mielczan, oddawane do Muzeum Oborskich, toną tam jak w studni bez dna?
Błędem jest że istnieje mały nacisk na lotniczą historię przez
środowiska TMZM, KML, PROMLOT, Aeroklub i inne. To wymaga zmian w Mielcu, także
osobowych, albowiem manipulowanie opinią publiczną w celu osiągnięcia własnego
celu nie jest niczym dobrym. Miasto powinno dać Mielczaninowi oręż do ręki, aby
stał się dumny z swego miasta. Takim orężem jest historia.
Pewnego razu z okazji choroby przyjechało do mnie pogotowie,
a młody ratownik medyczny po zbadaniu zapytał w jakim pracowałem zawodzie.
Powiedziałem że w lotnictwie. A on odwrócił się do mnie i z taką dumą w głosie
powiedział:
A ja jestem z Mielca.
Zatkało mnie i krzyknąłem, to ja jestem z Mielca.
Ten młody chłopak, którego rodzice mieszkają na ulicy
Kusocińskiego w Mielcu, nie znał lotniczej historii Mielca. Sądzę że gdyby ją
znał, to jego duma z pochodzenia byłaby znacznie większa. I o to w tym
wszystkim chodzi, aby Mielczanin nie czuł się zagubiony w obcym mieście, lecz z
dumą niósł wysoko sztandar swojego miasta.
Kiedy dawno temu zapoznałem się z historią Działowskich,
urzekła mnie siła woli jednostki tkwiąca w 14-letnim chłopcu. Wprost nie mogę
sobie wyobrazić mocy, jaka w nim zaistniała. Porównując siłę państwa budującego
PZL w Mielcu do siły woli młodego Stasia uważam że jest nieporównywalna. Z
jednej strony totalna siła państwa, a z drugiej bezbronna jednostka. Dla mnie
niczym jest siła państwa w porównaniu do siły woli jednostki tkwiącej w Stasiu.
Taki przykład mocy powinno się nieść wysoko i stawiać za wzór młodzieży w całym
Kraju. Przestępstwem jest tego nie robić.
W swoim wspomnieniu z pierwszego lotu, jaki odbył Stanisław na
własnoręcznie wykonanej i skonstruowanej z bratem pierwszej polskiej awionetce
sportowej, wyraził on całą swoją radość z dokonanego dzieła. Nie ważna była
burza w której utknął kilkakrotnie nad Wisłą i mógł zginąć. Dla niego ważniejsze
były osiągnięcia lotne awionetki i radość z dokonanego czynu. Jest w tym coś
wspaniałego, a jednocześnie pięknego. Tego nie wolno zapomnieć. (Skan pisma
Lotnik z jego wspomnieniem z 1927 roku zamieściłem na Facebooku kilka dni temu)
Jestem prostym człowiekiem i zdaję sobie sprawę, jak wielu
zbagatelizuje to co piszę. Reakcją będzie, jak często bywa – to tylko mechanik,
co on tam wie, no i sięganie do przeszłości. Z przykładów w życiu mógłbym sporą
listę utworzyć.
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 4
listopad 2023 roku