Moje poczucie wolności
Ponieważ jestem z
grupy tak odległej wiekowo, że nawet 80-latkowie nie przeżywali podobnych doświadczeń,
pragnę podzielić się własnym życiowym przykładem. Korzystam w tym wypadku z rocznicy
Święta Wolności, które z okazji 30-lecia kontraktowych wyborów 4 czerwca 2019
obchodzimy.
W czasach kiedy
wolność kojarzy się większości społeczeństwa z jakimś enigmatycznym pojęciem,
trudno jest wymagać właściwego zrozumienia tej kwestii. Nie sądzę, aby mi się
udało rozświetlić owe zagadnienie, ale jeśli przytoczę własny przykład, a ktoś
dołączy doń swoje przemyślenia, to może wnioski nasuną się same.
Będąc dzieckiem też
nie rozumiałem zagadnienia wolności i co się z tym łączy. Szybko jednak
zrozumiałem, że z utratą wolności łączy się strach. Kiedy rozpoczęła się II
Wojna Światowa miałem 11 lat, doświadczenia życia w mieście i na wsi, wpojony
patriotyzm, wiarę w Boga i zakaz kłamstwa. Od tej pory z utratą wolności
towarzyszył mi ciągły strach. Ciągnął się do pełnoletniości i wiele lat po nim.
Postaram się
pokrótce przedstawić wydarzenia towarzyszące zjawisku strach. Widok uciekającego tłumu przed napaścią hitlerowskich
Niemiec był pierwszym sygnałem strachu.
Następne wydarzenia to pożar rodzinnego domu, uwięzienie przez Gestapo
ojca, zamordowanie przez hitlerowców ojca, przeżyty front działań wojennych,
ciągłe krycie się przed łapankami do Niemiec łącznie z ucieczką z transportu i
cały czas obawy o własne życie i swoich bliskich. Widok mordowanych Żydów. Ciężka
praca na rzecz okupanta.
Zbiórka Żydów na mieleckim rynku przed wywózką na miejsce likwidacji w 1942 roku |
Jak wyżej |
Mielecki rynek |
Mielec w czasie okupacji niemieckiej |
Mielecka ulica w czasie okupacji niemieckiej |
Żołnierze Wermachtu na dworcu kolejowym w Mielcu |
Rodzice otrzymywali za mnie jedynie 50 zł za nędzne ciuchy będące na mnie. |
Strach nie znikł nawet
po tzw. wyzwoleniu. Był to widok broniącej się siostry przed gwałtem sowieckich
oficerów i półroczne życie w strefie przyfrontowej na karku z rabującymi
czerwonoarmistami. Są to przeżycia z lat dziecięcych, a skutkiem powyższego było
półsieroctwo, brak podstawowych wiadomości szkolnych i ciężka praca tylko z
mamą na rzecz własnego bytu. Uzupełnienie wykształcenia istniało we mnie tylko
w sferze marzeń, albowiem nie miałem pomocy rodzicielskiej jak wielu moich
rówieśników.
Kiedy po osiągnięciu
pełnoletniości otrzymałem pracę listonosza, myślałem że złapałem Pana Boga za
nogi i znów był strach, że ją utracę słysząc o zwalnianiu nie należących do
partii. Nieco uspokoiłem się, kiedy zagadnięty o to sekretarz partii zapisał
mnie na karteczce. W sferze tych licznych nieszczęść była chyba Opatrzność
Boska dzięki której dostałem się do szkoły, ukończyłem maturę i zdobyłem zawód
technika telekomunikacji. Nawet wówczas nie miałem świadomości, że istnieje
jakaś wolność i prawa stojące na straży takich jak ja. Były to czasy, kiedy
dekretem zmuszano do pracy, a niepracujący traktowani byli jak przestępcy.
Skierowany nakazem pracy do MBP w wyuczonym zawodzie, nie zdawałem sobie sprawy,
że chwilowo łaskawy los pakuje mnie w następne niebezpieczeństwa. Wplątany w
tajemnice łączności najwyższych władz państwowych stałem się niewolnikiem
systemu komunistycznego. Od tej pory nie wolno mi było bez zgody nic. Musiałem
się pozbyć przyjaciół. Przestępstwem stał się patriotyzm, wiara i przyjacielska
życzliwość. Aby ograniczyć mi kontakty nie otrzymałem zgody na zaoczne studia
wyższe. Wykonywanie zawodowych obowiązków obarczone było zawsze strachem o
własne bezpieczeństwo. Podejrzliwość o podsłuchy rozmów i ciągłe wbijanie w
mózgi komunistycznych treści o wyższości ustroju napełniało obrzydzeniem.
Świadomość, że każda czynność może stać się przestępstwem dopełniało reszty. Powiem
krótko, żyłem w świadomości, że jedyne wyjście stamtąd istnieje przez kazamaty
więzienia na Rakowieckiej.
Znienawidziłem cały ten system zbudowany na
strachu, podejrzliwości i nienawiści do wyznawanych ogólnie wartości. A jednak
dzięki własnemu instynktowi samozachowawczemu i Opatrzności wydostałem się
stamtąd. Byłem szczęśliwy kiedy podjąłem pracę w przemyśle lotniczym w Mielcu.
Więcej zarabiałem i zniknął strach ciągłego zagrożenia. Nawet nie zdawałem
sobie sprawy, że można żyć bez ciągłego
wbijania w mózgi komunistycznych treści. Byłem zdziwiony, brakiem codziennych
prasówek, a na zebraniach przeważał temat produkcji. Nie była to jednak wolność
znana obecnie. Dalej istniał strach przed wypowiadaniem własnych myśli.
Zamykano okna drzwi, gdy mówiono o polityce, lub słuchano zakazanego przez
władzę radia.
Czym jest wolność
człowieka zaczynałem rozumieć podczas pobytów w krajach trzeciego świata i w
Związku Radzieckim. W krajach trzeciego świata strach istniał przed głodem, a
wolność istniała tylko by umrzeć. W Związku Radziecki bano się wszystkiego,
nawet wyjazdu bez zezwolenia do innego miasta czy wsi.
Kiedy nasz kraj
stanął w ruinie i wypuszczono z więzień ludzi walczących z tyranią, My-Naród
opowiedzieliśmy się, zdecydowanie po stronie Wolności. Przywrócono zasady
stosowania Konstytucji i Trójwładzę w rządzeniu Państwem. Dopiero wówczas mając
ponad 60 lat poczułem się człowiekiem wolnym.
Kilka lat temu
usłyszałem hasło „Polska dla Polaków” i znów zadrżała na mnie skóra ze strachu.
Przypomniało mi się to hasło, usłyszane przed wojną na ulicy w Katowicach,
kiedy byłem dzieckiem. Następował po nim okrzyk „Zabij Żyda” Nie rozumiałem
wówczas sensu owego hasła. Pojąłem go dopiero, widząc prowadzonych na śmierć
Żydów. Jak głęboko musiało to zapaść, aby zadrżeć na myśl powrotu takich
czasów?
Dzisiaj wiem, że
nie stosowanie zasad konstytucji, podporządkowanie sądownictwa, prokuratury i
samorządów terytorialnych politykom, służą do ograniczania wolności. Jest to
jak stąpanie po linie nad przepaścią.
Zadaję pytanie. Dlaczego
aby to wiedzieć, trzeba mieć moje doświadczenia życiowe i ponad 90 lat na
karku? Czyż nie powinni się bać owego zjawiska ludzie wchodzący obecnie w
życie?
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 4 czerwca 2019