wtorek, 4 czerwca 2019

Moje poczucie wolności


Moje poczucie wolności
Ponieważ jestem z grupy tak odległej wiekowo, że nawet 80-latkowie nie przeżywali podobnych doświadczeń, pragnę podzielić się własnym życiowym przykładem. Korzystam w tym wypadku z rocznicy Święta Wolności, które z okazji 30-lecia kontraktowych wyborów 4 czerwca 2019 obchodzimy.
W czasach kiedy wolność kojarzy się większości społeczeństwa z jakimś enigmatycznym pojęciem, trudno jest wymagać właściwego zrozumienia tej kwestii. Nie sądzę, aby mi się udało rozświetlić owe zagadnienie, ale jeśli przytoczę własny przykład, a ktoś dołączy doń swoje przemyślenia, to może wnioski nasuną się same.
Będąc dzieckiem też nie rozumiałem zagadnienia wolności i co się z tym łączy. Szybko jednak zrozumiałem, że z utratą wolności łączy się strach. Kiedy rozpoczęła się II Wojna Światowa miałem 11 lat, doświadczenia życia w mieście i na wsi, wpojony patriotyzm, wiarę w Boga i zakaz kłamstwa. Od tej pory z utratą wolności towarzyszył mi ciągły strach. Ciągnął się do pełnoletniości i wiele lat po nim.
Postaram się pokrótce przedstawić wydarzenia towarzyszące zjawisku strach. Widok uciekającego tłumu przed napaścią hitlerowskich Niemiec był pierwszym sygnałem strachu.  Następne wydarzenia to pożar rodzinnego domu, uwięzienie przez Gestapo ojca, zamordowanie przez hitlerowców ojca, przeżyty front działań wojennych, ciągłe krycie się przed łapankami do Niemiec łącznie z ucieczką z transportu i cały czas obawy o własne życie i swoich bliskich. Widok mordowanych Żydów. Ciężka praca na rzecz okupanta.
Zbiórka Żydów na mieleckim rynku przed wywózką na miejsce likwidacji w 1942 roku

Jak wyżej

Mielecki rynek

Mielec w czasie okupacji niemieckiej

Mielecka ulica w czasie okupacji niemieckiej

Żołnierze Wermachtu na dworcu kolejowym w Mielcu



Rodzice otrzymywali za mnie jedynie 50 zł za nędzne ciuchy będące na mnie.

Strach nie znikł nawet po tzw. wyzwoleniu. Był to widok broniącej się siostry przed gwałtem sowieckich oficerów i półroczne życie w strefie przyfrontowej na karku z rabującymi czerwonoarmistami. Są to przeżycia z lat dziecięcych, a skutkiem powyższego było półsieroctwo, brak podstawowych wiadomości szkolnych i ciężka praca tylko z mamą na rzecz własnego bytu. Uzupełnienie wykształcenia istniało we mnie tylko w sferze marzeń, albowiem nie miałem pomocy rodzicielskiej jak wielu moich rówieśników.
Kiedy po osiągnięciu pełnoletniości otrzymałem pracę listonosza, myślałem że złapałem Pana Boga za nogi i znów był strach, że ją utracę słysząc o zwalnianiu nie należących do partii. Nieco uspokoiłem się, kiedy zagadnięty o to sekretarz partii zapisał mnie na karteczce. W sferze tych licznych nieszczęść była chyba Opatrzność Boska dzięki której dostałem się do szkoły, ukończyłem maturę i zdobyłem zawód technika telekomunikacji. Nawet wówczas nie miałem świadomości, że istnieje jakaś wolność i prawa stojące na straży takich jak ja. Były to czasy, kiedy dekretem zmuszano do pracy, a niepracujący traktowani byli jak przestępcy. Skierowany nakazem pracy do MBP w wyuczonym zawodzie, nie zdawałem sobie sprawy, że chwilowo łaskawy los pakuje mnie w następne niebezpieczeństwa. Wplątany w tajemnice łączności najwyższych władz państwowych stałem się niewolnikiem systemu komunistycznego. Od tej pory nie wolno mi było bez zgody nic. Musiałem się pozbyć przyjaciół. Przestępstwem stał się patriotyzm, wiara i przyjacielska życzliwość. Aby ograniczyć mi kontakty nie otrzymałem zgody na zaoczne studia wyższe. Wykonywanie zawodowych obowiązków obarczone było zawsze strachem o własne bezpieczeństwo. Podejrzliwość o podsłuchy rozmów i ciągłe wbijanie w mózgi komunistycznych treści o wyższości ustroju napełniało obrzydzeniem. Świadomość, że każda czynność może stać się przestępstwem dopełniało reszty. Powiem krótko, żyłem w świadomości, że jedyne wyjście stamtąd istnieje przez kazamaty więzienia na Rakowieckiej.
 Znienawidziłem cały ten system zbudowany na strachu, podejrzliwości i nienawiści do wyznawanych ogólnie wartości. A jednak dzięki własnemu instynktowi samozachowawczemu i Opatrzności wydostałem się stamtąd. Byłem szczęśliwy kiedy podjąłem pracę w przemyśle lotniczym w Mielcu. Więcej zarabiałem i zniknął strach ciągłego zagrożenia. Nawet nie zdawałem sobie  sprawy, że można żyć bez ciągłego wbijania w mózgi komunistycznych treści. Byłem zdziwiony, brakiem codziennych prasówek, a na zebraniach przeważał temat produkcji. Nie była to jednak wolność znana obecnie. Dalej istniał strach przed wypowiadaniem własnych myśli. Zamykano okna drzwi, gdy mówiono o polityce, lub słuchano zakazanego przez władzę radia.
Czym jest wolność człowieka zaczynałem rozumieć podczas pobytów w krajach trzeciego świata i w Związku Radzieckim. W krajach trzeciego świata strach istniał przed głodem, a wolność istniała tylko by umrzeć. W Związku Radziecki bano się wszystkiego, nawet wyjazdu bez zezwolenia do innego miasta czy wsi.
Kiedy nasz kraj stanął w ruinie i wypuszczono z więzień ludzi walczących z tyranią, My-Naród opowiedzieliśmy się, zdecydowanie po stronie Wolności. Przywrócono zasady stosowania Konstytucji i Trójwładzę w rządzeniu Państwem. Dopiero wówczas mając ponad 60 lat poczułem się człowiekiem wolnym.
Kilka lat temu usłyszałem hasło „Polska dla Polaków” i znów zadrżała na mnie skóra ze strachu. Przypomniało mi się to hasło, usłyszane przed wojną na ulicy w Katowicach, kiedy byłem dzieckiem. Następował po nim okrzyk „Zabij Żyda” Nie rozumiałem wówczas sensu owego hasła. Pojąłem go dopiero, widząc prowadzonych na śmierć Żydów. Jak głęboko musiało to zapaść, aby zadrżeć na myśl powrotu takich czasów?
Dzisiaj wiem, że nie stosowanie zasad konstytucji, podporządkowanie sądownictwa, prokuratury i samorządów terytorialnych politykom, służą do ograniczania wolności. Jest to jak stąpanie po linie nad przepaścią.
Zadaję pytanie. Dlaczego aby to wiedzieć, trzeba mieć moje doświadczenia życiowe i ponad 90 lat na karku? Czyż nie powinni się bać owego zjawiska ludzie wchodzący obecnie w życie?
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 4 czerwca 2019