Opłatkowe
spotkanie w „Loteczce”
Dużo
by można pisać o opłatkowym spotkaniu w klubie lotników „Loteczka” we
Wrocławiu, odbytego we wspaniałej atmosferze Bożonarodzeniowego Święta. Odbyło
się ono jak zwykle w siedzibie Klubu „Orle Gniazdo” w dniu 10-tego stycznia
2017.
Nie
da się wprost opisać tej pięknej
wspaniałej atmosfery, jaka przebijała z owego spotkania. Choćby dlatego, że nie
zostało ono wyreżyserowane, lecz tak jak każde odbyło się spontanicznie i
wyłącznie z inicjatywy przybyłych na spotkanie. Może jedynie odśpiewanie hymnu
lotników i zagajenie było wcześniej zaplanowane wraz z przyjęciem na członka
pana Adama Sznajderskiego. Pozostałe wydarzenia były już całkowicie w gestii
członków Loteczki.
|
Przyjęty członek Adam Sznajderski |
Po
powyższym przystąpiono do składania sobie życzeń, trwające niemal do końca
spotkania. Znaleźli się natychmiast grajkowie z instrumentami muzycznymi.
Wymienić tu trzeba naszego Józia Młocka, który aż z Leszna przybył z
klawiszowym instrumentem, Stasia Błasiaka z Jeżowa Sudeckiego pod Jelenią Górą
ze skrzypcami, czy Józefa Kostki ze Świdnicy z harmonią.
Śpiewy kolęd pod
akompaniament stworzonej orkiestry odbywały się cały czas. Płynęła zewsząd
przyjaźń i stworzone wręcz braterstwo.
Było
w tym coś więcej niż serdeczność. Zaistniałe zżycie się z sobą w wyniku
comiesięcznych spotkań zaowocowało mocą więzów społecznych wśród Braci
Lotniczej z których każdy pochodzi niemal z odległej części Dolnego Śląska i
dalej. Bo przecież na nasze spotkania przybywają członkowie nie tylko z
Wrocławia, lecz także z Jeleniej Góry, Lubinia, Leszna i diabli wiedzą skąd
jeszcze. Są to wśród Braci Lotniczej znane w skali kraju nazwiska. Nie będę ich
wymieniał, bo nie chciałbym nikogo pominąć. Wymienię tylko naszego kochanego
Ojca Dominika Orczykowskiego, który bardzo często pomimo swojego wieku odwiedza
nas z Krakowa wzbogacając tym samym nasze spotkania. Wspomnieć też muszę naszą kochaną
Bolesławę Jońca zwaną Bolesią, która zaraża wszystkich swoim humorem i
serdecznością.
Niechaj
zazdroszczą nam wszystkie ośrodki lotnicze takiego klubu i takiej wspaniałej
atmosfery. Mamy się czym poszczycić, bo my w Loteczce mamy drzwi otwarte dla
wszystkich. Odbywamy spotkania raz w miesiącu zawsze w drugi wtorek miesiąca i
każdy może posłuchać naszych tematów, czy spotkać się ze znajomymi. Nie
posiadamy ułomności jakie posiadają inne ośrodki lotnicze, gdzie spotykają się
jedynie elity z okazji rocznic, lub wzajemnie ustalonych okazji. Posłużę się w
tym wypadku przykładem Mielca, gdzie lotnictwem pachnie w każdym domu, ale tam
w Klubie Miłośników Lotnictwa zapraszani są jedynie wybrani. Moi dawni koledzy,
którzy tworzyli własnymi rękami lotniczą historię Mielca mogą o rocznicach, lub
uroczystościach pomarzyć. Dowiadują się o odbytych spotkaniach jedynie
sporadycznie. Nie rozumiem tego, bo przecież nie decyduje tu obawa, że na
otwarte spotkanie przyjdzie zbyt wielu. Żal serce ściska, kiedy uświadomię
sobie, że w tym roku minie 50 lat, kiedy Mielczanie wylecieli samolotami AN-2 w
pierwszą agrolotniczą wyprawę do Sudanu, a rocznica owa nie będzie wzbogacona
wspomnieniami moich kolegów tworzących tamte wydarzenia.
|
Pierwsza ekipa Polaków,
przeważnie Mielczan w Sudanie w październiku 1967 roku w widłach Nilów
k/Hartumu w bazie Kilo 88. Stoją górny rząd: Tadeusz Gąsior, Sudańczyk Abbas,
Tadeusz Podlecki, M. Kołotko, Mirosław ?, Bronisław Lubliński, Kazimierz Duszkiewicz,
Wiktor Białek, Władysław Cena. Środkowy rząd: Z. Żok, Paweł Dzida, Jerzy
Pietrzak, Andrzej Pamuła, Franciszek Zalewski, Józef Misiaczek, Władysław
Adamczyk, Zbigniew Słonowski Stanisław Ortyl, Kowalski, Tadeusz Stępczyk.
Siedzą: Franciszek Drozdowski, Leopold Trojan, Mieczysław Gronek, Stanisław
Szetela, Lachcik i Aureliusz Foremny. (ze zbiorów Jerzego Pietrzaka)
|
To oni w większości
zapoczątkowali podbój nie tylko afrykańskiego agrolotnictwa, ale wiele innych
gałęzi lotnictwa niemal na całym świecie. Historia mieleckiego lotnictwa nie
była tworzona jedynie w gabinetach dyrektorów, konstruktorów i innych służb,
lecz szczególnie przez moich kolegów na mieleckim lotnisku. Odbywało się to w
Aeroklubie Braci Działowskich, w Zakładzie Usług Agrolotniczych i w Serwisie,
gdzie moi koledzy piloci i mechanicy wykonywali odpowiedzialne zadania niemal
pod każdą szerokością geograficzną świata.
Jaka
wielka szkoda, że moi koledzy nie mają w swoim zasięgu takiego klubu jak
„Loteczka” aby mogli przyjść, posłuchać, powspominać o dawnej pracy, przygodach
i wszystkim co się dawniej działo.
Czyż
nie jestem w czepku urodzony, że w moim klubie „Loteczka” panują inne obyczaje?
Bywam na spotkaniach, biorę czynny udział w życiu Klubu, żyję klubowymi
sprawami, słucham co inni mają do powiedzenia, a nawet często pozostali
słuchają co ja wiem o lotniczych sprawach. A najważniejsze, że klub „Loteczka”
przysporzył mi wiele przyjaciół.
Teofil
Lenartowicz
Wrocław,
dnia 15 stycznia 2017